Słownik wyrazów trudnych: konfident
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: wtorek, 29, październik 2013
W tak zwanym światku sportów i sztuk walki (a może w jego części zwanej czasem półświatkiem) słowo konfident robi w ostatnim czasie zawrotną karierę. Dla wzmocnienia wyrazu dopełniane jest szeregiem imperatyw, nie zawsze ze sobą korespondujących. Skutek – poza wskazaniem na niepełnosprawność intelektualną autora – jest zawsze jeden – wytworzenie w mediach negatywnego obrazu środowiska.
Dla organizatorów wydarzeń sportowych takie faule słowne przekładają się na mniejsze zainteresowanie sponsorów czy na awersję ze strony stacji telewizyjnych. Dla sportowców oznacza to mniejsze apanaże i problemy z pozytywną promocją. Sama wartość sportowa zawodników sportów walki jest co najwyżej mizerna.
Najwyżej wyceniany (według danych z 2012 r.) pięściarz Tomasz Adamek marketingowo wart jest niewiele ponad 350 tys. zł rocznie – to cena jaką trzeba by zapłacić za wyłączność na wykorzystanie wizerunku sportowca. Wartość innych zawodników będących marketingowymi machinami dużych widowisk sportowych: Krzysztofa Włodarczyka i Mameda Khalidowa oceniona została na przeszło 100 tys. zł mniej w skali roku. Medalista olimpijski w zapasach z Londynu – Damian Janikowski w ogóle nie został ujęty w stawce.
Pokazuje to brutalizm profesjonalnego sportu – nie liczą się hektolitry wylanego potu, ale to kto może oglądać finalny efekt. Stąd marketingowym mistrzostwem w skali świata są finały futbolu amerykańskiego. Tylko najlepsi, absolutnie czołowi światowi zawodnicy sportów walki mogą uzyskać sławę, która całkiem lekko przychodzi zawodnikom dyscyplin zespołowych czy nawet lekkoatletom.
Na krajowym podwórku dżudocy czy zapaśnicy raczej o powszechnej rozpoznawalności mogą myśleć tylko w ramach niezwykłego wyjątku, o ile sukces sportowy będą potrafili wesprzeć sukcesem promocyjnym – jak nie przymierzając Andrzej Supron.
Ciut łatwiej mają czołowi bokserzy, względnie zawodnicy MMA, ale ci ostatni tylko pod warunkiem zrobienia kariery międzynarodowej, w renomowanej zagranicznej organizacji lub bycia twarzą medialną organizacji KSW. W tej chwili godnym obserwacji przypadkiem jest utalentowany prospekt mieszanych sportów walki Marcin Held.
Boks natomiast jest sportem powszechnie znanym, przyjętym w odbiorze społecznym, o dość zrozumiałych zasadach. Do tego transmisje z wydarzeń bokserskich nie dziwią, nie epatują znacznie scenami brutalnymi i mają wierną widownię. Wybitni polscy bokserzy mają szansę na zarobienie w trakcie kariery pieniędzy porównywalnych z gwiazdami innych „lukratywnych” dyscyplin sportowych (tenis, piłka nożna). Część zawodników nie mogąc zainteresować odpowiednio wysokim poziomem sportowym i widowiskowością walk dąży do wzbudzenia zainteresowania w inny sposób.
Najprostszym sposobem okazało się znalezienie mniej lub bardziej prawdziwego adwersarza i obrzucanie go obelgami za pośrednictwem mediów i portali społecznościowych. Tutaj szlak przetarł i palmę pierwszeństwa dzierży niepodzielnie Marcin Najman. Zawodnik o niewyróżniających go umiejętnościach sportowych, za to doskonale potrafiący wykorzystać medialne 5 minut, podsycający medialnie – kiedy trzeba - dawny spór z Przemysławem Saletą. Kulisy sporu mało kto pamięta, tak jak i odmowę wyjścia Salety do walki na gali bokserskiej w Krakowie, kiedy na widowni siedział Marcin N. odgrażający się wcześniej w tabloidach, że nauczy bokserskiego mistrza Europy szacunku dla kobiet.
Nietrudną w sumie drogę do przynajmniej chwilowej rozpoznawalności i wyższych apanaży podchwycili i inni, wyzywając na pojedynki dowolnie obieranych przeciwników, dodając sobie zainteresowania przez użycie odpowiednich inwektyw. Niejednokrotnie pomysłowość budowy związków frazeologicznych jest odwrotnie proporcjonalna do intelektu (albo jego braku) osób wypowiadających wyzwiska.
