DSF Kickboxing Challenge 13: wielkie emocje we Wrocławiu! Podsumowanie gali
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: wtorek, 06, luty 2018
Sobotnia gala DSF Kickboxing Challenge 13 we Wrocławiu okazała się wbrew pesymistycznym obawom wielkim sukcesem i frekwencyjnym i marketingowym i co najważniejsze sportowym. Dodatkowo tchnęła nowego ducha i wiarę w to, że K-1 w Polsce może tworzyć widowiska te na miarę wydarzeń MMA. W wypełnionej po brzegi kibicami hali Orbita czuć było atmosferę wyczekiwania na dobre walki i choć impreza trwała niemal do godziny pierwszej w nocy, prawie wszyscy z nich wytrwali do końca.
Podkreślał to w wywiadzie z nami prezes i właściciel organizacji Sławomir Duba, który mocno zaryzykował tworząc w ciągu kilku lat 13 wydarzeń i 19-nastka nie okazała się absolutnie pechowa a przeciwnie dostarczyła powodów do dumy. Co o tym zadecydowało?
Przede wszystkim atmosfera wielkiego wydarzenia. Paradoksalnie na wydarzenie zjechała się nawet branżowa prasa, która do tej pory widziała tylko MMA w świecie sportów walki a jeśli już Kickboxing to w kontekście zawodników, którzy z MMA powrócili do walk w Kickboxingu. Cześć redaktorów lojalnie przyznaje się, że się na tym sporcie nie zna i to trzeba docenić. Oczywiście nie obyło sie bez biegania po korytarzach hali za Marcinem Różalskim, by poprawić statystyki, ale ostatecznie nie o złośliwości tu idzie a o zbożny cel jakim jest rozwój Kickboxingu.
Abstrachując od kuluarów MMA i Kickboxingu warto podkreślić świetną oprawę, co dało wrażenie jakbyśmy żywcem przenieśli się na największe hale Japonii czy Europy. Nie było to puste wrażenie, bo nawet gość honorowy i zarazem trener Dzevada Poturaka, Ernesto Hoost wychodził z szatni by z podziwem oglądać walki i całe show. Byliśmy świadkami tego więc nie ma tu absolutnie nic na wyrost.
Pojedynki undercardowe nie były tym razem nudnym wprowadzeniem w późniejsze wydarzenia. Zdecydowanie dwie walki mogły się podobać i były bardzo wyrównane. W obu wypadkach głos musieli zabrać sędziowie. W pierwszym starciu Dominik Tomica z Paco Team Katowice wypunktował Krystiana Bernatowicza z miejscowego Fightera 1992 a w drugim Tomasz Brotoń z Fight House Nowy Sącz identycznie Mateusza Brusiło także z Fightera 1992 Wrocław.
W tym momemncie wzrosła presja na miejscowego trenera Kadry Polski K-1 Rules Tomasza Skrzypka, który obchodził na gali benefis 25-lecia pracy trenerskiej i oczekiwał kompletu zwycięstw. O te jednak było trudno, bowiem mecz Polska vs Czechy w pięciowalkowej kompozycji Polacy zaczęli od trzech porażek i porażka była oczywista a niewiadomą pozostał tylko jej rozmiar. Mimo porażki świetnie walczył Paweł Józefowicz, który uległ 18-letniemu Denisowi Farkasowi nieznacznie na punkty. Niestety 10 lat starszy Adam Audy rozbił kolejnego podpiecznego Tomasza Skrzypka, Marcina Bachórza. Stało się to blyskawicznie i publiczność była w szoku, za to liczna grupa Czechów zajmująca sektor przy wyjściu była w pełnej euforii.
