Czy Tybura pokona Grabowskiego czyli czy będzie "Cud nad Newą"?
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: sobota, 09, sierpnia 2014
Jedno z najważniejszych wydarzeń polskiego MMA tego roku paradoksalnie odbędzie się w Rosji. Właśnie na rosyjskiej ziemi, podczas jubileuszowej gali M-1 Challenge 50, dwaj najlepsi polscy zawodnicy wagi ciężkiej, Marcin Tybura (10-0) i Damian Grabowski (19-1), stoczą bratobójczy pojedynek, którego stawką będzie pas wagi ciężkiej. Pas dodajmy już od jakiegoś czasu należący do Damian Grabowskiego, który wydarł go cenionemu w Rosji Amerykaninowi, Kenny Garnerowi. Teraz w "Bitwie nad Newą" jak brzmii podtytuł gali w Sankt Petersburgu w dniu 15-go sierpnia.
Zarówno sama walka dwóch Polaków na rosyjskiej ziemi jak też data tej bitwy nasuwają skojarzenia i analogie. Dla Polaków to rocznica "Cudu nad Wisłą", a dla Rosjan bez mała będzie to "Cud nad Newą", bo w Rosji i krajach ościennych związanych z Rosją nie brakuje świetnych ciężkich zawodników, ale tym razem to polscy wojownicy podbili rosyjskie MMA.
Kto będzie faworytem tej walki, która już była przekładana i to w dość dziwnych okolicznościach? Dla większości polskich fanów na pewno Damian Grabowski. Wszak to Damian przez ostatnie lata imponował zwycięstwami i zapisywał historię polskiego MMA jakby na to nie patrzeć. Tak naprawdę spychając w cień krajowe gwiazdy KSW, czy innych organizacji - także tych największych. Tyle, że Damian nie miał ani wsparcia medialnego, ani marketingowego i stąd nie zaistniał w szerokiej świadomości. Jednakże każdy fan polskiego MMA wie kto jest najlepszym od lat zawodnikiem wagi ciężkiej i kto nie bał się podjąć rywalizacji za oceanem - nie trzymając się kurczowo rodzimej sceny. To oczywiście "Polish Pitbull" jak nazywany jest Grabowski.
34-letniemu Grabowskiemu w USA, gdzie wystartował - nie udało się odnieść spektakularnego sukcesu. Złożyło się na to kilka przyczyn. W turnieju Bellatora na jego drodze stanął Cole Konrad - zawodnik, który dziś spokojnie pozamiatałby pierwszą dziesiątką sław UFC. Tyle, że dwukrotny mistrz ligi NCAA i partner treningowy Brocka Lesnara, postawił na pewniejszą karierę w biznesie a nie ryzykowną w MMA. Po drugie, każdy kto nie wie czym jest aklimatyzacja i walka w dwa dni po przelocie na drugi kontynent, może to zrozumieć jeśli to przeżyje. Bellator nie szedł na rękę zawodnikom z Europy. Nie dawał im czasu na aklimatyzację i nie chciał ponosić jej kosztów. To jedna z tajemnic porażek i trudnych walk czy to Grabowskiego, czy też Michała Kity w USA. Także innych europejskich fighterów, którzy nie inwestowali w kilkutygodniowe pobyty w USA.
To co nie udało się Grabowskiemu w Ameryce, udało się w Rosji. Sukces jest bezprecedensowy, bo gwiazd wagi ciężkiej tam nigdy nie brakowało i nie brakuje. Nazwisko Fiodora Emelianenko, mówi wszystko o skali problemu jaki stoi przed naszymi zawodnikami. Sami Rosjanie byli zaskoczeni sukcesem Grabowskiego. Po pierwszej trudnej walce z silnym i będącym w życiowej formie Litwinem Rimkeviciusem, rosyjscy fani na forach podkpiwali sobie z zapowiadania zawodnika z Opola, jako "ścisłej światowej dziesiątki MMA". Miny zrzedły im po tym jak koncertowo obił Garnera, na którym połamał sobie zęby m.in. uważany za największy talent na postsowieckich terytoriach, Guram Gugenishvili z Gruzji, czy pogromca Alekasandra Emelianenko, Magomed Malikow.
