Miguel Torres znowu zwycięski!
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: środa, 19, luty 2014
Trudno wręcz uwierzyć, na jak wielkim zakręcie kariery znalazł się 33-letni Miguel Torres (41-7), swego czasu mistrz organizacji WEC w wadze piórkowej, uważany za jednego z najlepszych zawodników MMA bez podziału na kategorie, mający bajeczną wręcz technikę i to zarówno w stójce, jak i parterze. Jednak w pewnym momencie rozpoczął się proces jego coraz bardziej wyraźnego upadku.
Wszystko rozpoczęło się w sierpniu 2009 roku walką w obronie wspomnianego tytułu WEC. Znokautował go wówczas Brian Bowles, choć wielu wówczas uważało ten wynik za wypadek przy pracy, po którym szybko się podniesie. W następnym pojedynku odniósł jednak kolejną porażkę przed czasem, tym razem z Josephem Benavidezem. Potem w końcu to on wygrał, poddając Charlie’ego Valencię. Była to ostatnia jego walka w WEC, bowiem pod koniec 2010 roku organizacja ta została wchłonięta przez UFC.
A tam walczył ze zmiennym szczęściem i było widać, że nie jest tym samym efektownym, a przy tym efektywnym Miguelem Torresem, wciąż odczuwającym skutki upadku z piedestału wagi piórkowej, mające bardziej psychiczne niż fizyczne konsekwencje. Czarę goryczy dopełniła szybka porażka z Michaelem McDonaldem, po której został zwolniony z UFC. Kolejne dwa niepowodzenia, tym razem w WSOF (World Series of Fighting) totalnie pogrążyły go na uboczu poważnej rywalizacji.
W końcu jednak Torres mógł podnieść ręce w geście triumfu. Tak się stało w ostatnią sobotę, 15 lutego na gali United Combat League: Havoc in Hammond, gdzie pokonał na punkty Giovanni’ego Moljo (4-6). Było to pewne, niepodlegające dyskusji zwycięstwo Torresa, pierwsze od listopada 2011, gdy wygrał przez decyzję z Nickiem Pace’em na UFC 139. Cała walka toczyła się w stójce, gdzie skutecznie obijał przeciwnika zarówno ciosami jak i kopnięciami. I choć Moljo daleko do miana klasowego rywala, to sukces byłemu hegemonowi wagi piórkowej był potrzebny jak powietrze. Gala odbywała się w Hammond w stanie Indiana, w rejonie, z którego pochodzi Torres, dzięki czemu mógł liczyć na gorące wsparcie ze strony widowni.
Nie wiadomo, kiedy znowu będzie walczyć, ale na pewno z zaciekawieniem będziemy obserwować, jak w dalszym ciągu przebiegać będzie jego odbudowywanie własnej pozycji w MMA.
Wszystko rozpoczęło się w sierpniu 2009 roku walką w obronie wspomnianego tytułu WEC. Znokautował go wówczas Brian Bowles, choć wielu wówczas uważało ten wynik za wypadek przy pracy, po którym szybko się podniesie. W następnym pojedynku odniósł jednak kolejną porażkę przed czasem, tym razem z Josephem Benavidezem. Potem w końcu to on wygrał, poddając Charlie’ego Valencię. Była to ostatnia jego walka w WEC, bowiem pod koniec 2010 roku organizacja ta została wchłonięta przez UFC.
A tam walczył ze zmiennym szczęściem i było widać, że nie jest tym samym efektownym, a przy tym efektywnym Miguelem Torresem, wciąż odczuwającym skutki upadku z piedestału wagi piórkowej, mające bardziej psychiczne niż fizyczne konsekwencje. Czarę goryczy dopełniła szybka porażka z Michaelem McDonaldem, po której został zwolniony z UFC. Kolejne dwa niepowodzenia, tym razem w WSOF (World Series of Fighting) totalnie pogrążyły go na uboczu poważnej rywalizacji.
W końcu jednak Torres mógł podnieść ręce w geście triumfu. Tak się stało w ostatnią sobotę, 15 lutego na gali United Combat League: Havoc in Hammond, gdzie pokonał na punkty Giovanni’ego Moljo (4-6). Było to pewne, niepodlegające dyskusji zwycięstwo Torresa, pierwsze od listopada 2011, gdy wygrał przez decyzję z Nickiem Pace’em na UFC 139. Cała walka toczyła się w stójce, gdzie skutecznie obijał przeciwnika zarówno ciosami jak i kopnięciami. I choć Moljo daleko do miana klasowego rywala, to sukces byłemu hegemonowi wagi piórkowej był potrzebny jak powietrze. Gala odbywała się w Hammond w stanie Indiana, w rejonie, z którego pochodzi Torres, dzięki czemu mógł liczyć na gorące wsparcie ze strony widowni.
Nie wiadomo, kiedy znowu będzie walczyć, ale na pewno z zaciekawieniem będziemy obserwować, jak w dalszym ciągu przebiegać będzie jego odbudowywanie własnej pozycji w MMA.