Kolejna walka to starcie czeskiego faworyta Anatoliya Hunanyana i silnie kopiącego Dominika Zadory z Bolesławca. Nikt z fachowców nie stawiał na Polaka z doświadczonym Ormianinem mieszkającym w Czechach. Hunanyan dwa lata temu świetnie pokazał się na gali FEN w Lubinie tocząc świetny pojedynek z Pawłem Biszczakiem i zdecydowanie wszyscy stawiali na niego. Tym nie mniej Zadora zaskoczył wszystkich i silnymi akcjami narobił sporo problemów Hunanyanowi. Widać było zaczerwienienia i na nogach i tułowiu u ormiańskiego fightera a on sam wydawał się być w konsternacji. Ewidentnie przegrał pierwszą dynamiczną rundę. W drugiej sprawy potoczyły się zgoła inaczej. Zadora otrzymał cios albo w tułów albo poniżej pasa dwukrotnie. Przynajmniej raz było to nieczysto, ale walkę przerwano ogłaszając wygraną Hunanyana i Czesi prowadzili 3-0.
Dwa starcia zawodniczki i zawodniczka Punchera Wrocław w zamyśle miały rozgrzać miejscową publiczność, bo Adam Gielata to "odkrycie roku" a Róża Gumienna od lat uchodzi za jedną z najlepszych kobiet w polskim Kickboxingu. Gielata w pierwszej rundzie posłał na deski Tadeasa Rouzickę na deski a potem starał sie utrzymać tę przewagę. Poza kilkoma silnymi ciosami na głowę Czech niewiele wskórał i ostatecznie na punkty wysoko wygrał Gielata. Róża Gumienna miała znacznie cięższą przeprawę z czeską policjantką Lucię Mlejnkovą. Początek walki i każdej z rund należał do Polki. Za każdym razem Gumienna świetnie operowała frontalnymi kopnięciami posyłając z impetem na deski Lucię kilka razy. Czeszka jednak uparcie parła naprzód i w końcówkach rundy drugiej i trzeciej miała kilka dobrych momentów. Ostatecznie niejednogłośnym werdyktem zwyciężyła Gumienna i choć nie oczarowała to bylo ważne zwycięstwo także z psychologicznego punktu widzenia. Ostatecznie wspomniane dwa zwycięstwa dały możliwość zmniejszenia porażki na 2-3 przez polski zespół.
Emigrant z Wrocławia Dawid Żółtaszek, który trenuje w Anglii od 15 lat, po niełatwym boju pokonał upartego Dawida Lipniackiego z Garudy MT Warszawa. Żółtaszek był pod sporą presją walcząc po raz pierwszy w Polsce i do tego w rodzinnym mieście. Lipniacki zaś stoczył walkę życia, ale raczej dość mocno ją odchoruje, bo naprawdę przyjął sporo ciężkich ciosów a po niskich wewnętrznych kopnięciach ledwo stał na nogach. Ostatecznie na punkty zwycięstwo odniósł Żółtaszek, który doprowadził do liczenia Lipniackiego w trzeciej rundzie.
Debiut mistrza FEN Pawła Biszczaka na DSF Kickboxing Challenge z silnym Abdellahem Mabelem z Francji był najlepszym pojedynkiem tej gali. Ogromne tempo i non stop próby przełamania z obu stron mogły się podobać. Z wszystkich walk ta stała naprawdę na europejskim poziomie. Pierwsze dwie rundy można było zapisać śmiało jednemu i drugiemu, ale nieco bardziej kreatywny był Biszczak a ciosy bokserskie rywala choć wygladały groźnie to spadały na gardę zawodnika z Polski. Francuz za to świetnie kopał i blokował niskie kopnięcia. Z łatwością przechodził też do półdystansu gdzie slał całe serie uderzeń bokserskich. Po jednym obaleniu z klinczu w stylu Muay Thai a polski sędzia dał mu żółtą kartkę. Dlaczego? Ot tak, niech Francuz ma coś na pamiątkę z PZKB i niech wie jak się u nas sędziuje. A kartki co prawda stosuje się w piłce nożnej, ale są tu podobieństwa, bo i tu i tu się kopie. To tyle w temacie różnic polskiego, europejskiego czy francuskiego Kickboxingu. Tendencje nie mają tu nic do rzeczy, bo nasze musi być na wierzchu. Trzecia runda była już raczej po stronie Mabela i w związku z tym zarządzono dogrywke. Ta była bardzo wyrównana i żaden z zawodników nie zdobył przewagi. Decyzja sędziów nie była jednogłośna, ale była korzystna dla Francuza. Mabel, który ma trzy razy więcej walk na koncie wypadł w tej walce bardzo dobrze po zmianie kategorii, ale schodził krańcowo zmęczony. Biszczak, z którym rozmawialiśmy po walce nie czuł się przegrany i nie był mocno rozbity. Na twarzy nie miał ani śladu po uderzeniach, zatem ciosy bokserskie Mabela nie dokuczyły mu zbytnio.
