Tomasz Sarara o walce na Tatneft Cup, Glory i turniejach WKN! Wywiad!
- Kategoria: Wywiady
- Opublikowano: środa, 12, luty 2014
Reprezentujący barwy Team Mr. Perfect, Tomasz Sarara po raz kolejny z dobrej strony zaprezentował się w Rosji na turnieju Tatneft Cup. Polak stoczył prawdziwą ringową wojnę, a my postanowiliśmy porozmawiać z Tomkiem o jego walce, potencjalnej karierze bokserskiej, przyszłości w Glory oraz turniejach WKN. Zapraszamy do lektury.
Fightsport.pl: Witaj Tomek! Gratulujemy zwycięstwa w walce w turnieju Tatneft. To chyba była jedna z najcięższych walk w Twojej karierze, nie uważasz?
Tomasz Sarara: Zdecydowanie tak. Stoczyłem już wiele walk w swojej karierze, a ta zdecydowanie należała do tych trudniejszych. Po walce długo musiałem odpoczywać, gdyż czułem trudy tego pojedynku. Na moją dyspozycję wpłynęły też problemy, które nie pozwoliły mi się w pełni przygotować do tej walki. Szacuję, że wyszedłem do walki przygotowany w 60-70 procentach. Cieszę się jednak, że mimo słabszej dyspozycji, dzięki sile charakteru udało mi się wyjść z tej walki zwycięską ręką.
FS: Czy wiedziałeś coś o swoim przeciwniku przed walką? Z tymi rosyjskimi fighterami, to różnie bywa jeśli chodzi o znajdowanie ich walk w sieci.
TS: Wiedziałem od samego początku, że walka na pewno nie będzie łatwa. Co ciekawe, mój rywal walczył pod dwoma nazwiskami i dwoma flagami w swojej karierze. Nie ukrywam, że znalezienie jego walk na Youtube nie należało do łatwych zadań. Jednak te, które udało mi się znaleźć, to były wszystkie jego zwycięskie walki i to z dobrymi przeciwnikami. Zwykle kończył swoje walki przed czasem, więc nie nastawiałem się na spacerek. Ponadto ta świadomość, że nie jestem przygotowany dała mi wiele do myślenia i tym bardziej się cieszę, że udało mi się wygrać.
FS: Wiesz już, z kim i kiedy przyjdzie Ci się zmierzyć w kolejnej fazie turnieju?
TS: Termin, jaki podali Rosjanie to marzec, kwiecień. Sam osobiście wolałbym walczyć w marcu, bo w kwietniu robimy galę w Polsce, w Krakowie i chciałbym tam zawalczyć. Nazwiska rywala jeszcze nie znam, prawdopodobnie poznam go tradycyjnie na dwa-trzy tygodnie przed galą.
FS: Dwa lata temu kontrowersyjnie przegrałeś w finale Tatneft Cup. Jak oceniasz progres tej organizacji na okresie dwóch lat?
TS: Faktycznie, dwa lata temu przegrałem walkę w kontrowersyjnych okolicznościach i byłem bardzo zawiedziony, bo porażka oznaczała wykluczenie z turnieju. Co do samej organizacji, to słyszałem wiele, o gościnności Rosjan, ale sam jej nie doświadczyłem. Owszem, źle nie jest, ale jakoś wybitnie dobrze również nie. Wiele rzeczy się zmieniło.
FS: Walka w Rosji to owoc współpracy z Ernesto Hoostem?
TS: Dokładnie. Współpraca z Ernestoo układa się jak najbardziej pomyślnie. To właśnie on stał u mnie w narożniku podczas tej walki, jednak podczas przygotowań do walki musiałem wrócić z Holandii do domu i tutaj próbować się przygotowywać. Teraz już tylko planuję wyjeżdżać raz na jakiś czas na obozy, w zależności od okoliczności, które mam nadzieję, pozwolą na wyjazdy. Ernestoo załatwił mi jeszcze kilka innych walk, są propozycje i mam nadzieję, że niebawem wrócę do ringu.