Nieporównywalną z niczym karierę robi odmieniane przez wszystkie przypadki słowo „konfident”, dopełniane też przez takie wyrażenia jak konfitura, parówa, pała czy lamus. W Słowniku Wyrazów Obcych PWN słowo to charakteryzowane jest jako 1. agent wywiadu, tajny wywiadowca; szpieg 2. przestarz. człowiek zaufany, powiernik, zausznik, przyjaciel <niem. Konfident, fr. confident, z wł. confidente zausznik>. W mowie potocznej niektórych grup i subkultur wyrazowi nadaje się dodatkowo pejoratywny wydźwięk utożsamiając z denuncjatorem, który swoją działalnością (złą) pomaga położyć kres działalności chuligańskiej czy przestępczej (dobrej).
Problem ze zrozumieniem właściwych postaw obywatelskich pokazał ostatnio jeden z silnie promowanych polskich bokserów. Kiedy manifestujący swoją wiarę i katolickie wychowanie Tomasz Adamek, nie dawał się sprowokować na proste i ordynarne w wyrazie zaczepki, które mogłyby pomóc w medialnym wypromowaniu konkurenta i zwyczajnie na nie, nie odpowiadał ów bokser znalazł sobie inny obiekt ataków – białostockiego pięściarza Krzysztofa Zimnocha. Ponieważ obaj mieli się zmierzyć w bezpośrednim pojedynku, który nie mógł dojść do skutku, ponieważ kreowany na wielką nadzieję polskiej wagi ciężkiej oponent „Zimnego” mimo zwycięstwa zebrał tęgie baty walcząc z Mikiem Mollo, dla podgrzania atmosfery i utrzymania zainteresowania medialnego rozpoczęła się słowna potyczka.
Mający za sobą pobyt w więzieniu bokser (spektakularnie zatrzymany przed galą z udziałem m. in. Andrzeja Gołoty) szybko określił swój negatywny stosunek do zawodnika z Białegostoku nazywając go właśnie konfidentem i paradując w koszulce z dobrze wyeksponowanym napisem „śmierć konfidentom”, czym mógł z pewnością zyskać szacunek sporej grupy co bardziej krewkich i radykalnych gimnazjalistów, których rozwój mentalny nie pozwala jeszcze na rozstrzygnięcie zawiłości moralnych. Z podobnej rozwiniętej intelektualnie grupy, najpewniej wywodzi się także kolejny rywal Zimnocha, z ich ostatniej walki. Wielbiciel polskich bajek dla dzieci a w szeczgólności "Czterech Pancernych i psa", oraz piosenki "O mój rozmarynie" - także powtórzył atak na białostoczanina, za pomocą słowa - klucza. Raczej jednak to oburzyło ludzi niż, miało mieć inny skutek.
Zimnoch został zwyzywany z tej przyczyny, że odważył się zeznawać w sprawie usiłowania zabójstwa obywatela Armenii. Według ustaleń prokuratury prawdopodobnym jest, że do zdarzenia doszło na tle rasowym. Jednak sam kontakt z policją i odmienna postawa od powszechnego „nic nie widziałem, nic nie słyszałem”, która w amerykańskich realiach zaprowadziłaby „Zimnego” na czołówki gazet, zapewniając sławę, rozpoznawalność, liczne zaproszenia do programów typu talk-show i zapewne propozycję wydania książki wspomnieniowej w umysłach niektórych osób traktowana jest pogardliwie.
Co ciekawe ten sam zawodnik, który oskarża o niecne rzeczy białostoczanina ujmuje się i manifestuje solidarność z Dawidem „Cyganem” Kosteckim, bokserem skazanym za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą i nawet w świecie przestępczym - wątpliwe moralnie paragrafy, który chciał dobrowolnie poddać się karze, na co zresztą nie zgodził się ostatecznie sąd uznając, że proponowana kara więzienia w zawieszeniu, jest rażąco za niska i skazując „Cygana” na 2 i pół roku bezwzględnej odsiadki.
Mankament sprawy polega na tym, że chcąc dobrowolnie poddać się karze Kostecki musiał co najmniej przychylić się do stosownego wniosku obrońcy i nie zaprzeczać oskarżeniu. Takie stanowisko pozwalające na skazanie za przywództwo w grupie przestępczej skutkowało potwierdzeniem prezentowanej przez prokuraturę linii oskarżenia, że grupa przestępcza istniała, miała swojego szefa ale i swoich „żołnierzy” i prowadziło do denuncjacji tych ostatnich. W myśl jednak dobrze znanej wśród łódzkich kibiców zasady mówiącej o tym, że „mój Murzyn jest biały”, kolega konfidentem być nie może chociażby i przyczynił się do skazania innych osób.
