free templates joomla

Rafał Niestrzęba mistrzem świata K-1 Global – wywiad!

Rafał Niestrzęba Rafał Niestrzęba z Wrocławia w miniony weekend odniósł jeden z największych sukcesów w swojej karierze. Wygrał turniej K-1 Global we Włoszech, zostając amatorskim mistrzem świata. Prezentujemy wywiad z zawodnikiem, w którym opowiada o poziomie zawodów oraz planach na kolejne walki.

Fightsport.pl: Witaj Rafał. Gratuluję tytułu amatorskiego mistrza świata K-1 Global. Na początek powiedz proszę, jak w ogóle przebiegały Twoje walki na tegorocznych Mistrzostwach Świata K-1 Global we Włoszech?

Rafał Niestrzęba: Witam serdecznie wszystkich czytelników serwisu Fightsport.pl. We Włoszech stoczyłem trzy walki, bowiem w mojej kategorii wagowej walczyło 11 zawodników. Jak na turniej, to moim zdaniem frekwencja była dobra, czasami zdarza się nawet mniej fighterów w dywizji do 63 kg. Warto zaznaczyć, że podczas tego turnieju pojedynki w A-klasie odbywały się na zasadach półzawodowych, czyli w miękkich ochraniaczach na piszczele, tzw. skarpetach oraz bez kasków. Walki dzięki temu były bardziej widowiskowe.

Pierwszym moim rywalem był Giannis Kalidenis z BG Kickboxing Academy . Giannis jest dobrze ułożonym zawodnikiem zwłaszcza boksersko. Jak się później dowiedziałem na koncie miał ponad 40 stoczonych walk, w tym zawodowe pojedynki, czyli niewiele mniej ode mnie. Ogólnie Greccy zawodnicy mieli dobry, mocny boks, choć mój zawodnik był dość statyczny, to jednak niebezpieczny, co dało się zauważyć w jego pierwszej walce po tym, jak znokautował swojego rywala i zabrała go karetka do szpitala, bo nie mógł się podnieść. Głównym moim założeniem na tamtą walkę były dynamiczne akcje bokserskie zakończone kolanami i dużo kopnięć na tułów, by ostudzić nieco jego bokserskie ambicje. Przeciwnik był nieco niższy ode mnie, jednak nie udało mi się trafić go kolanami w głowę. Mimo wszystko odniosłem wrażenie, że mocne kopnięcia zniechęciły go do użycia jego głównego atutu jakim był boks i dał się zdominować. Musiałem być jednak cały czas czujny w obronie, by nie dać się trafić pojedynczymi, mocnymi uderzeniami, ale przyznam, że dwa uderzenia na głowę poczułem, a także cios na wątrobę. Dobrze że miało to miejsce pod koniec walki, bo wracając do narożnika zabrało mi trochę oddechu.

Następnym przeciwnikiem był zawodnik z Portugalii, Francisco Joao. Wydaję mi się, że kontrolowałem całą walkę. Ogólnie na tych Mistrzostwach starałem się mądrze walczyć i lokować na przeciwnikach ciosy, które będą siały spustoszenie i zostaną zauważone przez sędziów. Przy walkach eliminacyjnych starałem się walczyć tak, by nie złapać niepotrzebnie jakiejś kontuzji, jednak  mimo wszystko mocno rozbiłem nogi, zwłaszcza prawą. Finał stoczyłem z zawodnikiem z Włoch, Matteo De Rosą. Walki finałowe trwały nieco dłużej niż eliminacyjne, bo 3x3, a sama walka była najbardziej chaotyczna ze wszystkich moich walk ale przy tym chyba najbardziej emocjonująca. Zawodnik z Włoch mocno nacierał w pierwszej rundzie i minęła chwila zanim ułożyłem walkę. Zdecydowanie w drugiej rundzie mocno zaznaczyłem swoją przewagę, zwłaszcza po kopnięciu na głowę oraz akcjami bokserskimi, które zaowocowały liczeniem zawodnika. Wydaję mi się, że w każdej walce lepiej czułem dystans od moich przeciwników i byłem bardziej czujny, uderzałem więcej i często mocniej i to właśnie utorowało moją drogę do zwycięstwa.