Wiele kontrowersji wywołało zwycięstwo Białorusina Yuriya Zhukovsky'ego nad Eliaszem Jankowskim z Prych Team w walce o pas WAKO-Pro w wadze do 64,5 kg. Podopieczny trenera Zbigniewa Prycha na pewno przegrał pierwszą rundę, ale pozostałe wizualnie były na jego korzyść a dodatkowo Białorusin byl potwornie porozcinany ciosami zawodnika z Legnicy i niewiele brakowało by przerwano pojedynek. Werdykt stosunkiem głosów 2-1 trochę zaskoczył publiczność, ale warto podkreślić, iż sędziowie byli z różnych krajów w tym z Polski, Białorusi czy Czech, stąd trudno się do tego łatwo ustosunkować. W każdym razie jankowski był bardzo rozczarowany i trudno mu sie dziwić.
Kolejna walka była kuriozum wynikającym z 2016 roku, kiedy to pas WAKO-Pro w formule Low-kick Michał Turyński wywalczył w Bośni a w rewanżu niemal po dwóch latach dotarł do Polski Dzevad Poturak by powetować sobie tamtą stratę. Dotarł w asyście samego Ernesto Hoosta - czterokrotnego mistrza K-1 World Grand Prix. Tak więc po raz pierwszy na arenie DSF Kickboxing Challenge w wydaniu zawodowym i od razu o pas walczono w tej archaicznej już dziś formule, która dobra jest w szkoleniu i amatorskiej rywalizacji, ale nie przystaje do światowych tendencji podobnie jak polskie sędziowanie formuły K-1, wykluczającej elementy przechwytu, krótkiego klinczu czy podkreślenia dominacji. Walka była taktyczna, ale Turyński miał kontrolę nad większością pojedynku. Był silnieszy i niesiony dopingiem nie dał sie trafić silnym uderzeniem Bośniakowi mającemu już 40 lat i dziewiąta porażka z rzędu Poturaka stała się faktem. Pas pozostał w Polsce i oby Turyński nie musiał już o niego walczyć a skupił sie na formule K-1.
Walka wieczoru dwóch amatorskich mistrzów świata K-1 Rules Maksymiliana Bratkowicza z Gym-Fight Wrocław i Full-contact Mateusza Kubiszyna z Klubu Sportów Walki "Sokół" Jarosław, miała troszkę otoczki i była oczekiwanym starciem. Przede wszystkim była bardzo zacięta choć technicznych fajerwerków nie było za dużo. Obaj zapowiadali, iż jeden będzie bykiem a drugi torreadorem, ale ostatecznie okazało się odwrotnie. W wymianach lepiej radził sobie Bratkowicz zadając wiecej tzw. "power punch" czyli silnych uderzeń/kopnięć. Kubiszyn szukał bokserskich wymian, ale Bratkowicz był czujny i trzymał dystans. Jednak wojna trwała do ostatniego gongu a nawet w chwilę po nim. Sędziowie byli jednomyślni i wytypowali wygraną Maksymiliana Bratkowicza, który po ciężkim początku w DSF teraz wszedł na szczyt wagi półcięzkiej i nadal ma spore rezerwy.
Galę trzeba podsumować jako niezwykle udaną pod względem emocji i frekwencji. Także ogromne wrażenie robiła oprawa z wieloma punktami świetlnymi co powodowało, że nawet tak "stary grzmot" jak Orbita wyglądał wewnątrz imponująco. Atmosfera i oprawa to europejskie salony. Sportowo gala się obroniła, bo kilka walk z meczu Polska kontra Czechy zaspokoiło apetyt i głód emocji, sensacji czy dramatyzmu a dwa pojedynki Biszczaka i Jankowskiego to europejski poziom. Niezwykle zadowolony był prezes organizacji Sławomir Duba, który w feworze po gali udzielił nam wyczerpującego wywiadu i sam określił galę jako najlepszą w historii polskiego Kickboxingu i faktycznie coś jest na rzeczy, aczkolwiek w przeszłości było kilka niezłych kickboxerskich wydarzeń w Polsce. Jeśli poziom sportowy i organizacyjny zostanie podwyższony to naprawdę czekają nas widowiska na światowym poziomie.
