Rumble in the Jungle - minęło 50 lat! Największa walka w historii boksu! Muhammad Ali vs George Foreman!
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: środa, 30, październik 2024
To była jedna z największych walk w historii boksu i właśnie minęło pół wieku od wydarzenia nazywanego "Rumble in the Jungle". Co więcej było to pierwsza zawodowa walka jaką transmitował Telewizja Polska. Dziś w TVP nikt nawet nie pamięta tego faktu, mimo, iż rocznicę odnotowano. 30 października 1974 roku prawie miliard ludzi na całym świecie oglądało, jak Muhammad Ali odzyskuje tytuł mistrza świata wagi ciężkiej nokautując George'a Foremana w ósmej rundzie.
Czas trwania pojedynku był dla Polski był idealny. Kinszasa i Warszawa leży w tej samej strefie a właśnie afrykańska stolica obecnej Demokratycznej Republiki Konga (dawniej Zair do 1997 roku - przyp. red.), była miejscem historycznego starcia.
Dodatkowo w komunistycznej Polsce nie było takich precedensów, by pokazać zawodową walkę. Zawodowy boks był źle widziany przez partyjne komunistyczne gremia, ale Muhammad Ali był dobrze postrzegany przez Blok Wschodni za to, że odmówił służby wojskowej z uwagi na wojnę w Wietmamie. Stąd zapewne decyzja by walkę pokazać w telewizji, która wówczas miała tylko dwa programy.
To nie była zwykła walka. To było wydarzenie społeczne na kilku poziomach jednocześnie. Bokserski pojedynek był opowieścią o pieniądzach, polityce, władzy a nawet religii. Nigdy w historii świata poza starciami Joe Luisa z Maxem Schellingiem, historia i polityka nie wdarły się do umysłów ludzi. Szczególnie na kontynencie afrykańskim. W młodej historii nowego kraju, było to coś mistycznego. Mówił o nim cały świat. O walce nakręcono filmy, napisano książki, namalowano obrazy, wokół niej narosło tyle mitologii, że 50 lat później wiele z tych rzeczy zostało zapomniane. Warto o nich przypomnieć.
George Foreman nie chciał tej walki. Był mistrzem i nie chciał walczyć z Alim. Dlaczego? Ali znany wcześniej jako Cassius Clay (nim nie przeszedł na islam), miał już 32 lata co wtedy uważano, za bardzo dużo. Nie miał już aury niezwyciężoności. Przegrywał z Joe Frazierem i Kenem Nortonem. Miał złamaną szczękę i trzyletnią przerwę w karierze. Rewanż, który wygrał z Frazierem, był przekonujący, ale z Nortonem już nie tak bardzo.
W odbiciu George w dwie rundy skończył obu. Korespondencyjne porównania były na niekorzyść Alego. Obaj byli mistrzami olimpijskimi, ale Foreman miał tylko 25 lat, był niepokonany i budził strach, brutalnością i siłą. Bukmacherzy dawali 4 dolary za wygraną Alego w stosunku do 1 za Foremana. Foreman dwa razy obronił pas WBC i WBA, rywalizujących wówczas jedynych organizacji. Miał to robić po raz trzeci i niekoniecznie chciał z Alim.
Pieniądze jednak okazały się decycydujące. Diaboliczny promotor Don King miał talent do ich znajdowania i potrafił je wykopać na ulicy. Dosłownie. Z jednego morderstwa wykręcił się sianem za drugie został skazany na względnie niewielką karę. Był pokrętny do granic możliwości. Był też przekonujący. W marcu 1974 roku King zgodził się już na walkę z Foremanem Alego jesienią, na tydzień przed walką George'a z Kenem Nortonem w Wenezueli. Pieniądze na tę walkę pochodziły od milionera z Cleveland Carla Lombardo, który zajmował się budowlanką. To on rzekomo gwarantował Kingowi 10 milionów. Być może pieniądze trzeba było przed kimś ukryć, bo wypłaty dla uczestników tamtej walki wyniosły w sumie niecały milion. Z 700 tysięcy dolarów, które otrzymał Forman, musiał zapłacić 300 tysięcy podatków i do czasu zapłaty nie pozwolono mu wyjeżdżać z kraju.
