K-1 Rising 2012 - World Grand Prix Final 16: podsumowanie gali! Wyniki
- Kategoria: Wyniki Świat
- Opublikowano: poniedziałek, 15, październik 2012
Za nami długo oczekiwane wydarzenie świata Kickboxingu, jakim była gala K-1 Rising 2012 World GP Final 16, która miała miejsce W niedzielny poranek 14 października w hali Ryogoku Kokugikan w Tokio w Japonii. Była to półfinałowa rywalizacja zawodników wagi ciężkiej K-1 walczących o awans do 8 osobowego turnieju w dniu 26 grudnia w Nowym Jorku. Gala poświęcona była pamięci zmarłego w Japonii mistrza Andy Huga i gośćmi honorowymi była jego żona oraz syn. Nie zabrakło także Ernesto Hoosta jego dawnego rywala.
Turniej mający tradycję od roku 1993 w 2011 nie odbył się po raz pierwszy i w tym były poważne obawy czy historia się nie powtórzy, tym bardziej, iż "śmiercią naturalną" po gali w Madrycie w maju br. na dalszy plan zeszła rywalizacja zawodników wagi do 70 kg. Dzięki zabiegom nowej organizacji K-1 Rising, która ma prawa do brandu K-1 po upadłości w 2011 poprzedniego właściciela FEG (Dream/K-1), udało się teraz z dużym trudem doprowadzić do tokijskiej batalii. W międzyczasie na poważnego rywala wyrosła holenderska grupa Glory Sports International (GSI), która pociągnęła za sobą dużą grupę wiodących postaci Kickboxingu, jak Peter Aerts, Jerome Le Banner, Semmy Schilt i powracający do wielkich walk Remy Bonjasky.
K-1 Rising nie miało wielkiego pola manewru a na dodatek straciło dwie ważne postacie świata K-1, przesiadującego w więzieniu w Holandii, Badra Hari a co gorsza z nieznanych powodów Daniela Ghitę, który dziś bezsprzecznie jest numerem jeden światowego Kickboxingu. K-1 Rising to dziś swoisty mariaż Japończyków, Amerykanów, bałkańskiej grupy SuperKombat, litewskiej MMA Bushido ogarniającej także rynki Rosji, Białorusi i Ukrainy. Nie brakuje także reprezentantów holenderskiej szkoły głównie z Chakuriki Gym i Mike's Gym. Mocną reprezentację ma także jak zawsze Australia, skąd także pochodzi też jedyny reprezentant Polski Paweł Słowiński, który mieszka w tym kraju i jako pierwszy Polak pojawił się w finałach K-1 World GP w 2006, 2007 i 2008 roku. Także i w 2012 Pawła zaproszono do rywalizacji.
Gala w Ryogoku rozpoczęła się od walk rankingowych tzw. superfight, które toczone były w różnych kategoriach wagowych z podziałem generalnym na lekkie i ciężkie. W lekkich kategoriach w dwóch wagach klęskę ponieśli gospodarze. Niewysoki, ale bardfzo dynamiczny Chińczyk Zhi-Peng Zhou przebił Japończyka Kotaru Mori w wymianach uderzeń i nokautując go w drugiej rundzie. Z kolei Koreańczyk Chanhyung Lee także dość wyraźnie wypunktował słynnego Umeno Genji. Genji to japoński mistrz WBC Muay Thai.