Damian pobił Garnera i podbił M-1 Global, ale na razie nie podbił serc rosyjskich fanów, którzy o dziwo kibicują Marcinowi Tyburze w tej konfrontacji. Nie tylko zresztą fani, ale także eksperci rosyjskiego rynku, nie ukrywają sympatii do Tybury. Dlaczego? To proste i nie opiera się na twierdzeniu, że Grabowski jest tam od niedawna i jest "zbyt polski" a Tybura to taki "swojak" i jest dłużej. Na pewno podkreślanie przez Damiana akcentów narodowych może nie być w smak Rosjanom, bo tam Polska - dzięki niskich lotów propagandzie odgórnej, ma złe konotacje. Uniwersalność i neutralność Tybury to na pewno w tej chwili delikatny atut, ale nie jedyny. Na pewno Tybura nie jest kwaśnym jabłkiem dla Rosjan i z jabłkiem przed walką go nie zobaczymy. Na pewno też nie da się obić na kwaśne jablłko
Kiedy słucha się wypowiedzi decydentów i ekspertów M-1 Global nie trudno wyczuć, iż uważają oni Tyburę za swoje odkrycie. Nie trudno się też z tym nie zgodzić, bo 28-letni Polak stał się prawdziwą perełką w talii kart Wadima Finkelsteina zarządzającego największą rosyjską organizacją MMA. Dostał szansę i wygrał turniej, tocząc cztery walki z rezerwową włącznie. Być może te cztery walki dają mu medialną przewagę nad ciągle mniej znanym w Rosji, Grabowskim mającym zaledwie dwie walki na rosyjskim rynku. Nawet występy w popularniejszym od UFC w Rosji Bellatorze ze względu na transmisje na Rassija-2, nie podniosły mu popularności, bo Grabowski skończył je walką z Huckabą a wówczas dopiero Spike TV zawierało umowę z państwową rosyjską stacją. Trochę szkoda, ale już same występy w Bellator MMA nobilitują w oczach Rosjan.
Tybura wygrał M-1 Grand Prix i choć nie było chyba nikogo kto taki wariant wytypowałby to zaskoczenie przerodziło się w uznanie i oczekiwanie na zwycięstwa. W każdej z walk Polak pokazał spryt i wygrywał bardzo taktycznie. Nie bił się w stójce z Gluhovem, nie czekał na rozwój wypadków z Shabanem Ka i dał czadu w walce z Komkinem. Zwycięstwo nad Maro Perakiem, chociaż nie było efektowne, a wypracowane, to pokazało, że mamy do czynienia jak mówią Rosjanie z "diamentem". Diament to nie brylant, bo ten by takim był, trzeba odpowiednio oszlifować i M-1 Global liczy zapewne, że stanie się to na ich galach.
Paradoksalnie zwycięstwo może Tyburę zatrzymać w Rosji o ile Rosjanie nie zaniedbali czegoś w kontraktach. A że potrafią dochodzić swego przekonało się już wielu fighterów. Wygranie i pas mogą być pułapką kontraktową i spowodować zatrzymanie marszu w kierunku UFC. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło i będzie to oczywista promocja polskiego MMA na rosyjskim rynku. Zamiast kiepskiej jakości jabłek jakie kupują od nas Rosjanie, wypromujemy tam polskie Sztuki Walki, na tyle by pokazać, że w naszym kraju wojowników jest bez liku. To oczywiście żart, ale ma on swój wymiar.