Jest też konfidentem i konfiturą Kamil Bazelak, który odważył się zeznawać w procesie zorganizowanej przestępczości. Oskarżył go oto były strongmam, a obecnie zawodnik MMA. Ten sam, który konfidentem i konfiturą nie jest i o swoim pobycie w za kratkami mówił otwarcie w publicznych wypowiedziach: „do aresztu śledczego wsadził mnie miejscowy boss z Białej-Rawskiej” - co oczywiście warunków konfidencji w jego mniemaniu nie spełniało. Nie tak dawno inny zawodnik MMA, a wcześniej utytułowany dżudoka przez ekscesy pseudokibiców przestał być zapraszany na galę MMA dużej polskiej organizacji. Ci ostatni nie mogli mu darować, że po blisko dwuletnim pobycie w areszcie, licząc na łagodniejsze potraktowanie zdecydował się na współpracę z organami ścigania.
Za konfidentów nie zostali natomiast uznani czołowi zawodnicy polskiego K-1, gdy po gali w Zakopanem znaleźli się na policji. Gala nomen omen odbywała się pod szyldem tej znanej japońskiej marki – o czym jednak japońscy organizatorzy nic nie wiedzieli. Zawodnicy pojechali na komendę, gdyż nie otrzymali umówionego wynagrodzenia. Wtedy organizator gali zdecydował się sporządzić oświadczenia o uregulowaniu należności. Szczęśliwie nikomu nie przyszło do głowy, żeby takie zachowanie nazywać konfidencją.
Podobnie póki co za konfidencję nie są uznane wypowiedzi jednego z trenerów, będącego także promotorem, oraz jednego z redaktorów portalu o tematyce MMA, nazywającego się też matchmakerem i menedżerem, którzy korzystając z możliwości promocyjnych internetu ogłaszali, że ten czy inny organizator gali MMA nie wywiązał się z zapłaty apanaży wobec zawodników. Także słynny Robert Burneika postanowił swego czasu skorzystać z oręża i potencjału owego magicznego zwrotu w stosunku do atakującego go, adwesarza Mirosława Oknińskiego. Geralnie chodziło o nieporozumienie i kawał związany z dostawą niechcianej partii odżywek. Okniński zagroził powiadomieniem o stosowanie rzekomo nieetycznych praktyk prowadzonej przez firmę Burneiki sprzedaży wysyłkowej. Pochodzący z Litwy kulturysta i sporadyczny zawodnik MMA, wykazał się niezłą znajomością polskiego i właśnie owego pejoratywnego zwrotu. Ostatecznie sprawa umarła samoistnie.
Przyjmując jednak szeroką definicję słowa „konfident” takie zarzuty mogą się już wkrótce pojawić. Cały – jak można to określić współcześnie – zły PR, organizowany przez osoby myślące o tymczasowej sławie, ale już nie o rozwoju i rozpoznawalności sceny sztuk walki przekłada się na kolejną barierę w osiągnięciu sukcesu medialnego sportów walki. Media ogólnopolskie nie mają interesu w kreowaniu popularności w dyscyplinach kontrowersyjnych, gdzie pierwsze role chcą grać osoby szczycące się z prezentowania powszechnie nieakceptowalnych zachowań. Szczególnie trzeba o tym pamiętać mając do wyboru dobry wizerunek środowiska i tymczasową korzyść budowaną na złych relacjach.
Dla organizatorów wydarzeń sportowych takie faule słowne przekładają się na mniejsze zainteresowanie sponsorów czy na awersję ze strony stacji telewizyjnych. Dla sportowców oznacza to mniejsze apanaże i problemy z pozytywną promocją. Sama wartość sportowa zawodników sportów walki jest co najwyżej mizerna.
Najwyżej wyceniany (według danych z 2012 r.) pięściarz Tomasz Adamek marketingowo wart jest niewiele ponad 350 tys. zł rocznie – to cena jaką trzeba by zapłacić za wyłączność na wykorzystanie wizerunku sportowca. Wartość innych zawodników będących marketingowymi machinami dużych widowisk sportowych: Krzysztofa Włodarczyka i Mameda Khalidowa oceniona została na przeszło 100 tys. zł mniej w skali roku. Medalista olimpijski w zapasach z Londynu – Damian Janikowski w ogóle nie został ujęty w stawce.
Pokazuje to brutalizm profesjonalnego sportu – nie liczą się hektolitry wylanego potu, ale to kto może oglądać finalny efekt. Stąd marketingowym mistrzostwem w skali świata są finały futbolu amerykańskiego. Tylko najlepsi, absolutnie czołowi światowi zawodnicy sportów walki mogą uzyskać sławę, która całkiem lekko przychodzi zawodnikom dyscyplin zespołowych czy nawet lekkoatletom.