FS: Jak byś ocenił organizację samych zawodów? Czy stały one na poziomie godnym Mistrzostw Świata?

RN: Muszę przyznać, że organizacja kulała. Być może dlatego, że Włosi pierwszy raz organizowali tak dużą imprezę, a może jak już usłyszałem od kilku znajomych, że sami Włosi są słabo zorganizowani, lubią wydłużać w czasie pewne sprawy (śmiech). Było kilka sytuacji, które powinny być lepiej zorganizowane, ale nie będę się rozpisywał na ten temat. Podsumowując, powinni popracować nad organizacją i szczegółami, które finalnie zamieniają się w duży problem, który blokuje sprawny przebieg zawodów.

FS: Jeśli chodzi o poziom sportowy, to jak sklasyfikujesz tą imprezę?

RN: Jeśli chodzi o poziom walk, to uważam, że był wysoki. Nie czułem jakiejś miażdżącej różnicy pomiędzy krajowymi startami, a tymi we Włoszech, ale przecież w Polsce mamy wysoki poziom K1, jeśli chodzi o amatorskie zawody, a na tych zawodach byli czołowi zawodnicy z naszego kraju. Nie będę wypowiadał się za zawodników, którzy tam byli, ale z tego co wiem, to nie mieli łatwych walk i nie wszyscy wrócili ze złotem. Zresztą nie oglądałem każdej z walk zawodników z Polski, więc ciężko jest mi się wypowiedzieć. Myślę, że warto zapytać ich samych. Na pewno ciężkie finały miał Piotr Woźnicki i Jarosław Zawodni. Stoczyli naprawdę mocne pojedynki. Nie wiem jak dokładnie przebiegała cała walka Macieja Domińczaka, który startował w kategorii 65 kg, widziałem tylko ostatnią rundę zaciętej bitki.

W mojej kategorii 63 kg walczył  Patryk Sagan, który doznał kontuzji kolana w swojej drugiej walce i nie mógł kontynuować rywalizacji. Jeśli chodzi o poziom walk w innych kategoriach wagowych, to naprawdę były różne jak i sama ilość zawodników,  jednak nie zauważyłem wielkich różnic. Zresztą tak szczerze, to nie zawracałem sobie głowy innymi walkami, ponieważ starałem się skupić na sobie. Dużo odpoczywałem i wyciszałem się przed walkami i nie miałem za dużo czasu by oglądać wszystkie pojedynki. Dla mnie najważniejsze jest to, że to był mój weekend, byłem dobrze nastawiony i zdeterminowany i uważam że wygrałem każdą swoją walkę, a ich poziom nie był słaby. Zresztą walki są ogólnie dostępne na youtube, czy też na moim facebooku, gdzie można osobiście zerknąć i ocenić. Zdecydowanie większym utrudnieniem było to, że były w pro am. Wydaję mi się, że droga do zawodowego poważnego tytułu bywa czasem lżejsza od tych amatorskich i nie zawsze walki zawodowe zasługują poziomem na ich tytuł.  Ale to już inny, delikatny temat.

FS: Niebawem gala MFC 9, na której Ciebie zabraknie. W przeszłości walczyłeś z sukcesami w organizacji Tomasza Makowskiego. Dlaczego tym razem nie wystąpisz?

RN: Tak wygrałem walkę z Bartkiem Batrą na tamtej gali, widocznie to był mój dzień. Bartek to mój kolega z klubu, trenowaliśmy razem kilka lat przed tą walką, więc to taka mniej komfortowa sytuacja, walczyć z kolegą z klubu. Nadal trenujemy razem i tak szczerze, to na sparingach rożnie bywa, raz on zaznacza przewagę raz ja, więc to zależy od dnia. Tak już wkrótce gala MFC, zapowiadają się jak zawsze ciekawe walki. Jeśli chodzi o mnie, to po prostu nie dostałem propozycji stoczenia walki, ale myślę, że dałbym sobie radę. Na tej gali z tego co widziałem walczy Maciej Zembik, który nie jest pierwszy raz na tej gali, a jakiś czas temu udało mi się z nim wygrać.