W cięższych kategoriach dobrze wypadł Pavel Zhuravlev z Ukrainy. Świetnie boksujący zawodnik był dokładniejszy niż Brazylijczyk Saulo Cavalari trenujący w Chakuriki Gym. Zwycięstwo było nieznaczne i punktowe a warto przypomnieć, że w tym roku dużo mocniej Cavalari'ego obił nasz Tomasz Sarara. Niestety Polak nie był brany pod uwagę do startu w tym prestiżowym turnieju. Błyskawicznym nokautem skończył za to walkę afrykański emigrant mieszkający w Rumunii Benjamin Adegbuyi z Nigerii, który pokonał Jafara Ahmadi z Iranu, łamiąc mu żebra okrężnym kopnięciem. Ważącemu 115 kg zawodnikowi przyszło to z łatwością. Pomyłką i kompletną żenadą był za to występ wielkiej legendy amerykańskiego Kickboxingu, Ricky Roufusa, do którego poziomu dostosował się jego rodak James Wilson. Po trzech rundach wzajemnego czajenia się i unikania walki, sędziowie mieli trudny orzech do zgryzienia. Do wyboru pozostała im ocena urody zawodników lub wrażenia artystyczne, ale i tu padł idealny remis i widzowie mogli powiedzieć "maniana finito" w japońskim odpowiedniku.
W odróżnieniu od marnych dokonań Amerykanów turniej Final 16, czyli jego półfinałowa część, zaczęła się mocnym akordem. Zawodnicy by awansować dalej musieli wygrać tego wieczora tylko jedną walkę w odróżnieniu od ostatecznego turnieju Final 8, gdzie zwycięzca będzie musiał wygrać trzy walki jednego wieczora. Fiighterzy postawili wszystko na jedną kartę i tak Australijczyk Ben Edwards z Rumunem Raulem Catinasem, dali chyba najlepszą walkę tego wieczora. Obaj potwornie silni poszli na wymianę ciosów od początku. Szala zwycięstwa szła raz w jedną , raz w drugą stronę. Ostatecznie lepiej boksujący i wszechstronniejszy Edwards posłał na deski Rumuna, który był dwa razy liczony. Po drugim razie wstał na mocno chwiejnych nogach i jasne było, że to koniec marzeń o finale. Dla obu był to drugi start w Final 16 po tym jak obaj bili się w nim w 2010 roku w Korei. Edwards przegrał wówczas z ostatnim mistrzem K-1 WGP, Alistairem Overeem. Catinas zaś z Mighty Mo po jednej z najsłabszych walk w historii finałów. Teraz odkupił całkowicie tamten blamaż, mimo porażki.
Jarrell Miller jako jedyny Amerykanin wystąpi w finałach po pokonaniu Litwina Arnolda Oborotova trenującego w angielskim KO Gym. Z kolei słynny Azer Zabit Samedov reprezentujący Białoruś, szybko odprawił innego Amerykanina Xaviera Vigneya posyłając go kilka razy na deski. Tej dwoistości reprezentacji narodowej dał wyraz występując w specjalnych sciągachach na stopy w barwach Azerbejdżanu i Białorusi. Oczywiście po jednym na każdą nogę. Zabit to triumfator polskiej edycji gali K-1 WGP w Łodzi w 2009 roku. Awansował on już do finału, ale warto pamiętać, że w 2007 roku w USA zanotował wpadkę dopingową a później zasłynął oskarżeniem holenderskich zawodników o "masowe" stosowanie dopingu ako przykład podając...Alistaira Overeema. Okazało się to niestety prawdą, ale Azera odsunięto od walk w K-1 w 2010 roku. Teraz powrócił w wielkim stylu.
Do finału awansował jeden z faworytów czyli Hesdy Gerges z Chakuriki Gym. Podopieczny trenera Toma Harincka w dobrym stylu pokonał Sergiia Laschenko z Ukrainy. Pochodzący z Egiptu Gerges miał nietrudne zadanie, bo pracujący pod okiem Mike Passeniera, Laschcenko jest fatalnie prowadzony. Passenier stał się typowym teoretykiem taktyki walk swoich podpiecznych. "Rywal dobrze kopie? Ty pokonasz go boksem" - to motto "Grubego Mike'a" jak nazywają go wszyscy. Laschcenko, który niegdyś świetnie i mocno kopał, stał się "bokserem" w K-1. Za tę taktykę zapłacił klęską w walce z Danielem Ghitą jak teżś teraz, bo Passenier chciał po raz drugi udowodnić swoją teorię. W efekcie w pierwszej rundzie Ukrainiec wykonał bodajże jedno kopnięcie a w drugiej niewiele więcej. Sam za to miał skopane uda i w trzeciej stał już w miejscu. Dodatkowo jego boks, przy dwumetrowym Hesdym na niewiele się zadał i chyba jedyna opcja na rozwój to zmiana teamu.
