Tako rzecze Dana White: my jesteśmy wredni?
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: czwartek, 27, luty 2014
Wojowniczy prezes UFC Dana White ma od jakiegoś czasu nowego oponenta. Po atakowanym bez umiaru szefie Strikeforce Scott'cie Cokerze czy Vadimie Finkelsteinie, pojawił się teraz szef Bellatora, Bjorn Rebney. Od jakiegoś już czasu iskrzy na linii UFC i Bellator MMA a więc największych światowych podmiotów MMA. Nie ma co się dziwić, skoro obie organizacje zaczęły rywalizować o swoje gwiazdy. Główna linia sporu, dotyczy wagi lekkiej. Ta kategoria jest chyba największą siłą Bellatora i nie zamiera on z niej rezygnować.
Pierwsze starcie przebiegło o Eddie Alvareza, będącego mistrzem Bellatora. UFC próbowało go przeciągnąć na swoją stronę. Bellator oparty o koncern Viacom zareagował ostro rzucając do boju prawników. Ta taktyka opłaciła się, bo UFC wycofało się z gry a Dana White dostał prztyczka w nos. W rewanżu z UFC chciano zdobyć Gilberta Melendeza.
Mówiąc prawdę nawet nie była to sama inicjatywa Bjorna Rebneya a sztabu zawodnika, któremu przewodzi Cesar Gracie i ma pod opieką takich asów jak bracia Nick i Nate Diazowie, z którymi Dana White ma urwanie głowy. Dla przykładu, Nate Diaz zażądał zwolnienia z kontraktu, bo "chce iść własną drogą". Gilbert nazywany "El Nino", przetarł szlak do nacisku na UFC. Po drobnych perturbacjach jednak okazało się, że Melendez nigdzie nie odchodzi a dodatkowo został trenerem TUF'a i ma nowy lukratywny kontrakt z UFC.
White nie odmówił sobie satysfakcji i skomentował całą sytuację z niedoszłym podpisaniem kontraktu Gilberta Melendeza z Bellatorem. Zaatakował także Bjorna Rebneya, za wypowiedź, że będą namawiać do podpisania umów z najlepszych zawodników na świecie. Dana przytoczył całą filozofię firmy, która nie poleca na sądzeniu się z zawodnikami tylko, dobrowolnej chęci współpracy.
"Gilbert badał sytuację na rynku i to jest dobre dla niego. Nie mam do Melendeza za to żadnej pretensji. W odniesieniu do jego umowy z Bellatorem, zwróćcie uwagę - faceci starają się uciec z organizacji, ale im się to nie udaje. Zobaczcie co zrobili z Eddie Alvarezem. Walczył tylko raz w ciągu dwóch lat. Obiecują dużo i nie są w stanie dotrzymać tego. Różnica między nami przede wszystkim polega na tym, że nie pozywamy naszych zawodników. Jeśli nasi goście chcą zamienić swoją karierę, aby spróbować czegoś nowego, nie rozstrzygamy tego w sądzie. Tak więc, ludzie próbują wydostać się z tego gówna, a nie zanurzyć się w nim" - zakończył elokwentnie swój wywód o doli nie doli fighterów, oraz analogii i wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy.
"Bjorn Rebney... ten koleś po prostu stracił głowę. Nikt nie chce z nimi współpracować. Jeśli się z nimi zderzysz, Viacom będzie sądzić się z Tobą do ostatniej kropli krwi. Ktoś myśli, że my jesteśmy wredni? W tym przypadku, są oni są większymi draniami niż my, bo mają takie umowy, których nie można się wyrwać. Czy uważasz, że Michael Chandler chce być w Bellatorze? Tak, on siedzi i myśli: Nie chcę, podpisywać tego cholernego kontraktu." - podsumował Dana White strategię konkurenta.
Pierwsze starcie przebiegło o Eddie Alvareza, będącego mistrzem Bellatora. UFC próbowało go przeciągnąć na swoją stronę. Bellator oparty o koncern Viacom zareagował ostro rzucając do boju prawników. Ta taktyka opłaciła się, bo UFC wycofało się z gry a Dana White dostał prztyczka w nos. W rewanżu z UFC chciano zdobyć Gilberta Melendeza.
Mówiąc prawdę nawet nie była to sama inicjatywa Bjorna Rebneya a sztabu zawodnika, któremu przewodzi Cesar Gracie i ma pod opieką takich asów jak bracia Nick i Nate Diazowie, z którymi Dana White ma urwanie głowy. Dla przykładu, Nate Diaz zażądał zwolnienia z kontraktu, bo "chce iść własną drogą". Gilbert nazywany "El Nino", przetarł szlak do nacisku na UFC. Po drobnych perturbacjach jednak okazało się, że Melendez nigdzie nie odchodzi a dodatkowo został trenerem TUF'a i ma nowy lukratywny kontrakt z UFC.
White nie odmówił sobie satysfakcji i skomentował całą sytuację z niedoszłym podpisaniem kontraktu Gilberta Melendeza z Bellatorem. Zaatakował także Bjorna Rebneya, za wypowiedź, że będą namawiać do podpisania umów z najlepszych zawodników na świecie. Dana przytoczył całą filozofię firmy, która nie poleca na sądzeniu się z zawodnikami tylko, dobrowolnej chęci współpracy.
"Gilbert badał sytuację na rynku i to jest dobre dla niego. Nie mam do Melendeza za to żadnej pretensji. W odniesieniu do jego umowy z Bellatorem, zwróćcie uwagę - faceci starają się uciec z organizacji, ale im się to nie udaje. Zobaczcie co zrobili z Eddie Alvarezem. Walczył tylko raz w ciągu dwóch lat. Obiecują dużo i nie są w stanie dotrzymać tego. Różnica między nami przede wszystkim polega na tym, że nie pozywamy naszych zawodników. Jeśli nasi goście chcą zamienić swoją karierę, aby spróbować czegoś nowego, nie rozstrzygamy tego w sądzie. Tak więc, ludzie próbują wydostać się z tego gówna, a nie zanurzyć się w nim" - zakończył elokwentnie swój wywód o doli nie doli fighterów, oraz analogii i wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy.
"Bjorn Rebney... ten koleś po prostu stracił głowę. Nikt nie chce z nimi współpracować. Jeśli się z nimi zderzysz, Viacom będzie sądzić się z Tobą do ostatniej kropli krwi. Ktoś myśli, że my jesteśmy wredni? W tym przypadku, są oni są większymi draniami niż my, bo mają takie umowy, których nie można się wyrwać. Czy uważasz, że Michael Chandler chce być w Bellatorze? Tak, on siedzi i myśli: Nie chcę, podpisywać tego cholernego kontraktu." - podsumował Dana White strategię konkurenta.