East Side Fight 2: niesamowite wydarzenia w Białymstoku! Podsumowanie gali!
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: poniedziałek, 02, maj 2016
Sobotnia gala East Side Fight 2 w Białymstoku, której wyniki zamieściliśmy TUTAJ, przeszła już do historii. 30-go kwietnia po raz drugi w budynku Opery i Filharmonii Podlaskiej zagościli nie muzyczni artyści a artyści ringowi. Pierwszemu polskiemu mistrzowi świata Karate Kyokushin, Piotrowi Sawickiemu i Robertowi Klimaszewskiemu znowu udało się stworzyć kapitalne sportowe widowisko, wzbogacone o artystyczne pokazy. Była to dobra promocja regionu i to zarówno sportowa jak i kulturalna.
Piotr Sawicki a i również Robert Klimaszewski są karatekami więc na otwarcie imprezy widzowie obejrzeli pojedynek w tak drogiej jego sercu dyscyplinie a właściwie sztuce walki jaką jest Karate Kyokushin. W scenerii przypominającej legendarne japońskie starcia karateków na ringu, jako pierwsi wyszli Jan Mąsior z Chrzanowa i Kamil Gierula ze Świdnicy.
Dwie rundy twardych bezustannych wymian ciosów i niskich kopnięć przerywały widowiskowe próby Gieruli by trafić jakąś jedną efektowną techniką na punkt. Z kolei Masior skupił się na celnych i skutecznych technikach ręcznych, oraz kontrowaniu i unikaniu groźnych akcji rywala. Okazało się to kluczem do zwycięstwa, bo w oczach sędziów właśnie Jan Masior wygrał przez decyzję. Walka naprawdę podobała się publiczności, bo obaj to ścisła krajowa i europejska czołówka tego sportu.
Utalentowany zawodnik MMA Piotr Kalenik nie miał kłopotów z pokonaniem białoruskiego policjanta Nikolaia Boyarchuka z Condora Grodno. Białorusin został szybko sprowadzony do parteru a tam już warunki dyktował podopieczny trenera Pawła Zalewskiego z Valetudo Białystok. Po 1,5 minuty zdołał przejść obronę Białorusina i "twierdza Grodno" padła - można rzec eufemistycznie. Kalenik założył duszenie zza pleców i zmusił do poddania Boyarchuka. Było to szóste zawodowe zwycięstwo Piotra i pokazał w nim, iż jest w stanie przechodzić poważniejsze przeszkody.
Kolejne starcie miało być także polsko - białoruską konfrontacją, albowiem dwukrotna mistrzyni świata Muay Thai Judyta Niepogoda z Gladiatora Siedlce miała zmierzyć się w zaległym pojedynku z Iloną Dziashkevich ze wspomnianego wcześniej Condora Grodno. Niestety Białorusinka i jej trener Vitaliy Kazakov nie zjawili się na ważeniu i postawili przed organizatorem ekstremalne wyzwanie. Dodatkowo nie było z nimi jakiegokolwiek kontaktu, co było niepoważnym i mało profesjonalnym zachowaniem. Odpowiedzialnie i dzielnie za to zachowała się Dominika Rembelska i jej trener Piotr Bąkowski, którzy przyjęli wyzwanie w ostatniej chwili i zjawili się tuż przed walką. Huśtawka nastrojów towarzyszyła także Judycie Niepogodzie, która z niepokojem obserwowała, czy walka dojdzie do skutku czy nie? Ku zaskoczeniu wszystkich Rembelska wyszła i bez kompleksów próbowała nawiązać wyrównaną walkę. Wsparta w narożniku znanym kickboxerem Łukaszem Makarewiczem trwała dzielnie mimo gradu ciosów Niepogody. Po pierwszym starciu wydawało się, że nie przetrwa drugiej rundy, ale o dziwo zdołała się wybronić i wykazać odpornością na ciosy. W przetrwaniu ataków bardziej doświadczonej rywalki pomogło jej świetnie wykonywane boczne kopnięcie, które utrudniało Judycie dojście do półdystansu. Ostatecznie Rembelska przetrwała i doprowadziła do werdyktu, choć na jej tułów spadło sporo ciosów kolanami i przyjęła mocne kopnięcia na uda w niemal każde miejsce w jakie ciosy zadawała Siedlczanka. Werdykt nie podlegał dyskusji i Judyta była lepszą zawodniczką, ale brawa należą się także Dominice za ten trudny występ.