Walkę na punkty wygrał za to inny zawodnik luźno współpracujący z Mike Passenierem czyli Ismael Londt. Potężny fighter z Surinamu nie bardzo słuchał chyba trenera, bo walczył chaotycznie, ale mimo to pokonał bardzo utalentowanego Singha Jaideepa z India ale po przez niejednogłośnej decyzji.
To samo co pokazał wcześniej Ricky Roufus z rywalem, to samo widzowie obejrzeli w japońskim remak'u. Walka Makoto Uehary z Hiromi Amadą była okropna do oglądania. "Starość jest straszna" - tak powinna zostać zatytułowana ta walka i to powinno starczyć za cały komentarz, nic nie ujmując starszym klasowym zawodnikom. Uehara i Amada klasowi nie są, więc znów dzięki konkursowi piękności zwycięstwo przypadło Ueharze i on będzie reprezentował Kraj Kwitnącej Wiśni w grudniu w USA. Tyle, że to raczej będzie "przekwitanie" a nie kwitnięcie a większość rywali będzie marzyć o wylosowaniu go w pierwszej walce, bo jeśli nie wygrają turnieju to mają spore szansę na dopisanie sobie efektownego nokautu.
Wielu fanów w Polsce i Rumuni czekało na bój Catalina Morosanu i naszego Pawła Słowińskiego. Obaj bombardierzy byli już na Final 16 i obaj mało mile wspominają występy w nim. Morosanu wyleciał za kopnięcie w jądra i dyskwalifikację w 2009 a Słowiński po klęsce z Melvinem Manhoefem w 2008. Polak po wygraniu siedmiu pojedynków z rzędu i dokonaniach w dawnej przeszłości mógł uchodzić za faworyta. Niestety Paweł chyba najlepsze walki ma już za sobą. Jest już dość rozbity, boryka się z kontuzją kolan a potężna waga (113 kg) nie pomaga w tak dynamicznych starciach. 32 lata na karku to nie jest dużo, ale ma trzy razy więcej walk niż 28 letni Morosanu, a to musiało zostawić ślady. Dodatkowo Paweł jak zawsze imponował dziurawą gardą co przy bijącym cepy, leworęcznym Rumunie nie wróżyło powodzenia. Dwa liczenia podkreśliły przewagę będącego w natarciu Morosanu. "Śmierć z Karpat" jak eufemistycznie nazywany jest Catalin poradził sobie z "Stingiem" i Polak nie zawalczy w wielkim finale.
Na koniec wystąpił wielki gwiazdor K-1 i MMA legendarny Mirko Flipovic z Chorwacji walcząc z nieznanym choć niepokonanym w 24 kolejnych walkach Randym Blake'm z USA. Takiej żenady w wykoniu "Cro Copa" nie widzieliśmy nawet w walkach MMA, które przegrywał na arenach UFC. Walka wieczoru była klapą i kompromitacją formuły w wykonaniu kogoś, kto aspiruje do miana gwiazdy wieczoru. Zapaśnicze wejścia i mizerne kopnięcia, z których tylko jedno dotarło do głowy rywala to wszystko na co było stać mocno wypłowiałą gwiazdę. Blake nie był wcale lepszy w tym niskich lotów main event i chyba już wiadomo, dlaczego Mirko przgrywał walki w MMA w swojej koronnej płaszczyźnie ze średniakami w UFC. Na dodatek niespodziewanie Blake posłał na deski Mirko, atakując go bez ostrzeżenia. Ostatecznie Mirko wygrał 2-0 ten pojedynek, ale była to masakra na widzach spragnionych dobrych walk. Jeśli tak będą wyglądały mocno reklamowane walki tej formuły to nikt nie kupi na nie biletów i znów ortganizacja padnie. Nie zapełniona do końca hala i w Madrycie i w Tokio unaocznia to dobitnie i trudno tu liczyć na przełom. Ale kto wie? Może w Nowym Jorku 26 grudnia zobaczymy przełom i naprawdę walki na wysokim poziomie. Wszak zostali tylko najlepsi, jakkolwiek by tego nie oceniać.
