free templates joomla

Pieniądze w Muay Thai - przykład Sittichaia Sitsongpeenonga!

Sittichai Poobno gentlemani o pieniądzach nie rozmawiają, ale jest to temat zawsze interesujący. Wiele osób, zwłaszcza spoza środowiska, nie zdaje sobie sprawy, jak niewiele zarabiają zawodnicy sportów walki nawet Ci pokazywani w telewizji.
Spójrzmy jednak na Tajlandię, gdzie Muay Thai jest sportem narodowym, a w samym biznesie pieniędzy jest dużo. Za przykład posłuży nam jeden z najlepszych obecnie fighterów bez podziału na kategorie wagowe, Sittichai Sitsongpeenong.

Jak wiadomo wielu naszym czytelnikom, w Tajlandii zawodowe kariery zaczyna się w wieku dziecięcym. W tym kraju panuje bieda i dla wielu rodzin, walki w Muay Thai toczone przez ich najmłodszych członków jest to pewnego rodzaju stały dochód. Najlepsi z czasem stają się coraz bardziej rozpoznawalni, zaczynają walczyć na największych tajskich stadionach jak Rajadamnern czy Lumpinee. Dopiero po sukcesach na tych słynnych stadionach, które są mekką Muay Thai i jeśli chodzi o prestiż dorównują mekce boksu, czyli Madison Square Garden w Nowym Jorku. Podnobniue karierę zaczynał Sittichai, który stał się obecnie jednym z najlepszych zawodników w Tajlandii, który walczy również poza granicami swojego kraju.

Sittichai przyszedł na świat w biednej rodzinie z miejscowości Buriram w Tajlandii, z północnowschodniej części kraju. Jak wielu innych zawodników odstawił edukację na bok, by zająć się narodowym sportem, który był szansą dla dzieci z biednych rodzin, by wyrwać się ze wspomnianej biedy. Taj zakończył edukację w liceum, na dziewiątym stopniu szkolnictwa wg tajskiego systemu edukacji. Obecnie jako 23-latek nadrabia braki w wykształceniu uczęszczając na zajęcia w weekendy, razem z innymi zawodnikami Muay Thai, którzy podobnie jak on, zrezygnowali ze szkoły na rzecz sportu. W przypadku Sittichaia rezygnacja ze szkoły byłą niezwykle lukratywna, bo za samo zwycięstwo w chińskim turnieju na początku 2015-ego roku zainkasował 40 tysięcy dolarów.

Wróćmy jednak do samej historii tajskiego wojownika. W wieku 11 lat zaczął on treningi z ojcem i bratem. Nauczyciel z pobliskiej szkoły, Kru Yiem miał własny ośrodek treningowy w wiosce Sittichaia i dzięki swoim kontaktom w Bangkoku był w stanie organizować walki dla swoich podopiecznych. Nic więc dziwnego, że właśnie do niego skierował swoje kroki początkujący jeszcze wtedy zawodnik.

Wtedy jedyną osobą, która odnosiła korzyści materialne z walki Sittichaia, nie był on, tylko Kru Yiem. Sam zawodnik jeździł na swoje walki z ojcem i podczas gdy zwykle to szkoły walki pokrywają koszty transportu, wyżywienia i zakwaterowania, to w przypadku Sittichaia musiał on pokrywać wszystkie opłaty z własnej, a raczej z ojca kieszeni. W Polsce managerowie biorą prowizję rzędu 20-30 procent, a Sittichai musiał oddawać swojemu trenerowi aż połowę gaży, którą otrzymywał za walkę.

Takie traktowanie nie mogło trwać wiecznie i w końcu owy układ został rozwiązany. Na początku jednak ojciec i syn nie mieli wyboru, ze względu na brak znajomości w Bangkoku. W końcu zła sława lokalnego trenera zaczęła go wyprzedzać i jego zawodnicy szybko dostali bardziej lukratywne oferty z innych, zwykle profesjonalnych, szkół Muay  Thai. Powoli akademia Kru Yiema zaczęła podupadać, aż w końcu nikt już nie chciał trenować z managerem, który  zdzierał ze swoich zawodników, jak za zboże.

