Buakaw Banchamek zachowuje tytuł WMC Muay Thai w dużych męczarniach! Video!
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: niedziela, 03, maj 2015
Nie walczący przez dłuższy okres czasu Buakaw Banchamek (221-22-12) to rzadki widok. Aż trudno w to uwierzyć, ale 2 maja 2015 roku na gali w chińskim Xiamen stoczył swoją pierwszą tegoroczną walkę! I był to występ, który Taj będzie chciał raczej jak najszybciej wymazać z pamięci i skupić się na przygotowaniach do kolejnych.
W obronie należącego do niego tytułu mistrza świata WMC zmierzył się z zawodnikiem gospodarzy, Yan Binem, wielokrotnym mistrzem Chin w boksie tajskim. I choć Buakaw bez cienia wątpliwości wygrał to starcie, to jednak jego dyspozycja pozostawiała wiele do życzenia. Przez lata zasłynął jako specjalista od rzutów i podcięć, a jego oponentowi udawało się kilkukrotnie posłać Taja na deski właśnie tego typu akcjami.
Ponadto Chińczyk pokazał się jako bardzo twardy fighter, gdy np. w pierwszej rundzie zebrał dwa mocne kopnięcia na głowę, po których jakby nigdy nic nadal stał na nogach. Można się mocno przyczepić do jego wyszkolenia technicznego i braku ogłady taktycznej, gdyż walczył bardzo chaotycznie. Nienajlepiej dysponowany Buakaw miał z nim jednak pewne problemy, na remis spisywali się w klinczu, a wygrał głównie wyższością techniczną oraz doświadczeniem, gdyż dzięki temu w przeszłości potrafił już przechylać szalę na swoją korzyść w sytuacji, gdy był pod formą.
Osobną kwestią jest dziwny jak na pojedynek o pas WMC dystans rundowy, gdyż zamiast tradycyjnych pięciu były zaledwie trzy. W tego typu sprawach powinny obowiązywać jednolite regulacje, ale widać, że niektórzy wychodzą z założenia, że można sobie dowolnie zmieniać tak, wydawać by się mogło, elementarne przepisy walk o tytuły Muay Thai.
Może zdawano sobie sprawę z tego, że Yan Bin jest rzucany na zbyt głęboką wodę, dlatego też postanowiono urwać dwie rundy z całości?
W każdym bądź razie Chińczyk pokazał mnóstwo waleczności w ringu i dał po prostu dobry bój. Obchodzący 8 maja swoje 33 urodziny Buakaw osiagnął bezwzględny plan minimum na walkę, czyli zachował pas przy sobie. Po niej tłumaczył swoją gorszą dyspozycję nie tylko dłuższą przerwą w startach, ale i kontuzjami. Nie zmienia to faktu, iż był to po prostu daleki od optymalnego występ Taja i musi sporo poprawić, gdy przyjdzie do rywalizacji ze znaczenie lepszymi rywalami. Oczywiście każdy, zwłaszcza ktoś taki jak Buakaw, ma prawo do gorszych pojedynków, a on sam doskonale wie, że w ostatnią sobotę nie był sobą. To również cecha, która wyróżnia prawdziwego mistrza.
Na tej samej gali rywalizowała także Martyna Król. Regularnie startująca na azjatyckich imprezach, mieszkająca w Holandii, a pochodząca z Polski, 20-letnia zawodniczka, tym razem musiała uznać wyższość Kasinee Tabtrai z Tajlandii. Jak sama przyznała na swoim Facebooku, była to wyrównana walka, więc do szczęścia brakowało jej niewiele. Wierzymy, iż kolejne występy tej od zaledwie dwóch lat uprawiającej Muay Thai zawodniczki będą bardziej udane i przede wszystkim zwycięskie.
W obronie należącego do niego tytułu mistrza świata WMC zmierzył się z zawodnikiem gospodarzy, Yan Binem, wielokrotnym mistrzem Chin w boksie tajskim. I choć Buakaw bez cienia wątpliwości wygrał to starcie, to jednak jego dyspozycja pozostawiała wiele do życzenia. Przez lata zasłynął jako specjalista od rzutów i podcięć, a jego oponentowi udawało się kilkukrotnie posłać Taja na deski właśnie tego typu akcjami.
Ponadto Chińczyk pokazał się jako bardzo twardy fighter, gdy np. w pierwszej rundzie zebrał dwa mocne kopnięcia na głowę, po których jakby nigdy nic nadal stał na nogach. Można się mocno przyczepić do jego wyszkolenia technicznego i braku ogłady taktycznej, gdyż walczył bardzo chaotycznie. Nienajlepiej dysponowany Buakaw miał z nim jednak pewne problemy, na remis spisywali się w klinczu, a wygrał głównie wyższością techniczną oraz doświadczeniem, gdyż dzięki temu w przeszłości potrafił już przechylać szalę na swoją korzyść w sytuacji, gdy był pod formą.
Osobną kwestią jest dziwny jak na pojedynek o pas WMC dystans rundowy, gdyż zamiast tradycyjnych pięciu były zaledwie trzy. W tego typu sprawach powinny obowiązywać jednolite regulacje, ale widać, że niektórzy wychodzą z założenia, że można sobie dowolnie zmieniać tak, wydawać by się mogło, elementarne przepisy walk o tytuły Muay Thai.
Może zdawano sobie sprawę z tego, że Yan Bin jest rzucany na zbyt głęboką wodę, dlatego też postanowiono urwać dwie rundy z całości?
W każdym bądź razie Chińczyk pokazał mnóstwo waleczności w ringu i dał po prostu dobry bój. Obchodzący 8 maja swoje 33 urodziny Buakaw osiagnął bezwzględny plan minimum na walkę, czyli zachował pas przy sobie. Po niej tłumaczył swoją gorszą dyspozycję nie tylko dłuższą przerwą w startach, ale i kontuzjami. Nie zmienia to faktu, iż był to po prostu daleki od optymalnego występ Taja i musi sporo poprawić, gdy przyjdzie do rywalizacji ze znaczenie lepszymi rywalami. Oczywiście każdy, zwłaszcza ktoś taki jak Buakaw, ma prawo do gorszych pojedynków, a on sam doskonale wie, że w ostatnią sobotę nie był sobą. To również cecha, która wyróżnia prawdziwego mistrza.
Na tej samej gali rywalizowała także Martyna Król. Regularnie startująca na azjatyckich imprezach, mieszkająca w Holandii, a pochodząca z Polski, 20-letnia zawodniczka, tym razem musiała uznać wyższość Kasinee Tabtrai z Tajlandii. Jak sama przyznała na swoim Facebooku, była to wyrównana walka, więc do szczęścia brakowało jej niewiele. Wierzymy, iż kolejne występy tej od zaledwie dwóch lat uprawiającej Muay Thai zawodniczki będą bardziej udane i przede wszystkim zwycięskie.