Komplet wyników:
Superfight
Zhi-Peng Zhou (Chiny) pokonał Koutaru Mori (Japonia) przez KO w 2 rundzie
Rick Roufus (USA) vs. James Wilson (USA) - Remis 1-1 (30-29,30-30, 29-30)
Benjamin Adegbuyi (Nigeria) pokonał Jafara Ahmadi (Iran) przez KO (middlekick) w 1 rundzie
Pavel Zuravliov (Rosja) pokonał Saulo Cavalari (Brazylia) przez decyzję 3-0 (30,28 x 3)
Chanhyung Lee (Korea) pokonał Genji Umeno (Japonia) przez decyzję 3-0 (30-28 x 3)
K-1 World Grand Prix Final 16
Ben Edwards (Australia) pokonał Raula Catinasa (Rumunia) przez KO (prawy sierp) w 2 rundzie (2:25 min)
Jarrell Miller (USA) pokonał Arnolda Oborotova (Litwa) przez decyzję 3-0 (30-27 x 3)
Zabit Samedov (Białoruś) pokonał Xaviera Vigneya (USA) przez TKO w 1 rundzie (1:28 min)
Hesdy Gerges (Egipt) pokonał Sergiia Laschenko (Ukraina) przez decyzję 3-0 (30-29, 30-28, 30-28)
Ismael Londt (Surinam) pokonał Singha Jaideepa (India) przez niejednogłośną decyzję 2-0 (30-29, 29-29, 30-29)
Makoto Uehara (Japonia) pokonał Hiromi Amadę (Japonia) przez decyzję 3-0 (29-27, 28-27, 29-28)
Catalin Morosanu (Rumunia) pokonał Pawła Słowińskiego (Polska) przez decyzję 3-0 (30-26 x 3)
Mirko Flipovic (Chorwacja) pokonał Randy Blake'a (USA) przez niejednogłośną decyzję 2-0
Turniej mający tradycję od roku 1993 w 2011 nie odbył się po raz pierwszy i w tym były poważne obawy czy historia się nie powtórzy, tym bardziej, iż "śmiercią naturalną" po gali w Madrycie w maju br. na dalszy plan zeszła rywalizacja zawodników wagi do 70 kg. Dzięki zabiegom nowej organizacji K-1 Rising, która ma prawa do brandu K-1 po upadłości w 2011 poprzedniego właściciela FEG (Dream/K-1), udało się teraz z dużym trudem doprowadzić do tokijskiej batalii. W międzyczasie na poważnego rywala wyrosła holenderska grupa Glory Sports International (GSI), która pociągnęła za sobą dużą grupę wiodących postaci Kickboxingu, jak Peter Aerts, Jerome Le Banner, Semmy Schilt i powracający do wielkich walk Remy Bonjasky.
K-1 Rising nie miało wielkiego pola manewru a na dodatek straciło dwie ważne postacie świata K-1, przesiadującego w więzieniu w Holandii, Badra Hari a co gorsza z nieznanych powodów Daniela Ghitę, który dziś bezsprzecznie jest numerem jeden światowego Kickboxingu. K-1 Rising to dziś swoisty mariaż Japończyków, Amerykanów, bałkańskiej grupy SuperKombat, litewskiej MMA Bushido ogarniającej także rynki Rosji, Białorusi i Ukrainy. Nie brakuje także reprezentantów holenderskiej szkoły głównie z Chakuriki Gym i Mike's Gym. Mocną reprezentację ma także jak zawsze Australia, skąd także pochodzi też jedyny reprezentant Polski Paweł Słowiński, który mieszka w tym kraju i jako pierwszy Polak pojawił się w finałach K-1 World GP w 2006, 2007 i 2008 roku. Także i w 2012 Pawła zaproszono do rywalizacji.