Rosjanie robią co mogą by jednak oczy wszystkich były zwrócone nie tylko na tę walkę. Jako main event gali postawili na pojedynek o pas wagi półciężkiej, z którego 20 lipca wypadł Rosjanin Wiktor Nemkow (20-5) a zastąpił go "Fernando Hulk" czyli Luis Fernando Miranda (12-1) z Brazylii. Zmierzy się z "niezwykle znanym" Niemcem Stephanem Puetzem (10-1), który bodajże pierwszy raz zawalczy poza Niemcami. Jak wiadomo prezydent Rosji Władymir Putin, wszystko co niemieckie uważa za najlepsze. Dzięki niemu, jego pieniądzom i zarządzeniom M-1 Global jeszcze istnieje. Żeby było weselej warto podtrzymać wersję, że przecież pas wagi półciężkiej jest ważniejszy niż turniej wagi ciężkiej M-1 Grand Prix jaki wygrał Tybura i pas mistrza wagi ciężkiej jaki posiada Grabowski. Ma to tyle samo prawdy w sobie ile prawda i rosyjska gazeta "Prawda" lub tyle ile stacja "Russia Today" z faktyczną prawdą, albo twierdzeniami Putina, że "zielone ludziki" na Krymie są z Marsa. Czyli tyle co nic.
Prawdę mówiąc, w ten właśnie sposób rosyjska organizacja z mocarstwowymi aspiracjami - kompromituje sama siebie i swoich najlepszych zawodników jakimi się chwali jak Damian i Marcin. Bo z całym szacunkiem pan Putz i pan Miranda to niestety nie ten "level" i jeden debiutuje w M-1 Global, a drugi toczy drugą walkę. Faktycznie potencjał na walkę wieczoru, iście profesjonalny. W ten sposób powstaje nieodparte wrażenie, że M-1 Global nie może się wznieść ponad politykę i jest ona obecna w ich poczynaniach w kontekście polskiej walki.
Polscy fani jednak nie powinni się przejmować takimi drobiazgami i cieszyć tym, że czy Rosjanie chcą czy nie chcą to pozycja polskiego MMA jest silna i znacząca. Zostanie to potwierdzone 15-go sierpnia podczas gali w Sankt Petersburgu, gdzie dodatkowo wystąpi Kamil Maroń (5-1), który już raz dobrze pokazał się w Rosji i liczymy, że i tym razem nie zawiedzie. Liczymy, że będzie to polski dzień na rosyjskiej ziemi i chyba jest w tym sporo prawdy, bo to kapitalna okazja do pokazania Rosjanom naszej siły w miarę pokojowy sposób. Czy wygra Grabowski czy Tybura to jest mniej ważne, bo pewne jest jedno - wygra polski zawodnik i polskie MMA i to na nieludzkiej rosyjskiej ziemii, co dodatkowo jest ważne dla naszej nacji.
Zarówno sama walka dwóch Polaków na rosyjskiej ziemi jak też data tej bitwy nasuwają skojarzenia i analogie. Dla Polaków to rocznica "Cudu nad Wisłą", a dla Rosjan bez mała będzie to "Cud nad Newą", bo w Rosji i krajach ościennych związanych z Rosją nie brakuje świetnych ciężkich zawodników, ale tym razem to polscy wojownicy podbili rosyjskie MMA.
Kto będzie faworytem tej walki, która już była przekładana i to w dość dziwnych okolicznościach? Dla większości polskich fanów na pewno Damian Grabowski. Wszak to Damian przez ostatnie lata imponował zwycięstwami i zapisywał historię polskiego MMA jakby na to nie patrzeć. Tak naprawdę spychając w cień krajowe gwiazdy KSW, czy innych organizacji - także tych największych. Tyle, że Damian nie miał ani wsparcia medialnego, ani marketingowego i stąd nie zaistniał w szerokiej świadomości. Jednakże każdy fan polskiego MMA wie kto jest najlepszym od lat zawodnikiem wagi ciężkiej i kto nie bał się podjąć rywalizacji za oceanem - nie trzymając się kurczowo rodzimej sceny. To oczywiście "Polish Pitbull" jak nazywany jest Grabowski.