Jasne było, że King po prostu wziął od dyktatora Zairu pułkownika Josepha-Désiré Mobutu dziesiątki milionów dolarów za walkę. Nie sam i musiał ponieść koszty. Kiedy do programu w Zairze zgłosiło się kilku dużych producentów telewizyjnych i filmowych, pojawiły się pieniądze. Po 5 milionów dolarów. Warto to porównać z obecnymi stawkami. Sport nigdy nie pozostawał poza polityką. Mobutu uznał, że dobrze byłoby przyciągnąć potencjalnych inwestorów i wybielić wizerunek. On przejął władzę w wyniku krwawego zamachu stanu. Idealnie pasował do Dona Kinga. Ten był amoralnym człowiekiem.
Dyktator miał już pozytywną reakcję świata z wybieleniem się, gdy zorganizował festiwal muzyczny Zair 74, na którym występowali B.B. King, James Brown i wielu innych znanych artystów. Don King przyznał, że nawet libijski dyktator Muammar Kaddafi dołożył pieniędzy do budżetu, ale pozostało to tajemnicą. Pieniądze trafiły do konsorcjum, w skład którego wchodziła brytyjska grupa i amerykańska firma produkcyjna, oraz firma Dona Kinga zarejestrowana w Panamie (czyli offshore, która była wolna od podatku). Don King szybko nauczył się manewrować podatkami i ludźmi.
Mobutu był prostakiem, mordercą i dyktatorem, ale wiedział co chce osiągnąć. Kiedy Ali zażartował, że krytykujący go w Zairze dziennikarze „zostaną ugotowani w kotle”, przedstawiciel Mobutu natychmiast odpowiedział: „Planujemy reklamować turystykę, a nie ją zabijać. Nie wrzucamy ludzi do kotła i nie gotujemy”. Nie do końca tak mogło i być. Walka została przełożona z 24 września na 30 października. Kiedy Foreman otrzymał gażę i miał zamiar opuścić Zair, gdy przełożono walkę o tydzień, paszporty zostały przezornie odebrane całemu zaspołowi.
W ciągu tych sześciu tygodni pobytu w Afryce, Foreman nie miał lekko. Nie kupił publiki. Wielu nawet nie wiedziało, że był czarny, tak jak Ali, że jego przodkowie również pochodzili z Afryki. A kiedy przybył w towarzystwie owczarków niemieckich, które dla miejscowych były symbolem kolonialnej potęgi Belgii, byli wścieki. Belgowie wymordowali według szacunków od 5 do nawet 15 milionów mieszkańców Konga. To był holokaust na niebywałą skalę i Afryka o tym pamiętała.
Foreman rozumiał też to czego uczył się od Sonny Listona: „Walka bokserska jest jak film o kowbojach. Muszą być dobrzy ludzie i muszą być źli ludzie. I za to właśnie ludzie płacą – żeby bić złoczyńców”. Każdy miał jasny obraz: Ali był dobry a Foreman był zły. Wiedział w co gra i w jednym z nielicznych wywiadów, udzielił ostrej odpowiedzi. Gdy dziennikarz zapytał go o działalność charytatywną Alego i deklarację, że zamierza zainwestować w budowę szpitala, Forman odpowiedzał: „Może Ali uważa, że będzie musiał pojechać do tego szpitala?”.
Foreman wiedział, że wszyscy w Zairze kibicują Alemu. Mobutu i ludzie na ulicach byli dali mu odczuć, że wolą Muhammada Alego. Ciągłe skandowanie: „Ali, zabij go!” (Ali bumaye) nie pomagało. Co więcej, kiedy walka została przełożona, George nie mógł nawet trenować czy wychodzić na ulecę. Afryka nie akceptowała go.
Kirk Kerkorian, właściciel Metro Goldwin Meyer, przesłał Alemu taśmy filmowe, odbierał telefony od Eliyaha Muhammada, szefa Organizacji Czarnych Muzułmanów, Cusa D'Amato i wielu innych ważnych osób. Zespół Alego liczył 22 osoby i byli w stanie chronić go przed niechcianą uwagą i presją. „Gdyby walka nie odbyła się w Afryce, najprawdopodobniej bym ją przegrał” – powiedział wówczas Muhammad Ali. Chociaż Don King mówił o „walce dwóch czarnych mistrzów w najczarniejszym miejscu na planecie Ziemia”, tak naprawdę okazało się, że Foreman nie był wystarczająco „czarny” dla Zairu. Dodatkowo Ali był bardzo przesądny. Foreman także. Mobutu wysłał Alego do swojego szamana, który powiedział, że „kobieta z drżącymi rękami opanuje Foremana”. George o tym się dowiedział. A jak przesądny był Ali? W 1973 roku wyszedł na ring w haftowanej i ozdobionej klejnotami szacie z napisem People's Choice („wybór ludu”), która była prezentem od "Króla Rocka" - Elvisa Presleya. Po porażce nigdy więcej go nie założył.