Gala w Ryogoku rozpoczęła się od walk rankingowych tzw. superfight, które toczone były w różnych kategoriach wagowych z podziałem generalnym na lekkie i ciężkie. W lekkich kategoriach w dwóch wagach klęskę ponieśli gospodarze. Niewysoki, ale bardfzo dynamiczny Chińczyk Zhi-Peng Zhou przebił Japończyka Kotaru Mori w wymianach uderzeń i nokautując go w drugiej rundzie. Z kolei Koreańczyk Chanhyung Lee także dość wyraźnie wypunktował słynnego Umeno Genji. Genji to japoński mistrz WBC Muay Thai.
W cięższych kategoriach dobrze wypadł Pavel Zhuravlev z Ukrainy. Świetnie boksujący zawodnik był dokładniejszy niż Brazylijczyk Saulo Cavalari trenujący w Chakuriki Gym. Zwycięstwo było nieznaczne i punktowe a warto przypomnieć, że w tym roku dużo mocniej Cavalari'ego obił nasz Tomasz Sarara. Niestety Polak nie był brany pod uwagę do startu w tym prestiżowym turnieju. Błyskawicznym nokautem skończył za to walkę afrykański emigrant mieszkający w Rumunii Benjamin Adegbuyi z Nigerii, który pokonał Jafara Ahmadi z Iranu, łamiąc mu żebra okrężnym kopnięciem. Ważącemu 115 kg zawodnikowi przyszło to z łatwością. Pomyłką i kompletną żenadą był za to występ wielkiej legendy amerykańskiego Kickboxingu, Ricky Roufusa, do którego poziomu dostosował się jego rodak James Wilson. Po trzech rundach wzajemnego czajenia się i unikania walki, sędziowie mieli trudny orzech do zgryzienia. Do wyboru pozostała im ocena urody zawodników lub wrażenia artystyczne, ale i tu padł idealny remis i widzowie mogli powiedzieć "maniana finito" w japońskim odpowiedniku.
W odróżnieniu od marnych dokonań Amerykanów turniej Final 16, czyli jego półfinałowa część, zaczęła się mocnym akordem. Zawodnicy by awansować dalej musieli wygrać tego wieczora tylko jedną walkę w odróżnieniu od ostatecznego turnieju Final 8, gdzie zwycięzca będzie musiał wygrać trzy walki jednego wieczora. Fiighterzy postawili wszystko na jedną kartę i tak Australijczyk Ben Edwards z Rumunem Raulem Catinasem, dali chyba najlepszą walkę tego wieczora. Obaj potwornie silni poszli na wymianę ciosów od początku. Szala zwycięstwa szła raz w jedną , raz w drugą stronę. Ostatecznie lepiej boksujący i wszechstronniejszy Edwards posłał na deski Rumuna, który był dwa razy liczony. Po drugim razie wstał na mocno chwiejnych nogach i jasne było, że to koniec marzeń o finale. Dla obu był to drugi start w Final 16 po tym jak obaj bili się w nim w 2010 roku w Korei. Edwards przegrał wówczas z ostatnim mistrzem K-1 WGP, Alistairem Overeem. Catinas zaś z Mighty Mo po jednej z najsłabszych walk w historii finałów. Teraz odkupił całkowicie tamten blamaż, mimo porażki.