FS: Walczysz w dwóch formułach: Muay Thai oraz K-1. Która z nich bardziej Ci odpowiada?

RN: Obie mi odpowiadają, kwestia przestawienia się na jedną lub drugą. Zawsze potrzebuję chwili na przestawienie się, ponieważ inaczej punktowane jest K-1, a inaczej Muay Thai. Różnią się zasady, a dodatkowo w Muay Thai dochodzą uderzenia łokciami i walka w klinczu, którą nie tak łatwo opanować.

FS: Jak myślisz, co dają takie zawody jak Mistrzostwa Świata K-1 Global amatorów?

RN: Jeśli chodzi o te mistrzostwa, to po prostu chciałem walczyć na międzynarodowej arenie, postanowiłem o tym już kilka miesięcy przed zawodami. Nie oczekuję, że po tych Mistrzostwach zmieni się cokolwiek, po prostu to moja pasja i będę walczył nawet wtedy, kiedy będą to tylko amatorskie starty. W tym roku  dostałem kilka propozycji walk w Polsce, ale miałem za dużo na głowie, by z odpowiednim wyprzedzeniem przygotować się do walki. Przyznam, że do walk amatorskich łatwiej jest ułożyć sobie cykl treningowy i przygotować się, bo jest termin, który się nie zmienia. Jeśli chodzi o przygotowanie motoryczne, to zazwyczaj trenuję sam w klubie Champion Gym Wrocław, gdzie prowadzę treningi grupowe Muay Thai oraz treningi personalne. Natomiast jeśli chodzi o przygotowanie techniczne oraz sparingi, to zazwyczaj trenuje z Bartkiem Batrą w KO Gym i sporadycznie odwiedzam trenera Piotra Szypulskiego, którego poznałem jakiś czas temu i zawsze chętnie udziela mi pomocy jeśli chodzi o boks.

Wyjątkowo przed tym wyjazdem miałem lżejszy miesiąc, czyli odpowiednia ilość snu, czas na treningi, dieta, więcej czasu wolnego na regenerację. Przyznam, że kilku trenerów oraz zawodników z różnych krajów gratulowało mi zwycięstw i poziomu jaki reprezentowałem na zawodach. Wymieniłem się kontaktami z kilkoma osobami, a trener z Grecji oznajmił, że chętnie zaprosi mnie na galę. Jeśli coś z tego wyjdzie, miło się zaskoczę, jeśli nie to nic się nie stanie.

FS: Jakie są Twoje plany startowe na końcówkę roku oraz początek następnego?

RN: W tym roku chciałem jeszcze startować w Polsce w amatorskich zawodach, ale nie wiem, czy zdążę wyleczyć kontuzję. Jeśli chodzi o przyszły rok, to jeszcze nie wybiegałem aż tak naprzód, ale z pewnością włożę ciężką pracę zarówno w treningi, moją pracę jak i w trenerskie początki. Na pewno chciałbym zaliczyć jakieś starty i to mój priorytet, a jaki wynik, to już czas zweryfikuje.
Na koniec chciałbym pozdrowić rodzinę oraz znajomych i podziękować: Robertowi Wasilewskiemu za ogólną organizację i całą podróż do Włoch, Bartkowi Batrze, bo z jego inicjatywy pojechałem z ekipą z Polski, firmom, które pokryły koszta naszego wyjazdu: polskiebrykiety.pl, Polskiekrówki.pl, Surgepolonia.pl, Teamgol.pl oraz innym którzy przyczynili się do tego wyjazdu. Pozdrawiam.