Świetny występ na gali był udziałem rozwijającego się 21-letniego Białostoczanina Artura Baradyna z Humana Białystok. W trzecim zawodowym występie świetnie poradził sobie z Dmitrym Gulevichem z Best Gym Grodno. Podopieczny trenera Krzysztofa Humeńczyka walczył bardzo mądrze, doprowadzając do liczenia Białorusina. Nie było to łatwe, bowiem Gulevich miał takie same lub nawet lepsze warunki fizyczne a na dodatek był leworęczny. To mogło sprawić kłopoty, ale Polak ułożył i zrealizował plan walki, nie popełniając zbyt wielu błędów. Werdykt mógł być tylko jeden i jednogłośnym zwycięzcą walki został Baradyn.
W drugiej walce Karate Kyokushin doszło do prawdziwej konfrontacji mistrzów. Weteran i zarazem legendarny zawodnik z Wrocławia Sylwester Sypień starł się z Michałem Krzakiem z Katowic. Sypień to trzykrotny mistrz Europy i multimedalista wielu międzynarodowych i krajowych imprez w tej sztuce walki. Krzak z kolei jest kilkukrotnym mistrzem Polski i medalistą wielu europejskich zawodów i wciąż czynnym zawodnikiem z aspiracjami na najważniejsze tytuły w Europie. Już same sukcesy obu zagwarantowały, że poziom pojedynku będzie wysoki. Sypień tylko pozornie zakończył czynna sportową karierę - co pokazały ostatnie mistrzostwa świata weteranów, gdzie zdobył złoty medal. W pojedynku ani na jotę nie odpuścił jeden i drugi. Sędziowie mając do wyboru głosowanie postawili na remis i to była słuszna decyzja. Obaj zebrali sporo słów uznania i oczywiście burzę braw. Obaj podtrzymali też tradycję najwyższego poziomu sportowego i etycznego, bowiem po walce w kuluarach opery nie było końca zdjęciom i rozmowom pomiędzy zawodnikami i ich sztabami z rodzinami włącznie. To pokazuje jak silne są więzy w tym sporcie.
Sportowym podsumowaniem imprezy miały być dwie walki w thaiboxingu i formule K-1. W obu wystąpili dwaj zawodnicy, z których Patryk Borowski-Beszta jest wielką nadzieją na sukcesy międzynarodowe a drugi Radosław Rydzewski, najbardziej utytułowanym kickboxerem nie tylko z Białegostoku, ale jednym z najbardziej utytułowanych w Polsce. Obaj stanęli przed największymi zawodowymi wyzwaniami w życiu, bowiem odpowiednio Artem Voskoynikov z Białorusi i Stanislav Makarenko z Łotwy to elita europejskich fighterów z ogromnym bagażem walk zawodowych. Obie walki i dyspozycja Polaków miały swoje drugie dno i niestety zaważyło to na wynikach walk.