FS: Powiedz Tomek, jak blisko znajdujesz się od podpisania kontraktu z Glory lub SuperKombat?
TS: Od SuperKombat dostałem propozycję już w zeszłym roku. Wszystko mieliśmy już dogadane, ale po prostu ich finałowa gala odbywała się w okolicach świąt Bożego Narodzenia, a mi to po prostu nie pasowało. Chciałem święta spędzić z rodziną, a nie w ringu. Ponadto tydzień wcześniej miałem walkę, a nie chciałem toczyć ważnych walk tydzień, po tygodniu. Właśnie dlatego się nie dogadaliśmy, ale wciąż jesteśmy w kontakcie i pewnie zawalczę dla nich w tym roku. Jeśli chodzi o Glory to sam wiesz, że ta organizacja jest jak UFC w MMA, zdecydowanie numer jeden na świecie. Były jakieś tam wstępne rozmowy, gdy przebywałem w Holandii, ale niestety nic z tego nie wyszło. Mam nadzieję, że dzięki takim walkom jak ostatnia i kolejnym zwycięstwom uda mi się dostać do tej organizacji i to jest właśnie moim celem.
FS: Jesteś weteranem gal Bigger's Better, turnieju bokserskiego dla Kickboxerów organizowanego przez WKN. Zamierzasz znowu zaboksować w BB?
TS: Walczyłem w BB na Litwie, na Cyprze, w Portugalii, a w Polsce udało mi się nawet wygrać, a potem znowu walczyłem w Portugalii. Nawet gdy nie wygrywałem, to organizatorzy, komentatorzy, eksperci zawsze podchodzili do mnie i mówili, że moje walki stały według nich na najwyższym poziomie. Moim zdaniem organizacje powinny to docenić, że zostawiam dużo serca, dużo zdrowia w ringu, zawsze jestem perfekcyjnie przygotowany i daje naprawdę dobre walki. Na razie czekam na propozycje i myślę, że coś w tym roku jeszcze wpadnie.
FS: Izu Ugonoh, Damian Trzeciński to ostatnie przypadki, gdy Kickboxerzy przechodzą do boksu. Nie myślisz, by podążyć podobną drogą?
TS: Raczej nie. Wiesz, ja mam prawie trzy dychy na karku, no może nie, bo w tym roku skończę 29 lat. Kickboxing to moje hobby, zawsze byłem zapatrzony w Kickboxerów, zawsze chciałem osiągnąć jakieś wyniki w tym sporcie, więc nie myślę, że przejdę do boksu.
FS: Wiesz, jesteśmy wszyscy wychowani na walkach Gołoty, nie chciałeś nigdy boksować?
TS: (śmiech) Faktycznie, każdy z nas oglądał z zapartym tchem walki Endrju. Boks mi się oczywiście podoba, ale nie chcę robić teraz tego kroku do tyłu, by później zrobić dwa czy trzy do przodu. W tej chwili stawiam jednak na Kickboxing, wciąż wierze, że uda mi się zaistnieć właśnie w tym sporcie i to jest mój cel.
FS: Planujesz zawalczyć w tym roku na Hoost Cup, jeśli będzie zorganizowany?
TS: Wiesz, 2013-ty rok był dla mnie okresem regresu, bo trochę problemów sprawiło, że moja forma znacznie spadła. Obecny rok będzie moim sportowym odrodzeniem i po cichu liczę, że Hoost Cup się odbędzie. Dla każdego Kickboxera walki w Japonii to największe marzenie, więc nie inaczej jest ze mną i mam nadzieję, że znów się tam pokażę. Walczyłem w 2012-tym roku i stoczyłem ciężką walkę.
FS: Kto pomógł Ci osiągnąć kolejny sukces w Twojej karierze?