Podkreślał to w wywiadzie z nami prezes i właściciel organizacji Sławomir Duba, który mocno zaryzykował tworząc w ciągu kilku lat 13 wydarzeń i 19-nastka nie okazała się absolutnie pechowa a przeciwnie dostarczyła powodów do dumy. Co o tym zadecydowało?
Przede wszystkim atmosfera wielkiego wydarzenia. Paradoksalnie na wydarzenie zjechała się nawet branżowa prasa, która do tej pory widziała tylko MMA w świecie sportów walki a jeśli już Kickboxing to w kontekście zawodników, którzy z MMA powrócili do walk w Kickboxingu. Cześć redaktorów lojalnie przyznaje się, że się na tym sporcie nie zna i to trzeba docenić. Oczywiście nie obyło sie bez biegania po korytarzach hali za Marcinem Różalskim, by poprawić statystyki, ale ostatecznie nie o złośliwości tu idzie a o zbożny cel jakim jest rozwój Kickboxingu.
Abstrachując od kuluarów MMA i Kickboxingu warto podkreślić świetną oprawę, co dało wrażenie jakbyśmy żywcem przenieśli się na największe hale Japonii czy Europy. Nie było to puste wrażenie, bo nawet gość honorowy i zarazem trener Dzevada Poturaka, Ernesto Hoost wychodził z szatni by z podziwem oglądać walki i całe show. Byliśmy świadkami tego więc nie ma tu absolutnie nic na wyrost.
Pojedynki undercardowe nie były tym razem nudnym wprowadzeniem w późniejsze wydarzenia. Zdecydowanie dwie walki mogły się podobać i były bardzo wyrównane. W obu wypadkach głos musieli zabrać sędziowie. W pierwszym starciu Dominik Tomica z Paco Team Katowice wypunktował Krystiana Bernatowicza z miejscowego Fightera 1992 a w drugim Tomasz Brotoń z Fight House Nowy Sącz identycznie Mateusza Brusiło także z Fightera 1992 Wrocław.
W tym momemncie wzrosła presja na miejscowego trenera Kadry Polski K-1 Rules Tomasza Skrzypka, który obchodził na gali benefis 25-lecia pracy trenerskiej i oczekiwał kompletu zwycięstw. O te jednak było trudno, bowiem mecz Polska vs Czechy w pięciowalkowej kompozycji Polacy zaczęli od trzech porażek i porażka była oczywista a niewiadomą pozostał tylko jej rozmiar. Mimo porażki świetnie walczył Paweł Józefowicz, który uległ 18-letniemu Denisowi Farkasowi nieznacznie na punkty. Niestety 10 lat starszy Adam Audy rozbił kolejnego podpiecznego Tomasza Skrzypka, Marcina Bachórza. Stało się to blyskawicznie i publiczność była w szoku, za to liczna grupa Czechów zajmująca sektor przy wyjściu była w pełnej euforii.
Kolejna walka to starcie czeskiego faworyta Anatoliya Hunanyana i silnie kopiącego Dominika Zadory z Bolesławca. Nikt z fachowców nie stawiał na Polaka z doświadczonym Ormianinem mieszkającym w Czechach. Hunanyan dwa lata temu świetnie pokazał się na gali FEN w Lubinie tocząc świetny pojedynek z Pawłem Biszczakiem i zdecydowanie wszyscy stawiali na niego. Tym nie mniej Zadora zaskoczył wszystkich i silnymi akcjami narobił sporo problemów Hunanyanowi. Widać było zaczerwienienia i na nogach i tułowiu u ormiańskiego fightera a on sam wydawał się być w konsternacji. Ewidentnie przegrał pierwszą dynamiczną rundę. W drugiej sprawy potoczyły się zgoła inaczej. Zadora otrzymał cios albo w tułów albo poniżej pasa dwukrotnie. Przynajmniej raz było to nieczysto, ale walkę przerwano ogłaszając wygraną Hunanyana i Czesi prowadzili 3-0.
