Dana White i rywalka dla Rondy Rousey czyli obowiązkowy taniec z Giną Carano!
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: sobota, 12, lipiec 2014
Od wielu miesięcy trwają spekulacje i rozmowy na temat ewentualnego powrotu do MMA byłej zawodniczki Strikeforce i zarazem uważanej za najbardziej urodziwą fighterkę Giny Carano (7-1). Carano po klęsce i laniu jakie spuściła jej Cristiane "Cyborg" Justino (wówczas Santos) - nie chciała słyszeć o powrocie do walk i zajęła się występami w filmach. Sprawą angażu gwiazdy już osobiście zajął się prezes UFC Dana White i faktyczny współwłaściciel organizacji Lorenzo Fertitta. To może przyspieszyć jej powrót.
Przyspieszenie jest konieczne, bowiem do gry powrócił słynny Scott Coker - twórca Strikeforce, od niedawna zasiadający jako prezes firmy Bellator MMA, która jest numerem dwa światowego MMA. To dość niespodziewany zwrot sytuacji i przeciągnięcie takiej zawodniczki byłoby jego ogromnym sukcesem marketingowym. Na pewno taka myśl istnieje wewnątrz Bellator MMA, które za poprzedniego prezesa zrezygnowało z walk kobiet.
Mający z Giną od lat dobre relacje nowy prezes - sprzedał dawną firmę Zuffie, która przede wszystkim miała UFC jako priorytet i doprowadziła do zamknięcia Strikeforce. Zuffa potrzymała Cokera trochę w swoich strukturach, podziękowała i odprawiła na margines wydarzeń świata Mieszanych Sztuk Walki. Coker jednak nie chciał na nim pozostać. Po odbyciu karencji zakazu konkurencji - został zaangażowany przez koncern Viacom, właściciela Bellator MMA, nabytego zresztą od Bjorna Rebneya, którego Coker niespodziewanie zastąpił. Już myśli on jak wzbogacić swój arsenał a Carano w szeregach Bellatora to mógłby być cios w UFC i ogromny sukces medialny
Nic dziwnego zatem, że Dana White tak ostro wziął się do roboty. Nie jest to pierwsze i być może ostatnie podejście UFC pod przyciągającą ogromną uwagę Carano. Już zapowiedziano, że na pewno zmierzy się ona z mistrzynią wagi koguciej Rondą Rousey (10-0 MMA, 4-0 UFC). Ronda także walczyła w Strikeforce, tak więc obie panie sporo łączy. Dodatkowo nawet UFC zauważyło żenujący poziom rywalek Rondy Rousey podsuwanych jej w rekalmach jako wielkie fighterki a były one miażdżone w kilkanaście sekund. Tego nie kupują nawet fani WWE a co dopiero kibice MMA płacący po 55 dolarów za PPV.
Kolejna sprawa to kwestia wagi. Nawet koń w to nie uwierzy, że Gina zejdzie do wagi koguciej. Solidnie zbudowana zawodniczka z trudem robiła 65 kg po tańcach z prześcieradłem, zrzucaniem bielizny do zera etc. a co dopiero miałaby zejść na 61 kg? Co prawda medycyna zrobiła postępy od 2009 roku i różnego rodzaje diuretyki są już dostępne nawet w wersjach dopuszczalnych w sporcie, ale może sie okazać, że po ważeniu następnego dnia będzie cieniem zawodniczki. Pod znakiem zapytania jest też aktualna forma i dyspozycja, bo seksowne wymachy na ekranie to nie to samo co życiowa dyspozycja zawodnicza.
Dana White szybko postanowił wyjaśnić kilka punktów w tej kwestii. "Jadę na spotkanie z Giną w przyszłym tygodniu by ostatecznie zakończyć ten cholerny kontrakt. To wszystko zależy tylko ode mnie i Lorenzo i powinniśmy wskoczyć w samolot do Los Angeles, posiedzieć w pokoju z nią, jej adwokatem i zakończyć pracę" - powiedział lekko poirytowany pytaniami o status rozmów White. Poirytowani są także fani Giny czekający od dawna na jej powrót. Obietnice trwają już taki czas, że nie wiadomo czy się ziszczą i warto podzielić te obawy.
Przyspieszenie jest konieczne, bowiem do gry powrócił słynny Scott Coker - twórca Strikeforce, od niedawna zasiadający jako prezes firmy Bellator MMA, która jest numerem dwa światowego MMA. To dość niespodziewany zwrot sytuacji i przeciągnięcie takiej zawodniczki byłoby jego ogromnym sukcesem marketingowym. Na pewno taka myśl istnieje wewnątrz Bellator MMA, które za poprzedniego prezesa zrezygnowało z walk kobiet.
Mający z Giną od lat dobre relacje nowy prezes - sprzedał dawną firmę Zuffie, która przede wszystkim miała UFC jako priorytet i doprowadziła do zamknięcia Strikeforce. Zuffa potrzymała Cokera trochę w swoich strukturach, podziękowała i odprawiła na margines wydarzeń świata Mieszanych Sztuk Walki. Coker jednak nie chciał na nim pozostać. Po odbyciu karencji zakazu konkurencji - został zaangażowany przez koncern Viacom, właściciela Bellator MMA, nabytego zresztą od Bjorna Rebneya, którego Coker niespodziewanie zastąpił. Już myśli on jak wzbogacić swój arsenał a Carano w szeregach Bellatora to mógłby być cios w UFC i ogromny sukces medialny
Nic dziwnego zatem, że Dana White tak ostro wziął się do roboty. Nie jest to pierwsze i być może ostatnie podejście UFC pod przyciągającą ogromną uwagę Carano. Już zapowiedziano, że na pewno zmierzy się ona z mistrzynią wagi koguciej Rondą Rousey (10-0 MMA, 4-0 UFC). Ronda także walczyła w Strikeforce, tak więc obie panie sporo łączy. Dodatkowo nawet UFC zauważyło żenujący poziom rywalek Rondy Rousey podsuwanych jej w rekalmach jako wielkie fighterki a były one miażdżone w kilkanaście sekund. Tego nie kupują nawet fani WWE a co dopiero kibice MMA płacący po 55 dolarów za PPV.
Kolejna sprawa to kwestia wagi. Nawet koń w to nie uwierzy, że Gina zejdzie do wagi koguciej. Solidnie zbudowana zawodniczka z trudem robiła 65 kg po tańcach z prześcieradłem, zrzucaniem bielizny do zera etc. a co dopiero miałaby zejść na 61 kg? Co prawda medycyna zrobiła postępy od 2009 roku i różnego rodzaje diuretyki są już dostępne nawet w wersjach dopuszczalnych w sporcie, ale może sie okazać, że po ważeniu następnego dnia będzie cieniem zawodniczki. Pod znakiem zapytania jest też aktualna forma i dyspozycja, bo seksowne wymachy na ekranie to nie to samo co życiowa dyspozycja zawodnicza.
Dana White szybko postanowił wyjaśnić kilka punktów w tej kwestii. "Jadę na spotkanie z Giną w przyszłym tygodniu by ostatecznie zakończyć ten cholerny kontrakt. To wszystko zależy tylko ode mnie i Lorenzo i powinniśmy wskoczyć w samolot do Los Angeles, posiedzieć w pokoju z nią, jej adwokatem i zakończyć pracę" - powiedział lekko poirytowany pytaniami o status rozmów White. Poirytowani są także fani Giny czekający od dawna na jej powrót. Obietnice trwają już taki czas, że nie wiadomo czy się ziszczą i warto podzielić te obawy.