TS: Za swoje przygotowania jestem sam odpowiedzialny. Otworzyliśmy sekcję sportów walki przy Wiśle Kraków i dziękuję właśnie wszystkim chłopakom, z którymi miałem okazję pracować. Podziękowania również dla Ernestoo, za zorganizowanie walki i obecność w narożniku, bo nie u każdego fightera stoi w cornerze, zwłaszcza, jeśli musi lecieć tyle kilometrów na drugi koniec Europy.
Fightsport.pl: Witaj Tomek! Gratulujemy zwycięstwa w walce w turnieju Tatneft. To chyba była jedna z najcięższych walk w Twojej karierze, nie uważasz?
Tomasz Sarara: Zdecydowanie tak. Stoczyłem już wiele walk w swojej karierze, a ta zdecydowanie należała do tych trudniejszych. Po walce długo musiałem odpoczywać, gdyż czułem trudy tego pojedynku. Na moją dyspozycję wpłynęły też problemy, które nie pozwoliły mi się w pełni przygotować do tej walki. Szacuję, że wyszedłem do walki przygotowany w 60-70 procentach. Cieszę się jednak, że mimo słabszej dyspozycji, dzięki sile charakteru udało mi się wyjść z tej walki zwycięską ręką.
FS: Czy wiedziałeś coś o swoim przeciwniku przed walką? Z tymi rosyjskimi fighterami, to różnie bywa jeśli chodzi o znajdowanie ich walk w sieci.
TS: Wiedziałem od samego początku, że walka na pewno nie będzie łatwa. Co ciekawe, mój rywal walczył pod dwoma nazwiskami i dwoma flagami w swojej karierze. Nie ukrywam, że znalezienie jego walk na Youtube nie należało do łatwych zadań. Jednak te, które udało mi się znaleźć, to były wszystkie jego zwycięskie walki i to z dobrymi przeciwnikami. Zwykle kończył swoje walki przed czasem, więc nie nastawiałem się na spacerek. Ponadto ta świadomość, że nie jestem przygotowany dała mi wiele do myślenia i tym bardziej się cieszę, że udało mi się wygrać.
FS: Wiesz już, z kim i kiedy przyjdzie Ci się zmierzyć w kolejnej fazie turnieju?
TS: Termin, jaki podali Rosjanie to marzec, kwiecień. Sam osobiście wolałbym walczyć w marcu, bo w kwietniu robimy galę w Polsce, w Krakowie i chciałbym tam zawalczyć. Nazwiska rywala jeszcze nie znam, prawdopodobnie poznam go tradycyjnie na dwa-trzy tygodnie przed galą.
FS: Dwa lata temu kontrowersyjnie przegrałeś w finale Tatneft Cup. Jak oceniasz progres tej organizacji na okresie dwóch lat?
TS: Faktycznie, dwa lata temu przegrałem walkę w kontrowersyjnych okolicznościach i byłem bardzo zawiedziony, bo porażka oznaczała wykluczenie z turnieju. Co do samej organizacji, to słyszałem wiele, o gościnności Rosjan, ale sam jej nie doświadczyłem. Owszem, źle nie jest, ale jakoś wybitnie dobrze również nie. Wiele rzeczy się zmieniło.
FS: Walka w Rosji to owoc współpracy z Ernesto Hoostem?
TS: Dokładnie. Współpraca z Ernestoo układa się jak najbardziej pomyślnie. To właśnie on stał u mnie w narożniku podczas tej walki, jednak podczas przygotowań do walki musiałem wrócić z Holandii do domu i tutaj próbować się przygotowywać. Teraz już tylko planuję wyjeżdżać raz na jakiś czas na obozy, w zależności od okoliczności, które mam nadzieję, pozwolą na wyjazdy. Ernestoo załatwił mi jeszcze kilka innych walk, są propozycje i mam nadzieję, że niebawem wrócę do ringu.
FS: Powiedz Tomek, jak blisko znajdujesz się od podpisania kontraktu z Glory lub SuperKombat?