Atmosfera w szatni Alego była taka, jakby wszyscy szli na pogrzeb, a on rzekomo powiedział do jednego z członków zespołu: „Nie wierz w to, co o nim czytasz. Pieprzyć George’a Foremana! Jeśli się go boisz, to po prostu uśmiechaj się jak ja, jakbyś był szczęśliwy. Jak mogę wygrać walkę, jeśli zachowuję się jak ty?!”. Gene Kilroy, jeden z organizatorów tej walki, twierdzi, że nic takiego się nie wydarzyło, nastrój w szatni był dobry, Angelo Dundee był spokojny, Ali bardzo chciał jak najszybciej wejść na ring ile się dało, a kiedy wchodził, na stadionie skandowano: „Ali, bumaye!”. To również mogło zneutralizować Foremana, ale nie bardziej niż pierwszy atak Alego. Cus D'Amato zalecał rozpoczęcie od mocnego uderzenia w głowę, tak aby przeciwnik uszanował cios i poczuł tę chwilę. Foreman to czuł.
Sam pojedynek nie oczarowywał poziomem. To była jedna z gorszych walk o mistrzowskim statusie. Wpływ na to miał ciągły klincz Alego i chaotyczne natarcia Foremana. Styl "Rope-a-dope" (technika wyczerpania przeciwnika) rozpoczał się od drugiej rundy. Ali wisiał na linach a Foreman wpadał z ciosami, Część z nich trafiała w cel, ale Ali osłabiał je blokami mi kontrował. Akcje trafiały w cel. Ali realizował to co robił na zgrupowaniu w Deer Lake nad Deer Lake z Larrym Holmesem.
Ali mówił, że w tej walce będzie „tańczył”, jednak czuł, że zmarnuje za dużo energii i zdecydował o stylu starego Archiego Moore’a, który był w sztabie George’a a wcześniej pracował z Alim i przegrał z nim walkę. Zdecydował dać młodemu przeciwnikowi wystrzelać się, by doprowadzić do utraty sił. George Foreman wpadł w tą pułapkę. Już w trzeciej rundzie był zmęczony. Producent John Daly, komentując walkę za kulisami, przewidział, że jeszcze cztery rundy i Ali wygra. A nie był wielkim ekspertem w boksie.
Foreman wyglądał źle pod względem technicznym i fizycznym w Afryce. Bił szeroko i czytelnie. Wydawało to dziwnie. Nie było też ostrości uderzeń. Co mogło mieć wpływ? Klimat i temperatury? Długi czas oczekiwanie? Albo to, że przeciwnik rozmawiał z nim w klinczu i domagał się „lepszego ciosu”?
„Przed walką myślałem, że z łatwością go znokautuję” – pisarz Thomas Hauser cytuje słowa George’a - Jedna runda, dwie rundy. Byłem bardzo pewny siebie. A najbardziej z walki pamiętam to, że wyszedłem i uderzyłem Muhammada najmocniejszym ciosem w korpus, jaki kiedykolwiek zadałem. Każdy inny na świecie upadłby. Ali tylko się skrzywił. Widziałem, że bolało. A potem spojrzał na mnie. Miał spojrzenie w oczach, jakby mówił: „Nie pozwolę ci mnie skrzywdzić”. I szczerze, to najważniejsza rzecz, którą zapamiętałem z tej walki. Wszystko inne wydarzyło się zbyt szybko. Wystrzełam się”.