34-letniemu Grabowskiemu w USA, gdzie wystartował - nie udało się odnieść spektakularnego sukcesu. Złożyło się na to kilka przyczyn. W turnieju Bellatora na jego drodze stanął Cole Konrad - zawodnik, który dziś spokojnie pozamiatałby pierwszą dziesiątką sław UFC. Tyle, że dwukrotny mistrz ligi NCAA i partner treningowy Brocka Lesnara, postawił na pewniejszą karierę w biznesie a nie ryzykowną w MMA. Po drugie, każdy kto nie wie czym jest aklimatyzacja i walka w dwa dni po przelocie na drugi kontynent, może to zrozumieć jeśli to przeżyje. Bellator nie szedł na rękę zawodnikom z Europy. Nie dawał im czasu na aklimatyzację i nie chciał ponosić jej kosztów. To jedna z tajemnic porażek i trudnych walk czy to Grabowskiego, czy też Michała Kity w USA. Także innych europejskich fighterów, którzy nie inwestowali w kilkutygodniowe pobyty w USA.
To co nie udało się Grabowskiemu w Ameryce, udało się w Rosji. Sukces jest bezprecedensowy, bo gwiazd wagi ciężkiej tam nigdy nie brakowało i nie brakuje. Nazwisko Fiodora Emelianenko, mówi wszystko o skali problemu jaki stoi przed naszymi zawodnikami. Sami Rosjanie byli zaskoczeni sukcesem Grabowskiego. Po pierwszej trudnej walce z silnym i będącym w życiowej formie Litwinem Rimkeviciusem, rosyjscy fani na forach podkpiwali sobie z zapowiadania zawodnika z Opola, jako "ścisłej światowej dziesiątki MMA". Miny zrzedły im po tym jak koncertowo obił Garnera, na którym połamał sobie zęby m.in. uważany za największy talent na postsowieckich terytoriach, Guram Gugenishvili z Gruzji, czy pogromca Alekasandra Emelianenko, Magomed Malikow.
Damian pobił Garnera i podbił M-1 Global, ale na razie nie podbił serc rosyjskich fanów, którzy o dziwo kibicują Marcinowi Tyburze w tej konfrontacji. Nie tylko zresztą fani, ale także eksperci rosyjskiego rynku, nie ukrywają sympatii do Tybury. Dlaczego? To proste i nie opiera się na twierdzeniu, że Grabowski jest tam od niedawna i jest "zbyt polski" a Tybura to taki "swojak" i jest dłużej. Na pewno podkreślanie przez Damiana akcentów narodowych może nie być w smak Rosjanom, bo tam Polska - dzięki niskich lotów propagandzie odgórnej, ma złe konotacje. Uniwersalność i neutralność Tybury to na pewno w tej chwili delikatny atut, ale nie jedyny. Na pewno Tybura nie jest kwaśnym jabłkiem dla Rosjan i z jabłkiem przed walką go nie zobaczymy. Na pewno też nie da się obić na kwaśne jablłko
Kiedy słucha się wypowiedzi decydentów i ekspertów M-1 Global nie trudno wyczuć, iż uważają oni Tyburę za swoje odkrycie. Nie trudno się też z tym nie zgodzić, bo 28-letni Polak stał się prawdziwą perełką w talii kart Wadima Finkelsteina zarządzającego największą rosyjską organizacją MMA. Dostał szansę i wygrał turniej, tocząc cztery walki z rezerwową włącznie. Być może te cztery walki dają mu medialną przewagę nad ciągle mniej znanym w Rosji, Grabowskim mającym zaledwie dwie walki na rosyjskim rynku. Nawet występy w popularniejszym od UFC w Rosji Bellatorze ze względu na transmisje na Rassija-2, nie podniosły mu popularności, bo Grabowski skończył je walką z Huckabą a wówczas dopiero Spike TV zawierało umowę z państwową rosyjską stacją. Trochę szkoda, ale już same występy w Bellator MMA nobilitują w oczach Rosjan.
