Floyd Mayweather Jr. vs Marcos Maidana czyli boks umarł?
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: niedziela, 04, maj 2014
W sobotnią noc 3-go maja kibice boksu zawodowego zostali zelektryzowani kolejnym występem największej obecnie amerykańskiej gwiazdy jaką jest Floyd Mayweather Jr. (46-0, 26 KOs). W hali MGM Grand Garden Arena w Las Vegas jego rywalem był 30-letni Argentyńczyk Marcos Rene Maidana (35-4, 31 KOs) a stawką były dwa pasy wagi półśredniej WBA i WBC, będące w posiadaniu supergwiazdy. Mayweather zwyciężył stosunkiem głosów dwa do remisu a sędziwie punktowali 114-114, 117-111 i 116-112.
Pojedynek rozstrzygnięty został na pełnym dystansie 12 rund, co nie było zaskoczeniem. Zaskoczeniem był za to werdykt i punktacja jednego z sędziów przyznających wysokie zwycięstwo Mayweatherowi. Stąd na koniec w hali słynnego kasyna dały się słyszeć przeraźliwe gwizdy, których nie wytłumiła nawet stacja Showtime, żywotnie zainteresowana zwycięstwem zawodnika, który podnosi jej oglądalność. Gwizdy słyszane były także w innych rundach i o dziwo towarzyszyły one poczynaniom nie Maidany a Mayweathera.
Przy nieprawdopodobnej kampanii reklamowej jaką stworzono wokół tej walki kolejny raz okazało się, że "król jest nagi". Generalnie przegrał boks z jedną z najwyższych stawek PPV, za które widzowie otrzymali mizerny produkt w postaci niestety trzeba powiedzieć to wprost - słabej walki. Efektu klapy nie przysłoniły światła i pełne życia trybuny. Widzowie czekali na pokaz geniuszu Floyda a w zamian zobaczyli zagubionego zawodnika, który co rusz błagalnie patrzył na sędziego i usiłował mu nawet pomagać w ustawianiu rywala. Ten jednak nijak nie dawał się ustawić i robił wszystko by pięknej walki nie było. Udawało mu się to genialnie.
Maidana geniuszem ringu nie jest, ale jest za to ringowym rzemieślnikiem, walczącym brzydko i z determinacją. Ciosy łokciami, uderzenia nasadą rękawicy, bicie w tył głowy i nieustanny klincz to jego pełna wizytówka. Raz nawet usiłował kopnąć kolanem - czego nie dostrzegł sędzia Tony Weeks. Tego wieczora o mało to nie wystarczyło na Mayweathera i kto wie jak skończyłby się pojedynek, gdyby sędziowie byli w pełni obiektywni. Argentyńczyk nazywany "El Chino" wygrał niemal wszystkie sześć pierwszych rund a na pewno pięć i jedną zremisował. W drugiej odsłonie na pewno zremisował 11-tą rundę i wygrał 12-tą. Jednak by wygrać z Mayweatherem, któremu sędziowie zaliczają nie tylko ciosy na gardę, ale nawet te bite w powietrze - trzeba ciut więcej niż punkciki w poszczególnych rundach.
Zatem werdyktu nie można uznać jako skandaliczny, bo taki Mayweather zaliczył w walce z Oskarem De La Hoya w 2007 roku i już wtedy twierdzono, że "boks umarł". Nic z tego jednak, boks ma się dobrze, przekręty także a widzowie dalej traktowani są jak frajerzy do płacenia nie za sport a za show. Show było i nikt nic tu dodać nie może, ani tym bardziej żądać zwrotu za przepłacone widowisko. Dobre widowiska odchodzą w niepamięć a porównywać walkę z soboty z np. walką Marvin Hagler vs Ray Leonard - byłoby ogromną ujmą dla starych prawdziwych mistrzów a nie mistrzów wykreowanych przez media. Oczywiście dziś jest posucha w boksie i Mayweather wykona swoją 200 milionową robotę za pięć walk z Showtime i znów zacznie renegocjacje na kolejnym i kolejnym i tak do 50-tki lub 60-tki co nie jest nierealne przy postępach medycyny.
Najpewniej dojdzie do rewanżu "El Chino" i "Money'a", bo wiadomo, że chodzi o...pieniądze. Te zawsze pojawiają się w większym wymiarze przy rewanżach i już dziś można spodziewać się zwiększonej kampanii reklamowej, chwytów marketingowych i sztucznych konfliktów jak ten z rękawicami w przeddzień walki. Trzeba przyznać, że najciekawsze rzeczy niestety działy się przed tym pojedynkiem i na walkę w Las Vegas pary nie starczyło obu zawodnikom, mimo solidnych przygotowań. Miejmy nadzieję, że rewanż przyniesie więcej emocji sportowych niż poza ringowych i doczekamy wreszcie tego...na co czekaliśmy. Inaczej twierdzenie, iż "boks umarł" stanie się faktem nie medialnym a prawdziwym w odróżnieniu od poziomu pojedynki i wbrew twierdzeniom komentatorów telewizyjnych sprzedających kit widzom.