Dobrze, że Forman nie wiedział wtedy lub po prostu nie pamiętał o sukkubie, „kobiecie z drżącymi rękami”. Dotarła do niego pod koniec ósmej rundy. „Byłem wkurzony po walce” – wspomina Foreman. „Miałem każdą możliwą wymówkę. Ktoś poluzował napięcie lin. Sędzia zbyt szybko policzył. Wpływ sztabu na przygotowanie. Ktoś mnie podotruł. Powinienem tylko powiedzieć, że dzisiaj wygrał lepszy bokser, ale nigdy wcześniej nie przegrałem i nie wiedziałem, jak to zrobić”.
Co z tego jest prawdą? Wszyscy chwalimy Muhammada Alego i na pewno nie bez powodu, ale powiedzcie, oglądając tę walkę, czy nie zadałeś sobie pytania – skoro Foreman był taki straszny, to dlaczego był tak beznadziejnie głupi, przewidywalny w tej walce? Dlaczego to nie był nawet blisko tej samej osoby, która pokonała Frasera i Nortona? Co go złamało jeszcze przed wejściem na ring? Upał, przełożenie walki o pięć tygodni czy okrzyki „Ali bomaye!” (Lingala Ali, zabij go!) na ulicach? Albo to, że Ali przez dłuższy czas nie wychodził na ring?
Drużyna Foremana modliła się w szatni przed walką, aby nie zrobił krzywdy Alemu, aby jego duch i nastawienie były w jak najlepszym porządku. Trudno uwierzyć, że po jednym ciosie, który miał nastąpić już na samym początku walki, on stracił wszystkie swoje umiejętności i przestał myśleć?
Afryka zabrała George'owi coś, czego nigdy nie mógł odzyskać. Po prostu wyssała z niego siłę. Dyskutowano o rewanżu z Alim. On sam tego chciał, ale nagle Foreman został znokautowany przez Jimmy'ego Younga, po czym niegdyś najstraszniejszy człowiek w wadze ciężkiej odszedł z boksu na 10 lat.
Ali rozstał się trochę wszędzie – przeciwko Frazierowi w Nowym Jorku, przeciwko Nortonowi, solidny kawałek ciała i duszy zostawił na Filipinach, gdzie odbbył „Thrilla in Manila”, ale to „Rumble in the Jungle” było tym, co wydaje się być jego najbardziej legendarną walką i nie można jej sobie wyobrazić w żadnym innym miejscu. Z innymi ludźmi – bez Dona Kinga i Mobutu, bez muzyków, pisarzy, aktorów i innych celebrytów, którzy zostali sprowadzeni do Kinszasy z całego świata, aby zobaczyć walkę o mistrzostwo. Walkę, którą prawdopodobnie będziemy pamiętać i za kolejne sto lat.
Autor: Tomasz Majewski
Czas trwania pojedynku był dla Polski był idealny. Kinszasa i Warszawa leży w tej samej strefie a właśnie afrykańska stolica obecnej Demokratycznej Republiki Konga (dawniej Zair do 1997 roku - przyp. red.), była miejscem historycznego starcia.
Dodatkowo w komunistycznej Polsce nie było takich precedensów, by pokazać zawodową walkę. Zawodowy boks był źle widziany przez partyjne komunistyczne gremia, ale Muhammad Ali był dobrze postrzegany przez Blok Wschodni za to, że odmówił służby wojskowej z uwagi na wojnę w Wietmamie. Stąd zapewne decyzja by walkę pokazać w telewizji, która wówczas miała tylko dwa programy.
To nie była zwykła walka. To było wydarzenie społeczne na kilku poziomach jednocześnie. Bokserski pojedynek był opowieścią o pieniądzach, polityce, władzy a nawet religii. Nigdy w historii świata poza starciami Joe Luisa z Maxem Schellingiem, historia i polityka nie wdarły się do umysłów ludzi. Szczególnie na kontynencie afrykańskim. W młodej historii nowego kraju, było to coś mistycznego. Mówił o nim cały świat. O walce nakręcono filmy, napisano książki, namalowano obrazy, wokół niej narosło tyle mitologii, że 50 lat później wiele z tych rzeczy zostało zapomniane. Warto o nich przypomnieć.
George Foreman nie chciał tej walki. Był mistrzem i nie chciał walczyć z Alim. Dlaczego? Ali znany wcześniej jako Cassius Clay (nim nie przeszedł na islam), miał już 32 lata co wtedy uważano, za bardzo dużo. Nie miał już aury niezwyciężoności. Przegrywał z Joe Frazierem i Kenem Nortonem. Miał złamaną szczękę i trzyletnią przerwę w karierze. Rewanż, który wygrał z Frazierem, był przekonujący, ale z Nortonem już nie tak bardzo.