Wszystko się zmieniło, gdy młodego Sittichaia zauważył łowca głów i matchmaker ze szkoły Petchindee. Skautowi od razu się spodobał ten młody zawodnik i postanowił zabrać go ze sobą do swojego gymu w Bangkoku. Młody Taj wygrywał kolejne walki i naturalną koleją rzeczy było przejście z gymu Petchindee do Sitsongpeenong, który ściśle współpracował ze wspomnianą akademią. Słynna akademia poszukiwała nowych zawodników i sparingpartnerów dla ich największej gwiazdy Kema. Mający wtedy zaledwie 17 lat Sittichai spełniał obydwa wymagania i w 2009-tym roku rozpoczął treningi w tej akademii.

Od początku 2010-ego roku Sittichai zaczał walczyć poza granicami Królestwa Tajlandii. Przez kilka lat wygrywał walki z najlepszymi zawodnikami z Zachodu, przez co dzisiaj jest uznawany za jednego z najlepszych zawodników bez podziału na kategorie wagowe i następcę takich gwiazd jak: Buakaw Banchamek, Yodsanklai Fairtex czy Saenchai. Walki poza granicami Tajlandii są o wiele bardziej intratne dla zawodników z Półwyspu Indochińskiego. Właśnie dlatego w Sitsongpeenong zaczęto przystosowywać styl walki Sittichaia do stylu walki prezentowanego w Europie, by i tam wygrywał walki.

Według właściciela akademii Sitsongpeenong, Sittichai przez lata uczył się Muay Thai przystosowanego dla zachodnich widzów:

"Wcześniej Sittichai walczył w taki sposób, że gdy ‘podłączył’ jakiegoś zawodnika, to dawał mu spokój, bo wiedział, że wygra i cofał się.”

Według właściciela akademii to standardowe zachowanie Tajów walczących w Muay Thai, świadczące o znajomości zasad fair play. Zawodnicy zwykle rozmawiają ze sobą podczas walki. Gdy zawodnik pozwoli, wtedy drugi się wycofuje, dając do zrozumienia, że nie chce już przyjmować więcej uderzeń, niż to konieczne. Zawodnicy krążą wokół siebie podczas walki, nie chcą wymieniać uderzeń i kopnięć, a kończą rundę z impetem. Ma to również odbicie wśród hazardzistów obstawiających walki, którzy przekonani o tym, co powiedzą sędziowie po walce, wymieniają się pieniędzmi jeszcze przed ostatnim gongiem.

Czym różni się więc styl europejski od stylu tajskiego? Według właściciela Sitsongpeenong właśnie to wyczekiwanie zawodników, jest zarezerwowane dla fighterów walczących w Tajlandii, podczas walk, w których dużą rolę odgrywa hazard. Publiczność zachodnia chce, by zawodnicy się nokautowali i padali pod ciosami lub kopnięciami. Właśnie uaktywnienie instynktu zabójcy było najtrudniejsze w pracy nad Sittichaiem. Przez kilka lat wpajano mu, że musi kończyć rywali przed czasem i nie mieć dla nich najmniejszej litości. Jak przyznaje sam właściciel akademii, w której trenuje młody Taj, w końcu udało mu się to pojąć.

Ponadto w Tajlandii w pierwszych dwóch rundach zawodnicy walczą spokojnie, by przyśpieszyć w pozostałych trzech. W zachodnim Muay Thai zawodnicy walczą od początku do końca narzucając bardzo wysokie tempo, co również musiało zostać wyćwiczone przez młodego Taja. Jak mówi sam Sittichai, to nawet bardziej mu odpowiada, bowiem ma wcześniejszą szansę na zakończenie pojedynku przed czasem.