Dwa starcia zawodniczki i zawodniczka Punchera Wrocław w zamyśle miały rozgrzać miejscową publiczność, bo Adam Gielata to "odkrycie roku" a Róża Gumienna od lat uchodzi za jedną z najlepszych kobiet w polskim Kickboxingu. Gielata w pierwszej rundzie posłał na deski Tadeasa Rouzickę na deski a potem starał sie utrzymać tę przewagę. Poza kilkoma silnymi ciosami na głowę Czech niewiele wskórał i ostatecznie na punkty wysoko wygrał Gielata. Róża Gumienna miała znacznie cięższą przeprawę z czeską policjantką Lucię Mlejnkovą. Początek walki i każdej z rund należał do Polki. Za każdym razem Gumienna świetnie operowała frontalnymi kopnięciami posyłając z impetem na deski Lucię kilka razy. Czeszka jednak uparcie parła naprzód i w końcówkach rundy drugiej i trzeciej miała kilka dobrych momentów. Ostatecznie niejednogłośnym werdyktem zwyciężyła Gumienna i choć nie oczarowała to bylo ważne zwycięstwo także z psychologicznego punktu widzenia. Ostatecznie wspomniane dwa zwycięstwa dały możliwość zmniejszenia porażki na 2-3 przez polski zespół.
Emigrant z Wrocławia Dawid Żółtaszek, który trenuje w Anglii od 15 lat, po niełatwym boju pokonał upartego Dawida Lipniackiego z Garudy MT Warszawa. Żółtaszek był pod sporą presją walcząc po raz pierwszy w Polsce i do tego w rodzinnym mieście. Lipniacki zaś stoczył walkę życia, ale raczej dość mocno ją odchoruje, bo naprawdę przyjął sporo ciężkich ciosów a po niskich wewnętrznych kopnięciach ledwo stał na nogach. Ostatecznie na punkty zwycięstwo odniósł Żółtaszek, który doprowadził do liczenia Lipniackiego w trzeciej rundzie.
Debiut mistrza FEN Pawła Biszczaka na DSF Kickboxing Challenge z silnym Abdellahem Mabelem z Francji był najlepszym pojedynkiem tej gali. Ogromne tempo i non stop próby przełamania z obu stron mogły się podobać. Z wszystkich walk ta stała naprawdę na europejskim poziomie. Pierwsze dwie rundy można było zapisać śmiało jednemu i drugiemu, ale nieco bardziej kreatywny był Biszczak a ciosy bokserskie rywala choć wygladały groźnie to spadały na gardę zawodnika z Polski. Francuz za to świetnie kopał i blokował niskie kopnięcia. Z łatwością przechodził też do półdystansu gdzie slał całe serie uderzeń bokserskich. Po jednym obaleniu z klinczu w stylu Muay Thai a polski sędzia dał mu żółtą kartkę. Dlaczego? Ot tak, niech Francuz ma coś na pamiątkę z PZKB i niech wie jak się u nas sędziuje. A kartki co prawda stosuje się w piłce nożnej, ale są tu podobieństwa, bo i tu i tu się kopie. To tyle w temacie różnic polskiego, europejskiego czy francuskiego Kickboxingu. Tendencje nie mają tu nic do rzeczy, bo nasze musi być na wierzchu. Trzecia runda była już raczej po stronie Mabela i w związku z tym zarządzono dogrywke. Ta była bardzo wyrównana i żaden z zawodników nie zdobył przewagi. Decyzja sędziów nie była jednogłośna, ale była korzystna dla Francuza. Mabel, który ma trzy razy więcej walk na koncie wypadł w tej walce bardzo dobrze po zmianie kategorii, ale schodził krańcowo zmęczony. Biszczak, z którym rozmawialiśmy po walce nie czuł się przegrany i nie był mocno rozbity. Na twarzy nie miał ani śladu po uderzeniach, zatem ciosy bokserskie Mabela nie dokuczyły mu zbytnio.