Jako pierwszy w bój poszedł Borowski-Beszta, który podjął ryzyko i wyzwanie jakim był wzięcie zawodowej walki w tydzień po wyczerpujących Mistrzostwach Polski Muaythai, gdzie udało mu się zdobyć pierwsze miejsce po raz drugi z rzędu. Białorusin Voskoynikov to jednak górna półka europejskiego K-1 i niegdyś znokautował znaczenie bardziej utytułowanego od Patryka, Marcina Łepkowskiego. Niestety sytuacja się powtórzyła i teraz, bo pod koniec pierwszego starcia, Voskoboynikov trafił prawym wkręcanym półsierpem tuż nad lewą ręką Polaka i można rzec, że w Białymstoku "rozdzwoniły się wszystkie dzwony" i bynajmniej nie z powodu prawosławnych świąt wielkanocnych, jakie rozpoczęły się dokładnie w tą sobotę a jak wiadomo w Białymstoku to spory odsetek ludności. Niestety ten "ciężki dzwon" zabrzmiał w głowie Patryka i szkoda, bo z przebiegu walki - nie zasłużył on na taką akcję a wynik był do tego momentu sprawą otwartą. Zabrakło mu sekundy do innego dzwonu - tego dzwoniącego na przerwę, kończącą pierwszą rundę. Co prawda Patryk dzielnie wstał po jakimś czasie, ale widać było, że trafienie było idealne i mocne. Na szczęście nic poważnego się nie stało, ale przydomek Voskoboynikova - "Kat Polaków", potwierdziło się w pełnej rozciągłości. Na EFS Białorusin wygrał po raz drugi a Patryk przegrał pierwszy raz a warto pamiętać, iż wówczas także leżał na deskach w pierwszym starcie - tyle, że potrafił się podnieść i wygrać. Tym razem jednak trafił na kogoś kto miał swój dzień i przy swojej klasie potrafił to wykorzystać. To oczywiście Artem Voskoboynikov.
Walka wieczoru Radosława Rydzewskiego ze Stasem Makarenko z Łotwy to był prawdziwy thriller i w pełni zasługuje na miano "Walki Roku 2016" w polskim K-1. Jak pisaliśmy w jednym z komentarzy: 8 na 10 fighterów poddałoby walkę po pierwszym liczeniu. 9 na 10 fighterów, poddałoby po drugim liczeniu...ale to cały Radek Rydzewski, wytrwał i jeszcze gryzł i kąsał na koniec pojedynku a rywal "walczył o życie". Ringową wojnę wygrał zasłużenie na punkty Makarenko, ale Białostoczanie powinni być dumni z postawy Rydzewskiego, który pokazał też polskim zawodnikom jak się walczy dziś na zawodowych arenach w Europie. Hartem ducha można by obdzielić kilka walk, bo obaj bili się bez opamiętania i kalkulacji. Cios za cios, kopnięcie za kopnięcie od początku. Byliśmy w szatni po walce to wiemy ile kosztowało to zdrowia, by dać takie widowisko.
Warto zastanowić się skąd wzięła się porażka Rydzewskiego i powiedzieć kilka rzeczy o jakich kibice na pewno nie wiedzą w kontekście tej walki. Po pierwsze był to jego pierwszy występ od East Side Fight w listopadzie 2014 roku. W 2015, Radek wpadł rowerem pod auto i uszkodził bark. Później przyplątały się problemy z kręgosłupem i zabieg a tydzień przed walką infekcja, co widać było na treningu medialnym. Trener Rydzewskiego, Jarosław Jędrzejczyk powiedział, iż gdyby nie akurat ta gala i tego organizatora to w życiu nie zgodziłby się na też walkę w takim stanie. Jednak dla samej walki warto było podjąć wyzwanie i widzowie otrzymali niesamowite widowisko i dramatyczną walkę. Warto oddać honor i ukłon obu zawodnikom za ten niesamowity bój.
Warto także podziękować organizatorom Piotrowi Sawickiemu i Robertowi Klimaszewskiemu za zorganizowanie niesamowitego wydarzenia, które nie jest standardową galą, ale prawdziwym widowiskiem z pokazami i bardzo emocjonującymi pojedynkami oddającymi przekrój świata sztuk walki. Białostoczanie mają niesamowitą okazję by oglądać to w najnowocześniejszym obiekcie w Polsce i w niesamowitej scenerii. Dodatkowo imponująca była lista gości honorowych w tym jednego z największych animatorów polskiej sceny sztuk walki czyli shihan Andrzeja Drewniaka, który obecny był na gali po raz drugi, oraz wielu innych bialostockich oficjeli. Również kapitalne prowadzenie przez annoucera Damiana Aleksandra zasługiwało na uznanie. Jako redakcja dziękujemy za zaproszenie na to wydarzenie i czekamy na kolejną galę.