Jarrell Miller jako jedyny Amerykanin wystąpi w finałach po pokonaniu Litwina Arnolda Oborotova trenującego w angielskim KO Gym. Z kolei słynny Azer Zabit Samedov reprezentujący Białoruś, szybko odprawił innego Amerykanina Xaviera Vigneya posyłając go kilka razy na deski. Tej dwoistości reprezentacji narodowej dał wyraz występując w specjalnych sciągachach na stopy w barwach Azerbejdżanu i Białorusi. Oczywiście po jednym na każdą nogę. Zabit to triumfator polskiej edycji gali K-1 WGP w Łodzi w 2009 roku. Awansował on już do finału, ale warto pamiętać, że w 2007 roku w USA zanotował wpadkę dopingową a później zasłynął oskarżeniem holenderskich zawodników o "masowe" stosowanie dopingu ako przykład podając...Alistaira Overeema. Okazało się to niestety prawdą, ale Azera odsunięto od walk w K-1 w 2010 roku. Teraz powrócił w wielkim stylu.
Do finału awansował jeden z faworytów czyli Hesdy Gerges z Chakuriki Gym. Podopieczny trenera Toma Harincka w dobrym stylu pokonał Sergiia Laschenko z Ukrainy. Pochodzący z Egiptu Gerges miał nietrudne zadanie, bo pracujący pod okiem Mike Passeniera, Laschcenko jest fatalnie prowadzony. Passenier stał się typowym teoretykiem taktyki walk swoich podpiecznych. "Rywal dobrze kopie? Ty pokonasz go boksem" - to motto "Grubego Mike'a" jak nazywają go wszyscy. Laschcenko, który niegdyś świetnie i mocno kopał, stał się "bokserem" w K-1. Za tę taktykę zapłacił klęską w walce z Danielem Ghitą jak teżś teraz, bo Passenier chciał po raz drugi udowodnić swoją teorię. W efekcie w pierwszej rundzie Ukrainiec wykonał bodajże jedno kopnięcie a w drugiej niewiele więcej. Sam za to miał skopane uda i w trzeciej stał już w miejscu. Dodatkowo jego boks, przy dwumetrowym Hesdym na niewiele się zadał i chyba jedyna opcja na rozwój to zmiana teamu.
Walkę na punkty wygrał za to inny zawodnik luźno współpracujący z Mike Passenierem czyli Ismael Londt. Potężny fighter z Surinamu nie bardzo słuchał chyba trenera, bo walczył chaotycznie, ale mimo to pokonał bardzo utalentowanego Singha Jaideepa z India ale po przez niejednogłośnej decyzji.
To samo co pokazał wcześniej Ricky Roufus z rywalem, to samo widzowie obejrzeli w japońskim remak'u. Walka Makoto Uehary z Hiromi Amadą była okropna do oglądania. "Starość jest straszna" - tak powinna zostać zatytułowana ta walka i to powinno starczyć za cały komentarz, nic nie ujmując starszym klasowym zawodnikom. Uehara i Amada klasowi nie są, więc znów dzięki konkursowi piękności zwycięstwo przypadło Ueharze i on będzie reprezentował Kraj Kwitnącej Wiśni w grudniu w USA. Tyle, że to raczej będzie "przekwitanie" a nie kwitnięcie a większość rywali będzie marzyć o wylosowaniu go w pierwszej walce, bo jeśli nie wygrają turnieju to mają spore szansę na dopisanie sobie efektownego nokautu.
Wielu fanów w Polsce i Rumuni czekało na bój Catalina Morosanu i naszego Pawła Słowińskiego. Obaj bombardierzy byli już na Final 16 i obaj mało mile wspominają występy w nim. Morosanu wyleciał za kopnięcie w jądra i dyskwalifikację w 2009 a Słowiński po klęsce z Melvinem Manhoefem w 2008. Polak po wygraniu siedmiu pojedynków z rzędu i dokonaniach w dawnej przeszłości mógł uchodzić za faworyta. Niestety Paweł chyba najlepsze walki ma już za sobą. Jest już dość rozbity, boryka się z kontuzją kolan a potężna waga (113 kg) nie pomaga w tak dynamicznych starciach. 32 lata na karku to nie jest dużo, ale ma trzy razy więcej walk niż 28 letni Morosanu, a to musiało zostawić ślady. Dodatkowo Paweł jak zawsze imponował dziurawą gardą co przy bijącym cepy, leworęcznym Rumunie nie wróżyło powodzenia. Dwa liczenia podkreśliły przewagę będącego w natarciu Morosanu. "Śmierć z Karpat" jak eufemistycznie nazywany jest Catalin poradził sobie z "Stingiem" i Polak nie zawalczy w wielkim finale.