Pojedynek rozstrzygnięty został na pełnym dystansie 12 rund, co nie było zaskoczeniem. Zaskoczeniem był za to werdykt i punktacja jednego z sędziów przyznających wysokie zwycięstwo Mayweatherowi. Stąd na koniec w hali słynnego kasyna dały się słyszeć przeraźliwe gwizdy, których nie wytłumiła nawet stacja Showtime, żywotnie zainteresowana zwycięstwem zawodnika, który podnosi jej oglądalność. Gwizdy słyszane były także w innych rundach i o dziwo towarzyszyły one poczynaniom nie Maidany a Mayweathera.
Przy nieprawdopodobnej kampanii reklamowej jaką stworzono wokół tej walki kolejny raz okazało się, że "król jest nagi". Generalnie przegrał boks z jedną z najwyższych stawek PPV, za które widzowie otrzymali mizerny produkt w postaci niestety trzeba powiedzieć to wprost - słabej walki. Efektu klapy nie przysłoniły światła i pełne życia trybuny. Widzowie czekali na pokaz geniuszu Floyda a w zamian zobaczyli zagubionego zawodnika, który co rusz błagalnie patrzył na sędziego i usiłował mu nawet pomagać w ustawianiu rywala. Ten jednak nijak nie dawał się ustawić i robił wszystko by pięknej walki nie było. Udawało mu się to genialnie.
Maidana geniuszem ringu nie jest, ale jest za to ringowym rzemieślnikiem, walczącym brzydko i z determinacją. Ciosy łokciami, uderzenia nasadą rękawicy, bicie w tył głowy i nieustanny klincz to jego pełna wizytówka. Raz nawet usiłował kopnąć kolanem - czego nie dostrzegł sędzia Tony Weeks. Tego wieczora o mało to nie wystarczyło na Mayweathera i kto wie jak skończyłby się pojedynek, gdyby sędziowie byli w pełni obiektywni. Argentyńczyk nazywany "El Chino" wygrał niemal wszystkie sześć pierwszych rund a na pewno pięć i jedną zremisował. W drugiej odsłonie na pewno zremisował 11-tą rundę i wygrał 12-tą. Jednak by wygrać z Mayweatherem, któremu sędziowie zaliczają nie tylko ciosy na gardę, ale nawet te bite w powietrze - trzeba ciut więcej niż punkciki w poszczególnych rundach.
Zatem werdyktu nie można uznać jako skandaliczny, bo taki Mayweather zaliczył w walce z Oskarem De La Hoya w 2007 roku i już wtedy twierdzono, że "boks umarł". Nic z tego jednak, boks ma się dobrze, przekręty także a widzowie dalej traktowani są jak frajerzy do płacenia nie za sport a za show. Show było i nikt nic tu dodać nie może, ani tym bardziej żądać zwrotu za przepłacone widowisko. Dobre widowiska odchodzą w niepamięć a porównywać walkę z soboty z np. walką Marvin Hagler vs Ray Leonard - byłoby ogromną ujmą dla starych prawdziwych mistrzów a nie mistrzów wykreowanych przez media. Oczywiście dziś jest posucha w boksie i Mayweather wykona swoją 200 milionową robotę za pięć walk z Showtime i znów zacznie renegocjacje na kolejnym i kolejnym i tak do 50-tki lub 60-tki co nie jest nierealne przy postępach medycyny.
Najpewniej dojdzie do rewanżu "El Chino" i "Money'a", bo wiadomo, że chodzi o...pieniądze. Te zawsze pojawiają się w większym wymiarze przy rewanżach i już dziś można spodziewać się zwiększonej kampanii reklamowej, chwytów marketingowych i sztucznych konfliktów jak ten z rękawicami w przeddzień walki. Trzeba przyznać, że najciekawsze rzeczy niestety działy się przed tym pojedynkiem i na walkę w Las Vegas pary nie starczyło obu zawodnikom, mimo solidnych przygotowań. Miejmy nadzieję, że rewanż przyniesie więcej emocji sportowych niż poza ringowych i doczekamy wreszcie tego...na co czekaliśmy. Inaczej twierdzenie, iż "boks umarł" stanie się faktem nie medialnym a prawdziwym w odróżnieniu od poziomu pojedynki i wbrew twierdzeniom komentatorów telewizyjnych sprzedających kit widzom.