Piotr Sawicki a i również Robert Klimaszewski są karatekami więc na otwarcie imprezy widzowie obejrzeli pojedynek w tak drogiej jego sercu dyscyplinie a właściwie sztuce walki jaką jest Karate Kyokushin. W scenerii przypominającej legendarne japońskie starcia karateków na ringu, jako pierwsi wyszli Jan Mąsior z Chrzanowa i Kamil Gierula ze Świdnicy.
Dwie rundy twardych bezustannych wymian ciosów i niskich kopnięć przerywały widowiskowe próby Gieruli by trafić jakąś jedną efektowną techniką na punkt. Z kolei Masior skupił się na celnych i skutecznych technikach ręcznych, oraz kontrowaniu i unikaniu groźnych akcji rywala. Okazało się to kluczem do zwycięstwa, bo w oczach sędziów właśnie Jan Masior wygrał przez decyzję. Walka naprawdę podobała się publiczności, bo obaj to ścisła krajowa i europejska czołówka tego sportu.
Utalentowany zawodnik MMA Piotr Kalenik nie miał kłopotów z pokonaniem białoruskiego policjanta Nikolaia Boyarchuka z Condora Grodno. Białorusin został szybko sprowadzony do parteru a tam już warunki dyktował podopieczny trenera Pawła Zalewskiego z Valetudo Białystok. Po 1,5 minuty zdołał przejść obronę Białorusina i "twierdza Grodno" padła - można rzec eufemistycznie. Kalenik założył duszenie zza pleców i zmusił do poddania Boyarchuka. Było to szóste zawodowe zwycięstwo Piotra i pokazał w nim, iż jest w stanie przechodzić poważniejsze przeszkody.
Kolejne starcie miało być także polsko - białoruską konfrontacją, albowiem dwukrotna mistrzyni świata Muay Thai Judyta Niepogoda z Gladiatora Siedlce miała zmierzyć się w zaległym pojedynku z Iloną Dziashkevich ze wspomnianego wcześniej Condora Grodno. Niestety Białorusinka i jej trener Vitaliy Kazakov nie zjawili się na ważeniu i postawili przed organizatorem ekstremalne wyzwanie. Dodatkowo nie było z nimi jakiegokolwiek kontaktu, co było niepoważnym i mało profesjonalnym zachowaniem. Odpowiedzialnie i dzielnie za to zachowała się Dominika Rembelska i jej trener Piotr Bąkowski, którzy przyjęli wyzwanie w ostatniej chwili i zjawili się tuż przed walką. Huśtawka nastrojów towarzyszyła także Judycie Niepogodzie, która z niepokojem obserwowała, czy walka dojdzie do skutku czy nie? Ku zaskoczeniu wszystkich Rembelska wyszła i bez kompleksów próbowała nawiązać wyrównaną walkę. Wsparta w narożniku znanym kickboxerem Łukaszem Makarewiczem trwała dzielnie mimo gradu ciosów Niepogody. Po pierwszym starciu wydawało się, że nie przetrwa drugiej rundy, ale o dziwo zdołała się wybronić i wykazać odpornością na ciosy. W przetrwaniu ataków bardziej doświadczonej rywalki pomogło jej świetnie wykonywane boczne kopnięcie, które utrudniało Judycie dojście do półdystansu. Ostatecznie Rembelska przetrwała i doprowadziła do werdyktu, choć na jej tułów spadło sporo ciosów kolanami i przyjęła mocne kopnięcia na uda w niemal każde miejsce w jakie ciosy zadawała Siedlczanka. Werdykt nie podlegał dyskusji i Judyta była lepszą zawodniczką, ale brawa należą się także Dominice za ten trudny występ.