W odbiciu George w dwie rundy skończył obu. Korespondencyjne porównania były na niekorzyść Alego. Obaj byli mistrzami olimpijskimi, ale Foreman miał tylko 25 lat, był niepokonany i budził strach, brutalnością i siłą. Bukmacherzy dawali 4 dolary za wygraną Alego w stosunku do 1 za Foremana. Foreman dwa razy obronił pas WBC i WBA, rywalizujących wówczas jedynych organizacji. Miał to robić po raz trzeci i niekoniecznie chciał z Alim.
Pieniądze jednak okazały się decycydujące. Diaboliczny promotor Don King miał talent do ich znajdowania i potrafił je wykopać na ulicy. Dosłownie. Z jednego morderstwa wykręcił się sianem za drugie został skazany na względnie niewielką karę. Był pokrętny do granic możliwości. Był też przekonujący. W marcu 1974 roku King zgodził się już na walkę z Foremanem Alego jesienią, na tydzień przed walką George'a z Kenem Nortonem w Wenezueli. Pieniądze na tę walkę pochodziły od milionera z Cleveland Carla Lombardo, który zajmował się budowlanką. To on rzekomo gwarantował Kingowi 10 milionów. Być może pieniądze trzeba było przed kimś ukryć, bo wypłaty dla uczestników tamtej walki wyniosły w sumie niecały milion. Z 700 tysięcy dolarów, które otrzymał Forman, musiał zapłacić 300 tysięcy podatków i do czasu zapłaty nie pozwolono mu wyjeżdżać z kraju.
Jasne było, że King po prostu wziął od dyktatora Zairu pułkownika Josepha-Désiré Mobutu dziesiątki milionów dolarów za walkę. Nie sam i musiał ponieść koszty. Kiedy do programu w Zairze zgłosiło się kilku dużych producentów telewizyjnych i filmowych, pojawiły się pieniądze. Po 5 milionów dolarów. Warto to porównać z obecnymi stawkami. Sport nigdy nie pozostawał poza polityką. Mobutu uznał, że dobrze byłoby przyciągnąć potencjalnych inwestorów i wybielić wizerunek. On przejął władzę w wyniku krwawego zamachu stanu. Idealnie pasował do Dona Kinga. Ten był amoralnym człowiekiem.
Dyktator miał już pozytywną reakcję świata z wybieleniem się, gdy zorganizował festiwal muzyczny Zair 74, na którym występowali B.B. King, James Brown i wielu innych znanych artystów. Don King przyznał, że nawet libijski dyktator Muammar Kaddafi dołożył pieniędzy do budżetu, ale pozostało to tajemnicą. Pieniądze trafiły do konsorcjum, w skład którego wchodziła brytyjska grupa i amerykańska firma produkcyjna, oraz firma Dona Kinga zarejestrowana w Panamie (czyli offshore, która była wolna od podatku). Don King szybko nauczył się manewrować podatkami i ludźmi.
Mobutu był prostakiem, mordercą i dyktatorem, ale wiedział co chce osiągnąć. Kiedy Ali zażartował, że krytykujący go w Zairze dziennikarze „zostaną ugotowani w kotle”, przedstawiciel Mobutu natychmiast odpowiedział: „Planujemy reklamować turystykę, a nie ją zabijać. Nie wrzucamy ludzi do kotła i nie gotujemy”. Nie do końca tak mogło i być. Walka została przełożona z 24 września na 30 października. Kiedy Foreman otrzymał gażę i miał zamiar opuścić Zair, gdy przełożono walkę o tydzień, paszporty zostały przezornie odebrane całemu zaspołowi.
W ciągu tych sześciu tygodni pobytu w Afryce, Foreman nie miał lekko. Nie kupił publiki. Wielu nawet nie wiedziało, że był czarny, tak jak Ali, że jego przodkowie również pochodzili z Afryki. A kiedy przybył w towarzystwie owczarków niemieckich, które dla miejscowych były symbolem kolonialnej potęgi Belgii, byli wścieki. Belgowie wymordowali według szacunków od 5 do nawet 15 milionów mieszkańców Konga. To był holokaust na niebywałą skalę i Afryka o tym pamiętała.
