Blog Karoliny Zawodnik: 2013 zaczął się dla mnie znakomicie!
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: poniedziałek, 11, marzec 2013
2013 zaczął się dla mnie znakomicie, wygrana w Lizbonie, a następnie wygrane kwalifikacje w Londynie.
Choć nie było łatwo, a raczej od samego początku pod górkę, bo koszty związane z podróżą do UK były bardzo duże, wiadomo, nie jest to zbyt tanie państwo porównując je do Polskich warunków.
Na szczęście miałyśmy znajomą w Londynie, która nas przekimała (z tego miejsca pozdrawiam Cię serdecznie Asiu!!!!). Niestety zawody odbywały się 100 km od Londynu i podróż do tego miejsca trwała łącznie w jedną i drugą stronę 5h: 30 minut metrem, 1,5 h pociągiem i 10 minut autobusem ponieważ okazało się, że sala jest na całkowitym zadupiu, prawie za miastem. Żeby było zabawnie to dzień przed zawodami zatrułam się Londyńskim jedzeniem i o godzinie 20 klęczałam przed tronem elegancko wymiotując do niego.
Do UK pojechałam z Anią Wilanowską. Na początku ja z Anią byłyśmy rozpisane po jednej stronie drabinki, wiec poprosiłyśmy organizatorów o przeniesienie mnie do drugiej połówki.
Pierwszą miałam z Brodie Arizona Mercedes z Gold Team (purpurowy pas), ale za to cięższa ode mnie około 15 kg. Na początku dwie minuty czaiłyśmy się na siebie w końcu zeszłam do otwartej gardy, udało mi się przetoczyć i zdobyć boczną. Z wynikiem 5:0 wygrałam.
Drugą walczyłam z Larsson Janni z Check Mat. Z Janni w tym roku walczyłam 3 raz. Na ME w swojej kategorii wygrałam z nią, a w open przy stanie 0:0 przegrałam. Wiedziałam, że będzie chciała tak samo rozegrać tą walkę jak w open, czyli zamknięta garda (przytrzymać 5 minut i wygrać przez wskazanie). Nawet się nie ogarnęłam dobrze i już mnie miała w zamkniętej gardzie. Oczywiście pomyślałam sobie, że już przegrałam, ale najlepsze jest to że zrobiłam jej wyjście z gardy, którego nigdy na treningach nie robiłam i zawsze sądziłam, że nie działa. No więc jak już zrobiłam technikę, której nigdy nie ćwiczyłam i przeszłam jej gardę do bocznej to utrzymałam tylko mniej więcej dwie sekundy, Janni poszła do żółwia, a ja za nią. Dostałam przewagę i w ten sposób wygrałam półfinał.
W finale spotkałam się z Anią, która mi go oddała, jeszcze raz bardzo jej dziękuję za to.
Organizacja zawodów była dosyć słaba. Uważam, że w Polsce World Pro było zorganizowane na o wiele wyższym poziomie. Samo to, że organizatorzy nie zrobili open kobiet (purpurowych, brązowych i czarnych pasów) było dla nas zagadką mimo, że wcześniej zapisali nas do tej kategorii. Po wielu godzinach czekania dowiedziałyśmy się, że nie ma open ponieważ miałyśmy bilety w swoich kategoriach więc po co nam open???!!! To stwierdzenie nas zabiło, bo na wszystkich triasach, na których do tej pory startowałam zawsze było open tej kategorii.
Co dalej??? Za 3 tygodnie prawdopodobnie jadę na ME na Węgry (jeżeli znajdzie się jakiś sponsor), bo koszty też pewnie nie będą małe, a już za 5 tygodni witaj ABU DHABI!!!! Czyli finały World Pro, pięknie znaleźć się w ścisłej czołówce światowej i móc zawalczyć z najlepszymi , a z jakim wynikiem? to się jeszcze okaże.
Chciałabym podziękować mojemu trenerowi, oczywiście mowa o Piotrze Bagińskim, chłopakom z klubu, Przemysławowi Wojdalskiemu za treningi crossów, Mariuszowi Hernik z ORTHOSPORT za rehabilitację i ułożenie treningu siłowego na taśmach, firmie Tora, Pazim i Pit Bull!!!
DZIĘKUJĘ!!!