Na krajowym podwórku dżudocy czy zapaśnicy raczej o powszechnej rozpoznawalności mogą myśleć tylko w ramach niezwykłego wyjątku, o ile sukces sportowy będą potrafili wesprzeć sukcesem promocyjnym – jak nie przymierzając Andrzej Supron.
Ciut łatwiej mają czołowi bokserzy, względnie zawodnicy MMA, ale ci ostatni tylko pod warunkiem zrobienia kariery międzynarodowej, w renomowanej zagranicznej organizacji lub bycia twarzą medialną organizacji KSW. W tej chwili godnym obserwacji przypadkiem jest utalentowany prospekt mieszanych sportów walki Marcin Held.
Boks natomiast jest sportem powszechnie znanym, przyjętym w odbiorze społecznym, o dość zrozumiałych zasadach. Do tego transmisje z wydarzeń bokserskich nie dziwią, nie epatują znacznie scenami brutalnymi i mają wierną widownię. Wybitni polscy bokserzy mają szansę na zarobienie w trakcie kariery pieniędzy porównywalnych z gwiazdami innych „lukratywnych” dyscyplin sportowych (tenis, piłka nożna). Część zawodników nie mogąc zainteresować odpowiednio wysokim poziomem sportowym i widowiskowością walk dąży do wzbudzenia zainteresowania w inny sposób.
Najprostszym sposobem okazało się znalezienie mniej lub bardziej prawdziwego adwersarza i obrzucanie go obelgami za pośrednictwem mediów i portali społecznościowych. Tutaj szlak przetarł i palmę pierwszeństwa dzierży niepodzielnie Marcin Najman. Zawodnik o niewyróżniających go umiejętnościach sportowych, za to doskonale potrafiący wykorzystać medialne 5 minut, podsycający medialnie – kiedy trzeba - dawny spór z Przemysławem Saletą. Kulisy sporu mało kto pamięta, tak jak i odmowę wyjścia Salety do walki na gali bokserskiej w Krakowie, kiedy na widowni siedział Marcin N. odgrażający się wcześniej w tabloidach, że nauczy bokserskiego mistrza Europy szacunku dla kobiet.
Nietrudną w sumie drogę do przynajmniej chwilowej rozpoznawalności i wyższych apanaży podchwycili i inni, wyzywając na pojedynki dowolnie obieranych przeciwników, dodając sobie zainteresowania przez użycie odpowiednich inwektyw. Niejednokrotnie pomysłowość budowy związków frazeologicznych jest odwrotnie proporcjonalna do intelektu (albo jego braku) osób wypowiadających wyzwiska.
Nieporównywalną z niczym karierę robi odmieniane przez wszystkie przypadki słowo „konfident”, dopełniane też przez takie wyrażenia jak konfitura, parówa, pała czy lamus. W Słowniku Wyrazów Obcych PWN słowo to charakteryzowane jest jako 1. agent wywiadu, tajny wywiadowca; szpieg 2. przestarz. człowiek zaufany, powiernik, zausznik, przyjaciel <niem. Konfident, fr. confident, z wł. confidente zausznik>. W mowie potocznej niektórych grup i subkultur wyrazowi nadaje się dodatkowo pejoratywny wydźwięk utożsamiając z denuncjatorem, który swoją działalnością (złą) pomaga położyć kres działalności chuligańskiej czy przestępczej (dobrej).
Problem ze zrozumieniem właściwych postaw obywatelskich pokazał ostatnio jeden z silnie promowanych polskich bokserów. Kiedy manifestujący swoją wiarę i katolickie wychowanie Tomasz Adamek, nie dawał się sprowokować na proste i ordynarne w wyrazie zaczepki, które mogłyby pomóc w medialnym wypromowaniu konkurenta i zwyczajnie na nie, nie odpowiadał ów bokser znalazł sobie inny obiekt ataków – białostockiego pięściarza Krzysztofa Zimnocha. Ponieważ obaj mieli się zmierzyć w bezpośrednim pojedynku, który nie mógł dojść do skutku, ponieważ kreowany na wielką nadzieję polskiej wagi ciężkiej oponent „Zimnego” mimo zwycięstwa zebrał tęgie baty walcząc z Mikiem Mollo, dla podgrzania atmosfery i utrzymania zainteresowania medialnego rozpoczęła się słowna potyczka.