Tybura wygrał M-1 Grand Prix i choć nie było chyba nikogo kto taki wariant wytypowałby to zaskoczenie przerodziło się w uznanie i oczekiwanie na zwycięstwa. W każdej z walk Polak pokazał spryt i wygrywał bardzo taktycznie. Nie bił się w stójce z Gluhovem, nie czekał na rozwój wypadków z Shabanem Ka i dał czadu w walce z Komkinem. Zwycięstwo nad Maro Perakiem, chociaż nie było efektowne, a wypracowane, to pokazało, że mamy do czynienia jak mówią Rosjanie z "diamentem". Diament to nie brylant, bo ten by takim był, trzeba odpowiednio oszlifować i M-1 Global liczy zapewne, że stanie się to na ich galach.
Paradoksalnie zwycięstwo może Tyburę zatrzymać w Rosji o ile Rosjanie nie zaniedbali czegoś w kontraktach. A że potrafią dochodzić swego przekonało się już wielu fighterów. Wygranie i pas mogą być pułapką kontraktową i spowodować zatrzymanie marszu w kierunku UFC. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło i będzie to oczywista promocja polskiego MMA na rosyjskim rynku. Zamiast kiepskiej jakości jabłek jakie kupują od nas Rosjanie, wypromujemy tam polskie Sztuki Walki, na tyle by pokazać, że w naszym kraju wojowników jest bez liku. To oczywiście żart, ale ma on swój wymiar.
Rosjanie robią co mogą by jednak oczy wszystkich były zwrócone nie tylko na tę walkę. Jako main event gali postawili na pojedynek o pas wagi półciężkiej, z którego 20 lipca wypadł Rosjanin Wiktor Nemkow (20-5) a zastąpił go "Fernando Hulk" czyli Luis Fernando Miranda (12-1) z Brazylii. Zmierzy się z "niezwykle znanym" Niemcem Stephanem Puetzem (10-1), który bodajże pierwszy raz zawalczy poza Niemcami. Jak wiadomo prezydent Rosji Władymir Putin, wszystko co niemieckie uważa za najlepsze. Dzięki niemu, jego pieniądzom i zarządzeniom M-1 Global jeszcze istnieje. Żeby było weselej warto podtrzymać wersję, że przecież pas wagi półciężkiej jest ważniejszy niż turniej wagi ciężkiej M-1 Grand Prix jaki wygrał Tybura i pas mistrza wagi ciężkiej jaki posiada Grabowski. Ma to tyle samo prawdy w sobie ile prawda i rosyjska gazeta "Prawda" lub tyle ile stacja "Russia Today" z faktyczną prawdą, albo twierdzeniami Putina, że "zielone ludziki" na Krymie są z Marsa. Czyli tyle co nic.
Prawdę mówiąc, w ten właśnie sposób rosyjska organizacja z mocarstwowymi aspiracjami - kompromituje sama siebie i swoich najlepszych zawodników jakimi się chwali jak Damian i Marcin. Bo z całym szacunkiem pan Putz i pan Miranda to niestety nie ten "level" i jeden debiutuje w M-1 Global, a drugi toczy drugą walkę. Faktycznie potencjał na walkę wieczoru, iście profesjonalny. W ten sposób powstaje nieodparte wrażenie, że M-1 Global nie może się wznieść ponad politykę i jest ona obecna w ich poczynaniach w kontekście polskiej walki.
Polscy fani jednak nie powinni się przejmować takimi drobiazgami i cieszyć tym, że czy Rosjanie chcą czy nie chcą to pozycja polskiego MMA jest silna i znacząca. Zostanie to potwierdzone 15-go sierpnia podczas gali w Sankt Petersburgu, gdzie dodatkowo wystąpi Kamil Maroń (5-1), który już raz dobrze pokazał się w Rosji i liczymy, że i tym razem nie zawiedzie. Liczymy, że będzie to polski dzień na rosyjskiej ziemi i chyba jest w tym sporo prawdy, bo to kapitalna okazja do pokazania Rosjanom naszej siły w miarę pokojowy sposób. Czy wygra Grabowski czy Tybura to jest mniej ważne, bo pewne jest jedno - wygra polski zawodnik i polskie MMA i to na nieludzkiej rosyjskiej ziemii, co dodatkowo jest ważne dla naszej nacji.