Na koniec wystąpił wielki gwiazdor K-1 i MMA legendarny Mirko Flipovic z Chorwacji walcząc z nieznanym choć niepokonanym w 24 kolejnych walkach Randym Blake'm z USA. Takiej żenady w wykoniu "Cro Copa" nie widzieliśmy nawet w walkach MMA, które przegrywał na arenach UFC. Walka wieczoru była klapą i kompromitacją formuły w wykonaniu kogoś, kto aspiruje do miana gwiazdy wieczoru. Zapaśnicze wejścia i mizerne kopnięcia, z których tylko jedno dotarło do głowy rywala to wszystko na co było stać mocno wypłowiałą gwiazdę. Blake nie był wcale lepszy w tym niskich lotów main event i chyba już wiadomo, dlaczego Mirko przgrywał walki w MMA w swojej koronnej płaszczyźnie ze średniakami w UFC. Na dodatek niespodziewanie Blake posłał na deski Mirko, atakując go bez ostrzeżenia. Ostatecznie Mirko wygrał 2-0 ten pojedynek, ale była to masakra na widzach spragnionych dobrych walk. Jeśli tak będą wyglądały mocno reklamowane walki tej formuły to nikt nie kupi na nie biletów i znów ortganizacja padnie. Nie zapełniona do końca hala i w Madrycie i w Tokio unaocznia to dobitnie i trudno tu liczyć na przełom. Ale kto wie? Może w Nowym Jorku 26 grudnia zobaczymy przełom i naprawdę walki na wysokim poziomie. Wszak zostali tylko najlepsi, jakkolwiek by tego nie oceniać.
Komplet wyników:
Superfight
Zhi-Peng Zhou (Chiny) pokonał Koutaru Mori (Japonia) przez KO w 2 rundzie
Rick Roufus (USA) vs. James Wilson (USA) - Remis 1-1 (30-29,30-30, 29-30)
Benjamin Adegbuyi (Nigeria) pokonał Jafara Ahmadi (Iran) przez KO (middlekick) w 1 rundzie
Pavel Zuravliov (Rosja) pokonał Saulo Cavalari (Brazylia) przez decyzję 3-0 (30,28 x 3)
Chanhyung Lee (Korea) pokonał Genji Umeno (Japonia) przez decyzję 3-0 (30-28 x 3)
K-1 World Grand Prix Final 16
Ben Edwards (Australia) pokonał Raula Catinasa (Rumunia) przez KO (prawy sierp) w 2 rundzie (2:25 min)
Jarrell Miller (USA) pokonał Arnolda Oborotova (Litwa) przez decyzję 3-0 (30-27 x 3)
Zabit Samedov (Białoruś) pokonał Xaviera Vigneya (USA) przez TKO w 1 rundzie (1:28 min)
Hesdy Gerges (Egipt) pokonał Sergiia Laschenko (Ukraina) przez decyzję 3-0 (30-29, 30-28, 30-28)
Ismael Londt (Surinam) pokonał Singha Jaideepa (India) przez niejednogłośną decyzję 2-0 (30-29, 29-29, 30-29)
Makoto Uehara (Japonia) pokonał Hiromi Amadę (Japonia) przez decyzję 3-0 (29-27, 28-27, 29-28)
Catalin Morosanu (Rumunia) pokonał Pawła Słowińskiego (Polska) przez decyzję 3-0 (30-26 x 3)
Mirko Flipovic (Chorwacja) pokonał Randy Blake'a (USA) przez niejednogłośną decyzję 2-0