Foreman rozumiał też to czego uczył się od Sonny Listona: „Walka bokserska jest jak film o kowbojach. Muszą być dobrzy ludzie i muszą być źli ludzie. I za to właśnie ludzie płacą – żeby bić złoczyńców”. Każdy miał jasny obraz: Ali był dobry a Foreman był zły. Wiedział w co gra i w jednym z nielicznych wywiadów, udzielił ostrej odpowiedzi. Gdy dziennikarz zapytał go o działalność charytatywną Alego i deklarację, że zamierza zainwestować w budowę szpitala, Forman odpowiedzał: „Może Ali uważa, że będzie musiał pojechać do tego szpitala?”.
Foreman wiedział, że wszyscy w Zairze kibicują Alemu. Mobutu i ludzie na ulicach byli dali mu odczuć, że wolą Muhammada Alego. Ciągłe skandowanie: „Ali, zabij go!” (Ali bumaye) nie pomagało. Co więcej, kiedy walka została przełożona, George nie mógł nawet trenować czy wychodzić na ulecę. Afryka nie akceptowała go.
Kirk Kerkorian, właściciel Metro Goldwin Meyer, przesłał Alemu taśmy filmowe, odbierał telefony od Eliyaha Muhammada, szefa Organizacji Czarnych Muzułmanów, Cusa D'Amato i wielu innych ważnych osób. Zespół Alego liczył 22 osoby i byli w stanie chronić go przed niechcianą uwagą i presją. „Gdyby walka nie odbyła się w Afryce, najprawdopodobniej bym ją przegrał” – powiedział wówczas Muhammad Ali. Chociaż Don King mówił o „walce dwóch czarnych mistrzów w najczarniejszym miejscu na planecie Ziemia”, tak naprawdę okazało się, że Foreman nie był wystarczająco „czarny” dla Zairu. Dodatkowo Ali był bardzo przesądny. Foreman także. Mobutu wysłał Alego do swojego szamana, który powiedział, że „kobieta z drżącymi rękami opanuje Foremana”. George o tym się dowiedział. A jak przesądny był Ali? W 1973 roku wyszedł na ring w haftowanej i ozdobionej klejnotami szacie z napisem People's Choice („wybór ludu”), która była prezentem od "Króla Rocka" - Elvisa Presleya. Po porażce nigdy więcej go nie założył.
Atmosfera w szatni Alego była taka, jakby wszyscy szli na pogrzeb, a on rzekomo powiedział do jednego z członków zespołu: „Nie wierz w to, co o nim czytasz. Pieprzyć George’a Foremana! Jeśli się go boisz, to po prostu uśmiechaj się jak ja, jakbyś był szczęśliwy. Jak mogę wygrać walkę, jeśli zachowuję się jak ty?!”. Gene Kilroy, jeden z organizatorów tej walki, twierdzi, że nic takiego się nie wydarzyło, nastrój w szatni był dobry, Angelo Dundee był spokojny, Ali bardzo chciał jak najszybciej wejść na ring ile się dało, a kiedy wchodził, na stadionie skandowano: „Ali, bumaye!”. To również mogło zneutralizować Foremana, ale nie bardziej niż pierwszy atak Alego. Cus D'Amato zalecał rozpoczęcie od mocnego uderzenia w głowę, tak aby przeciwnik uszanował cios i poczuł tę chwilę. Foreman to czuł.
Sam pojedynek nie oczarowywał poziomem. To była jedna z gorszych walk o mistrzowskim statusie. Wpływ na to miał ciągły klincz Alego i chaotyczne natarcia Foremana. Styl "Rope-a-dope" (technika wyczerpania przeciwnika) rozpoczał się od drugiej rundy. Ali wisiał na linach a Foreman wpadał z ciosami, Część z nich trafiała w cel, ale Ali osłabiał je blokami mi kontrował. Akcje trafiały w cel. Ali realizował to co robił na zgrupowaniu w Deer Lake nad Deer Lake z Larrym Holmesem.