Wiele kontrowersji wywołało zwycięstwo Białorusina Yuriya Zhukovsky'ego nad Eliaszem Jankowskim z Prych Team w walce o pas WAKO-Pro w wadze do 64,5 kg. Podopieczny trenera Zbigniewa Prycha na pewno przegrał pierwszą rundę, ale pozostałe wizualnie były na jego korzyść a dodatkowo Białorusin byl potwornie porozcinany ciosami zawodnika z Legnicy i niewiele brakowało by przerwano pojedynek. Werdykt stosunkiem głosów 2-1 trochę zaskoczył publiczność, ale warto podkreślić, iż sędziowie byli z różnych krajów w tym z Polski, Białorusi czy Czech, stąd trudno się do tego łatwo ustosunkować. W każdym razie jankowski był bardzo rozczarowany i trudno mu sie dziwić.
Kolejna walka była kuriozum wynikającym z 2016 roku, kiedy to pas WAKO-Pro w formule Low-kick Michał Turyński wywalczył w Bośni a w rewanżu niemal po dwóch latach dotarł do Polski Dzevad Poturak by powetować sobie tamtą stratę. Dotarł w asyście samego Ernesto Hoosta - czterokrotnego mistrza K-1 World Grand Prix. Tak więc po raz pierwszy na arenie DSF Kickboxing Challenge w wydaniu zawodowym i od razu o pas walczono w tej archaicznej już dziś formule, która dobra jest w szkoleniu i amatorskiej rywalizacji, ale nie przystaje do światowych tendencji podobnie jak polskie sędziowanie formuły K-1, wykluczającej elementy przechwytu, krótkiego klinczu czy podkreślenia dominacji. Walka była taktyczna, ale Turyński miał kontrolę nad większością pojedynku. Był silnieszy i niesiony dopingiem nie dał sie trafić silnym uderzeniem Bośniakowi mającemu już 40 lat i dziewiąta porażka z rzędu Poturaka stała się faktem. Pas pozostał w Polsce i oby Turyński nie musiał już o niego walczyć a skupił sie na formule K-1.
Walka wieczoru dwóch amatorskich mistrzów świata K-1 Rules Maksymiliana Bratkowicza z Gym-Fight Wrocław i Full-contact Mateusza Kubiszyna z Klubu Sportów Walki "Sokół" Jarosław, miała troszkę otoczki i była oczekiwanym starciem. Przede wszystkim była bardzo zacięta choć technicznych fajerwerków nie było za dużo. Obaj zapowiadali, iż jeden będzie bykiem a drugi torreadorem, ale ostatecznie okazało się odwrotnie. W wymianach lepiej radził sobie Bratkowicz zadając wiecej tzw. "power punch" czyli silnych uderzeń/kopnięć. Kubiszyn szukał bokserskich wymian, ale Bratkowicz był czujny i trzymał dystans. Jednak wojna trwała do ostatniego gongu a nawet w chwilę po nim. Sędziowie byli jednomyślni i wytypowali wygraną Maksymiliana Bratkowicza, który po ciężkim początku w DSF teraz wszedł na szczyt wagi półcięzkiej i nadal ma spore rezerwy.
Galę trzeba podsumować jako niezwykle udaną pod względem emocji i frekwencji. Także ogromne wrażenie robiła oprawa z wieloma punktami świetlnymi co powodowało, że nawet tak "stary grzmot" jak Orbita wyglądał wewnątrz imponująco. Atmosfera i oprawa to europejskie salony. Sportowo gala się obroniła, bo kilka walk z meczu Polska kontra Czechy zaspokoiło apetyt i głód emocji, sensacji czy dramatyzmu a dwa pojedynki Biszczaka i Jankowskiego to europejski poziom. Niezwykle zadowolony był prezes organizacji Sławomir Duba, który w feworze po gali udzielił nam wyczerpującego wywiadu i sam określił galę jako najlepszą w historii polskiego Kickboxingu i faktycznie coś jest na rzeczy, aczkolwiek w przeszłości było kilka niezłych kickboxerskich wydarzeń w Polsce. Jeśli poziom sportowy i organizacyjny zostanie podwyższony to naprawdę czekają nas widowiska na światowym poziomie.