Świetny występ na gali był udziałem rozwijającego się 21-letniego Białostoczanina Artura Baradyna z Humana Białystok. W trzecim zawodowym występie świetnie poradził sobie z Dmitrym Gulevichem z Best Gym Grodno. Podopieczny trenera Krzysztofa Humeńczyka walczył bardzo mądrze, doprowadzając do liczenia Białorusina. Nie było to łatwe, bowiem Gulevich miał takie same lub nawet lepsze warunki fizyczne a na dodatek był leworęczny. To mogło sprawić kłopoty, ale Polak ułożył i zrealizował plan walki, nie popełniając zbyt wielu błędów. Werdykt mógł być tylko jeden i jednogłośnym zwycięzcą walki został Baradyn.
W drugiej walce Karate Kyokushin doszło do prawdziwej konfrontacji mistrzów. Weteran i zarazem legendarny zawodnik z Wrocławia Sylwester Sypień starł się z Michałem Krzakiem z Katowic. Sypień to trzykrotny mistrz Europy i multimedalista wielu międzynarodowych i krajowych imprez w tej sztuce walki. Krzak z kolei jest kilkukrotnym mistrzem Polski i medalistą wielu europejskich zawodów i wciąż czynnym zawodnikiem z aspiracjami na najważniejsze tytuły w Europie. Już same sukcesy obu zagwarantowały, że poziom pojedynku będzie wysoki. Sypień tylko pozornie zakończył czynna sportową karierę - co pokazały ostatnie mistrzostwa świata weteranów, gdzie zdobył złoty medal. W pojedynku ani na jotę nie odpuścił jeden i drugi. Sędziowie mając do wyboru głosowanie postawili na remis i to była słuszna decyzja. Obaj zebrali sporo słów uznania i oczywiście burzę braw. Obaj podtrzymali też tradycję najwyższego poziomu sportowego i etycznego, bowiem po walce w kuluarach opery nie było końca zdjęciom i rozmowom pomiędzy zawodnikami i ich sztabami z rodzinami włącznie. To pokazuje jak silne są więzy w tym sporcie.
Sportowym podsumowaniem imprezy miały być dwie walki w thaiboxingu i formule K-1. W obu wystąpili dwaj zawodnicy, z których Patryk Borowski-Beszta jest wielką nadzieją na sukcesy międzynarodowe a drugi Radosław Rydzewski, najbardziej utytułowanym kickboxerem nie tylko z Białegostoku, ale jednym z najbardziej utytułowanych w Polsce. Obaj stanęli przed największymi zawodowymi wyzwaniami w życiu, bowiem odpowiednio Artem Voskoynikov z Białorusi i Stanislav Makarenko z Łotwy to elita europejskich fighterów z ogromnym bagażem walk zawodowych. Obie walki i dyspozycja Polaków miały swoje drugie dno i niestety zaważyło to na wynikach walk.