Ali mówił, że w tej walce będzie „tańczył”, jednak czuł, że zmarnuje za dużo energii i zdecydował o stylu starego Archiego Moore’a, który był w sztabie George’a a wcześniej pracował z Alim i przegrał z nim walkę. Zdecydował dać młodemu przeciwnikowi wystrzelać się, by doprowadzić do utraty sił. George Foreman wpadł w tą pułapkę. Już w trzeciej rundzie był zmęczony. Producent John Daly, komentując walkę za kulisami, przewidział, że jeszcze cztery rundy i Ali wygra. A nie był wielkim ekspertem w boksie.
Foreman wyglądał źle pod względem technicznym i fizycznym w Afryce. Bił szeroko i czytelnie. Wydawało to dziwnie. Nie było też ostrości uderzeń. Co mogło mieć wpływ? Klimat i temperatury? Długi czas oczekiwanie? Albo to, że przeciwnik rozmawiał z nim w klinczu i domagał się „lepszego ciosu”?
„Przed walką myślałem, że z łatwością go znokautuję” – pisarz Thomas Hauser cytuje słowa George’a - Jedna runda, dwie rundy. Byłem bardzo pewny siebie. A najbardziej z walki pamiętam to, że wyszedłem i uderzyłem Muhammada najmocniejszym ciosem w korpus, jaki kiedykolwiek zadałem. Każdy inny na świecie upadłby. Ali tylko się skrzywił. Widziałem, że bolało. A potem spojrzał na mnie. Miał spojrzenie w oczach, jakby mówił: „Nie pozwolę ci mnie skrzywdzić”. I szczerze, to najważniejsza rzecz, którą zapamiętałem z tej walki. Wszystko inne wydarzyło się zbyt szybko. Wystrzełam się”.
Dobrze, że Forman nie wiedział wtedy lub po prostu nie pamiętał o sukkubie, „kobiecie z drżącymi rękami”. Dotarła do niego pod koniec ósmej rundy. „Byłem wkurzony po walce” – wspomina Foreman. „Miałem każdą możliwą wymówkę. Ktoś poluzował napięcie lin. Sędzia zbyt szybko policzył. Wpływ sztabu na przygotowanie. Ktoś mnie podotruł. Powinienem tylko powiedzieć, że dzisiaj wygrał lepszy bokser, ale nigdy wcześniej nie przegrałem i nie wiedziałem, jak to zrobić”.
Co z tego jest prawdą? Wszyscy chwalimy Muhammada Alego i na pewno nie bez powodu, ale powiedzcie, oglądając tę walkę, czy nie zadałeś sobie pytania – skoro Foreman był taki straszny, to dlaczego był tak beznadziejnie głupi, przewidywalny w tej walce? Dlaczego to nie był nawet blisko tej samej osoby, która pokonała Frasera i Nortona? Co go złamało jeszcze przed wejściem na ring? Upał, przełożenie walki o pięć tygodni czy okrzyki „Ali bomaye!” (Lingala Ali, zabij go!) na ulicach? Albo to, że Ali przez dłuższy czas nie wychodził na ring?
Drużyna Foremana modliła się w szatni przed walką, aby nie zrobił krzywdy Alemu, aby jego duch i nastawienie były w jak najlepszym porządku. Trudno uwierzyć, że po jednym ciosie, który miał nastąpić już na samym początku walki, on stracił wszystkie swoje umiejętności i przestał myśleć?
Afryka zabrała George'owi coś, czego nigdy nie mógł odzyskać. Po prostu wyssała z niego siłę. Dyskutowano o rewanżu z Alim. On sam tego chciał, ale nagle Foreman został znokautowany przez Jimmy'ego Younga, po czym niegdyś najstraszniejszy człowiek w wadze ciężkiej odszedł z boksu na 10 lat.
Ali rozstał się trochę wszędzie – przeciwko Frazierowi w Nowym Jorku, przeciwko Nortonowi, solidny kawałek ciała i duszy zostawił na Filipinach, gdzie odbbył „Thrilla in Manila”, ale to „Rumble in the Jungle” było tym, co wydaje się być jego najbardziej legendarną walką i nie można jej sobie wyobrazić w żadnym innym miejscu. Z innymi ludźmi – bez Dona Kinga i Mobutu, bez muzyków, pisarzy, aktorów i innych celebrytów, którzy zostali sprowadzeni do Kinszasy z całego świata, aby zobaczyć walkę o mistrzostwo. Walkę, którą prawdopodobnie będziemy pamiętać i za kolejne sto lat.
Autor: Tomasz Majewski