TS: Od SuperKombat dostałem propozycję już w zeszłym roku. Wszystko mieliśmy już dogadane, ale po prostu ich finałowa gala odbywała się w okolicach świąt Bożego Narodzenia, a mi to po prostu nie pasowało. Chciałem święta spędzić z rodziną, a nie w ringu. Ponadto tydzień wcześniej miałem walkę, a nie chciałem toczyć ważnych walk tydzień, po tygodniu. Właśnie dlatego się nie dogadaliśmy, ale wciąż jesteśmy w kontakcie i pewnie zawalczę dla nich w tym roku. Jeśli chodzi o Glory to sam wiesz, że ta organizacja jest jak UFC w MMA, zdecydowanie numer jeden na świecie. Były jakieś tam wstępne rozmowy, gdy przebywałem w Holandii, ale niestety nic z tego nie wyszło. Mam nadzieję, że dzięki takim walkom jak ostatnia i kolejnym zwycięstwom uda mi się dostać do tej organizacji i to jest właśnie moim celem.
FS: Jesteś weteranem gal Bigger's Better, turnieju bokserskiego dla Kickboxerów organizowanego przez WKN. Zamierzasz znowu zaboksować w BB?
TS: Walczyłem w BB na Litwie, na Cyprze, w Portugalii, a w Polsce udało mi się nawet wygrać, a potem znowu walczyłem w Portugalii. Nawet gdy nie wygrywałem, to organizatorzy, komentatorzy, eksperci zawsze podchodzili do mnie i mówili, że moje walki stały według nich na najwyższym poziomie. Moim zdaniem organizacje powinny to docenić, że zostawiam dużo serca, dużo zdrowia w ringu, zawsze jestem perfekcyjnie przygotowany i daje naprawdę dobre walki. Na razie czekam na propozycje i myślę, że coś w tym roku jeszcze wpadnie.
FS: Izu Ugonoh, Damian Trzeciński to ostatnie przypadki, gdy Kickboxerzy przechodzą do boksu. Nie myślisz, by podążyć podobną drogą?
TS: Raczej nie. Wiesz, ja mam prawie trzy dychy na karku, no może nie, bo w tym roku skończę 29 lat. Kickboxing to moje hobby, zawsze byłem zapatrzony w Kickboxerów, zawsze chciałem osiągnąć jakieś wyniki w tym sporcie, więc nie myślę, że przejdę do boksu.
FS: Wiesz, jesteśmy wszyscy wychowani na walkach Gołoty, nie chciałeś nigdy boksować?
TS: (śmiech) Faktycznie, każdy z nas oglądał z zapartym tchem walki Endrju. Boks mi się oczywiście podoba, ale nie chcę robić teraz tego kroku do tyłu, by później zrobić dwa czy trzy do przodu. W tej chwili stawiam jednak na Kickboxing, wciąż wierze, że uda mi się zaistnieć właśnie w tym sporcie i to jest mój cel.
FS: Planujesz zawalczyć w tym roku na Hoost Cup, jeśli będzie zorganizowany?
TS: Wiesz, 2013-ty rok był dla mnie okresem regresu, bo trochę problemów sprawiło, że moja forma znacznie spadła. Obecny rok będzie moim sportowym odrodzeniem i po cichu liczę, że Hoost Cup się odbędzie. Dla każdego Kickboxera walki w Japonii to największe marzenie, więc nie inaczej jest ze mną i mam nadzieję, że znów się tam pokażę. Walczyłem w 2012-tym roku i stoczyłem ciężką walkę.
FS: Kto pomógł Ci osiągnąć kolejny sukces w Twojej karierze?
TS: Za swoje przygotowania jestem sam odpowiedzialny. Otworzyliśmy sekcję sportów walki przy Wiśle Kraków i dziękuję właśnie wszystkim chłopakom, z którymi miałem okazję pracować. Podziękowania również dla Ernestoo, za zorganizowanie walki i obecność w narożniku, bo nie u każdego fightera stoi w cornerze, zwłaszcza, jeśli musi lecieć tyle kilometrów na drugi koniec Europy.