Mamy 2015-ty rok i niemal wszystkie pojedynki, które toczy młoda gwiazda Sitsongpeenong gym mają miejsce poza Królestwem Tajlandii. Z jego 35-ciu ostatnich walk za granicą, tylko raz schodził z ringu pokonany i to w kontrowersyjnych okolicznościach. Sukcesy sprawiają, że jego wartość rynkowa rośnie, podobnie jak trudność ze znalezieniem przeciwników. W zeszłym roku zawalczył tylko 9-krotnie. Jak mówi manager Sittichaia, im cześciej walczy, tym więcej zarabia. Tymczasem im jest lepszy, tym ilość jego walk się zmniejsza. Normalnie Sittichai walczy w wadze do 67-miu kg, ale akceptuje walki również w kategorii do 70-ciu kg.

Problemy ze znalezieniem rywali Sittichai ma nie tylko za granicą. Również w jego ojczystej Tajlandii nie jest łatwo znaleźć dla niego rywala, który przyciągnąłby zainteresowanie hazardzistów, czyli na tyle silnego, by hazard był ekscytujący i wynik walki mógł pójść w obie strony. Ponadto wynagrodzenie za walkę w Tajlandii rzadko kiedy jest tak wysokie, by młoda gwiazda w ogóle rozważała wejście do ringu.

Jesteśmy w końcu przy wynagrodzeniach za walki Sittichaia. Jeśli chodzi o walki w Bangkoku, czyli w stolicy Tajlandii, to wynagrodzenie waha się między 80-100 tysięcy bahtów, czyli w przeliczeniu na dolary między 2 400 a 3 000. Jeśli chodzi o walki poza granicami Królestwa, to Sittichai nie walczy za mniej niż 12 000 dolarów. Łatwo jest więc sobie policzyć, ile najmniej zarobi tajski wojownik w roku. To, że za granicą można zarobić więcej nie sprawia, że Sittichai nie walczy w ojczyźnie. Raz, dwa razy do roku pojawia się na tajskich galach,  by bronić zdobytych przez siebie tytułów. Ponadto walcząc dla Max Muay Thai oraz Thai Fight, otrzymuje zbliżone wynagrodzenie do tego, co zarabia poza granicami Tajlandii. Zaznacza jednak, że wciąż walki za granicą są jego priorytetem i najlepszą opcją pod względem finansowym.

Jak mówi sam zawodnik, problemem nie są zbyt częste walki, ale brak takich pojedynków i kontuzje, co oznacza brak zarobków. W 2011-tym roku Sittichai złamał obojczyk podczas walki, gdy rywal uderzył go głową i musiał przez sześć miesięcy pauzować. Jak wylicza jego manager, w tym czasie stracił 3-4 miliony bahtów, czyli 90-120 tysięcy dolarów.

To była walka na stadionie Omnoi, zwycięzca miał walczyć w turnieju Isuzu, w którym nagrodą miał być występ w turnieju Thai Fight. Jego manager jest przekonany, że gdyby nie złamany obojczyk, to Sittichai wygrałby wszystkie turnieje. Zwycięzca turnieju Isuzu dwukrotnie wcześniej mierzył się z Sittichaiem i dwukrotnie przegrywał.

Ze wszystkich krajów, w których walczył zawodnik akademii Sitsongpeenong najlepiej wspomina Francję, głównie z powodu wysokich zarobków. Oprócz tego podoba mu się ten kraj i to z wzajemnością, bowiem w 2014-tym roku został wybrany najpopularniejszym międzynarodowym zawodnikiem wg magazynu Boxemag, wyprzedzając nawet Buakawa i Yodsanklaia.
 
Teraz przed nim stoją inne wyzwania: walki w Glory i K-1. To tutaj chce walczyć Sittichai ze względu na poziom sportowy, ale również na finanse. Jak mówi jego manager, Sittichai nie jest typem człowieka, który z natury jest wojownikiem. To chęć wyjścia z biedy zaprowadziła go na ring i jak widać, podjął słuszną decyzję.