Jako pierwszy w bój poszedł Borowski-Beszta, który podjął ryzyko i wyzwanie jakim był wzięcie zawodowej walki w tydzień po wyczerpujących Mistrzostwach Polski Muaythai, gdzie udało mu się zdobyć pierwsze miejsce po raz drugi z rzędu. Białorusin Voskoynikov to jednak górna półka europejskiego K-1 i niegdyś znokautował znaczenie bardziej utytułowanego od Patryka, Marcina Łepkowskiego. Niestety sytuacja się powtórzyła i teraz, bo pod koniec pierwszego starcia, Voskoboynikov trafił prawym wkręcanym półsierpem tuż nad lewą ręką Polaka i można rzec, że w Białymstoku "rozdzwoniły się wszystkie dzwony" i bynajmniej nie z powodu prawosławnych świąt wielkanocnych, jakie rozpoczęły się dokładnie w tą sobotę a jak wiadomo w Białymstoku to spory odsetek ludności. Niestety ten "ciężki dzwon" zabrzmiał w głowie Patryka i szkoda, bo z przebiegu walki - nie zasłużył on na taką akcję a wynik był do tego momentu sprawą otwartą. Zabrakło mu sekundy do innego dzwonu - tego dzwoniącego na przerwę, kończącą pierwszą rundę. Co prawda Patryk dzielnie wstał po jakimś czasie, ale widać było, że trafienie było idealne i mocne. Na szczęście nic poważnego się nie stało, ale przydomek Voskoboynikova - "Kat Polaków", potwierdziło się w pełnej rozciągłości. Na EFS Białorusin wygrał po raz drugi a Patryk przegrał pierwszy raz a warto pamiętać, iż wówczas także leżał na deskach w pierwszym starcie - tyle, że potrafił się podnieść i wygrać. Tym razem jednak trafił na kogoś kto miał swój dzień i przy swojej klasie potrafił to wykorzystać. To oczywiście Artem Voskoboynikov.
Walka wieczoru Radosława Rydzewskiego ze Stasem Makarenko z Łotwy to był prawdziwy thriller i w pełni zasługuje na miano "Walki Roku 2016" w polskim K-1. Jak pisaliśmy w jednym z komentarzy: 8 na 10 fighterów poddałoby walkę po pierwszym liczeniu. 9 na 10 fighterów, poddałoby po drugim liczeniu...ale to cały Radek Rydzewski, wytrwał i jeszcze gryzł i kąsał na koniec pojedynku a rywal "walczył o życie". Ringową wojnę wygrał zasłużenie na punkty Makarenko, ale Białostoczanie powinni być dumni z postawy Rydzewskiego, który pokazał też polskim zawodnikom jak się walczy dziś na zawodowych arenach w Europie. Hartem ducha można by obdzielić kilka walk, bo obaj bili się bez opamiętania i kalkulacji. Cios za cios, kopnięcie za kopnięcie od początku. Byliśmy w szatni po walce to wiemy ile kosztowało to zdrowia, by dać takie widowisko.
Warto zastanowić się skąd wzięła się porażka Rydzewskiego i powiedzieć kilka rzeczy o jakich kibice na pewno nie wiedzą w kontekście tej walki. Po pierwsze był to jego pierwszy występ od East Side Fight w listopadzie 2014 roku. W 2015, Radek wpadł rowerem pod auto i uszkodził bark. Później przyplątały się problemy z kręgosłupem i zabieg a tydzień przed walką infekcja, co widać było na treningu medialnym. Trener Rydzewskiego, Jarosław Jędrzejczyk powiedział, iż gdyby nie akurat ta gala i tego organizatora to w życiu nie zgodziłby się na też walkę w takim stanie. Jednak dla samej walki warto było podjąć wyzwanie i widzowie otrzymali niesamowite widowisko i dramatyczną walkę. Warto oddać honor i ukłon obu zawodnikom za ten niesamowity bój.
Warto także podziękować organizatorom Piotrowi Sawickiemu i Robertowi Klimaszewskiemu za zorganizowanie niesamowitego wydarzenia, które nie jest standardową galą, ale prawdziwym widowiskiem z pokazami i bardzo emocjonującymi pojedynkami oddającymi przekrój świata sztuk walki. Białostoczanie mają niesamowitą okazję by oglądać to w najnowocześniejszym obiekcie w Polsce i w niesamowitej scenerii. Dodatkowo imponująca była lista gości honorowych w tym jednego z największych animatorów polskiej sceny sztuk walki czyli shihan Andrzeja Drewniaka, który obecny był na gali po raz drugi, oraz wielu innych bialostockich oficjeli. Również kapitalne prowadzenie przez annoucera Damiana Aleksandra zasługiwało na uznanie. Jako redakcja dziękujemy za zaproszenie na to wydarzenie i czekamy na kolejną galę.