Trzymajcie się ciepło, mam nadzieję, że już niedługo wiosna nas przywita bo nie wiem jak wy, ale ja jestem zdecydowanie ciepłolubnym stworkiem Pozdrawiam serdecznie i do następnej blogowej wiadomości.
Choć nie było łatwo, a raczej od samego początku pod górkę, bo koszty związane z podróżą do UK były bardzo duże, wiadomo, nie jest to zbyt tanie państwo porównując je do Polskich warunków.
Na szczęście miałyśmy znajomą w Londynie, która nas przekimała (z tego miejsca pozdrawiam Cię serdecznie Asiu!!!!). Niestety zawody odbywały się 100 km od Londynu i podróż do tego miejsca trwała łącznie w jedną i drugą stronę 5h: 30 minut metrem, 1,5 h pociągiem i 10 minut autobusem ponieważ okazało się, że sala jest na całkowitym zadupiu, prawie za miastem. Żeby było zabawnie to dzień przed zawodami zatrułam się Londyńskim jedzeniem i o godzinie 20 klęczałam przed tronem elegancko wymiotując do niego.
Do UK pojechałam z Anią Wilanowską. Na początku ja z Anią byłyśmy rozpisane po jednej stronie drabinki, wiec poprosiłyśmy organizatorów o przeniesienie mnie do drugiej połówki.
Pierwszą miałam z Brodie Arizona Mercedes z Gold Team (purpurowy pas), ale za to cięższa ode mnie około 15 kg. Na początku dwie minuty czaiłyśmy się na siebie w końcu zeszłam do otwartej gardy, udało mi się przetoczyć i zdobyć boczną. Z wynikiem 5:0 wygrałam.
Drugą walczyłam z Larsson Janni z Check Mat. Z Janni w tym roku walczyłam 3 raz. Na ME w swojej kategorii wygrałam z nią, a w open przy stanie 0:0 przegrałam. Wiedziałam, że będzie chciała tak samo rozegrać tą walkę jak w open, czyli zamknięta garda (przytrzymać 5 minut i wygrać przez wskazanie). Nawet się nie ogarnęłam dobrze i już mnie miała w zamkniętej gardzie. Oczywiście pomyślałam sobie, że już przegrałam, ale najlepsze jest to że zrobiłam jej wyjście z gardy, którego nigdy na treningach nie robiłam i zawsze sądziłam, że nie działa. No więc jak już zrobiłam technikę, której nigdy nie ćwiczyłam i przeszłam jej gardę do bocznej to utrzymałam tylko mniej więcej dwie sekundy, Janni poszła do żółwia, a ja za nią. Dostałam przewagę i w ten sposób wygrałam półfinał.
W finale spotkałam się z Anią, która mi go oddała, jeszcze raz bardzo jej dziękuję za to.
Organizacja zawodów była dosyć słaba. Uważam, że w Polsce World Pro było zorganizowane na o wiele wyższym poziomie. Samo to, że organizatorzy nie zrobili open kobiet (purpurowych, brązowych i czarnych pasów) było dla nas zagadką mimo, że wcześniej zapisali nas do tej kategorii. Po wielu godzinach czekania dowiedziałyśmy się, że nie ma open ponieważ miałyśmy bilety w swoich kategoriach więc po co nam open???!!! To stwierdzenie nas zabiło, bo na wszystkich triasach, na których do tej pory startowałam zawsze było open tej kategorii.
Co dalej??? Za 3 tygodnie prawdopodobnie jadę na ME na Węgry (jeżeli znajdzie się jakiś sponsor), bo koszty też pewnie nie będą małe, a już za 5 tygodni witaj ABU DHABI!!!! Czyli finały World Pro, pięknie znaleźć się w ścisłej czołówce światowej i móc zawalczyć z najlepszymi , a z jakim wynikiem? to się jeszcze okaże.
Chciałabym podziękować mojemu trenerowi, oczywiście mowa o Piotrze Bagińskim, chłopakom z klubu, Przemysławowi Wojdalskiemu za treningi crossów, Mariuszowi Hernik z ORTHOSPORT za rehabilitację i ułożenie treningu siłowego na taśmach, firmie Tora, Pazim i Pit Bull!!!
DZIĘKUJĘ!!!
Trzymajcie się ciepło, mam nadzieję, że już niedługo wiosna nas przywita bo nie wiem jak wy, ale ja jestem zdecydowanie ciepłolubnym stworkiem Pozdrawiam serdecznie i do następnej blogowej wiadomości.