Mający za sobą pobyt w więzieniu bokser (spektakularnie zatrzymany przed galą z udziałem m. in. Andrzeja Gołoty) szybko określił swój negatywny stosunek do zawodnika z Białegostoku nazywając go właśnie konfidentem i paradując w koszulce z dobrze wyeksponowanym napisem „śmierć konfidentom”, czym mógł z pewnością zyskać szacunek sporej grupy co bardziej krewkich i radykalnych gimnazjalistów, których rozwój mentalny nie pozwala jeszcze na rozstrzygnięcie zawiłości moralnych. Z podobnej rozwiniętej intelektualnie grupy, najpewniej wywodzi się także kolejny rywal Zimnocha, z ich ostatniej walki. Wielbiciel polskich bajek dla dzieci a w szeczgólności "Czterech Pancernych i psa", oraz piosenki "O mój rozmarynie" - także powtórzył atak na białostoczanina, za pomocą słowa - klucza. Raczej jednak to oburzyło ludzi niż, miało mieć inny skutek.
Zimnoch został zwyzywany z tej przyczyny, że odważył się zeznawać w sprawie usiłowania zabójstwa obywatela Armenii. Według ustaleń prokuratury prawdopodobnym jest, że do zdarzenia doszło na tle rasowym. Jednak sam kontakt z policją i odmienna postawa od powszechnego „nic nie widziałem, nic nie słyszałem”, która w amerykańskich realiach zaprowadziłaby „Zimnego” na czołówki gazet, zapewniając sławę, rozpoznawalność, liczne zaproszenia do programów typu talk-show i zapewne propozycję wydania książki wspomnieniowej w umysłach niektórych osób traktowana jest pogardliwie.
Co ciekawe ten sam zawodnik, który oskarża o niecne rzeczy białostoczanina ujmuje się i manifestuje solidarność z Dawidem „Cyganem” Kosteckim, bokserem skazanym za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą i nawet w świecie przestępczym - wątpliwe moralnie paragrafy, który chciał dobrowolnie poddać się karze, na co zresztą nie zgodził się ostatecznie sąd uznając, że proponowana kara więzienia w zawieszeniu, jest rażąco za niska i skazując „Cygana” na 2 i pół roku bezwzględnej odsiadki.
Mankament sprawy polega na tym, że chcąc dobrowolnie poddać się karze Kostecki musiał co najmniej przychylić się do stosownego wniosku obrońcy i nie zaprzeczać oskarżeniu. Takie stanowisko pozwalające na skazanie za przywództwo w grupie przestępczej skutkowało potwierdzeniem prezentowanej przez prokuraturę linii oskarżenia, że grupa przestępcza istniała, miała swojego szefa ale i swoich „żołnierzy” i prowadziło do denuncjacji tych ostatnich. W myśl jednak dobrze znanej wśród łódzkich kibiców zasady mówiącej o tym, że „mój Murzyn jest biały”, kolega konfidentem być nie może chociażby i przyczynił się do skazania innych osób.
Jest też konfidentem i konfiturą Kamil Bazelak, który odważył się zeznawać w procesie zorganizowanej przestępczości. Oskarżył go oto były strongmam, a obecnie zawodnik MMA. Ten sam, który konfidentem i konfiturą nie jest i o swoim pobycie w za kratkami mówił otwarcie w publicznych wypowiedziach: „do aresztu śledczego wsadził mnie miejscowy boss z Białej-Rawskiej” - co oczywiście warunków konfidencji w jego mniemaniu nie spełniało. Nie tak dawno inny zawodnik MMA, a wcześniej utytułowany dżudoka przez ekscesy pseudokibiców przestał być zapraszany na galę MMA dużej polskiej organizacji. Ci ostatni nie mogli mu darować, że po blisko dwuletnim pobycie w areszcie, licząc na łagodniejsze potraktowanie zdecydował się na współpracę z organami ścigania.
Za konfidentów nie zostali natomiast uznani czołowi zawodnicy polskiego K-1, gdy po gali w Zakopanem znaleźli się na policji. Gala nomen omen odbywała się pod szyldem tej znanej japońskiej marki – o czym jednak japońscy organizatorzy nic nie wiedzieli. Zawodnicy pojechali na komendę, gdyż nie otrzymali umówionego wynagrodzenia. Wtedy organizator gali zdecydował się sporządzić oświadczenia o uregulowaniu należności. Szczęśliwie nikomu nie przyszło do głowy, żeby takie zachowanie nazywać konfidencją.
Podobnie póki co za konfidencję nie są uznane wypowiedzi jednego z trenerów, będącego także promotorem, oraz jednego z redaktorów portalu o tematyce MMA, nazywającego się też matchmakerem i menedżerem, którzy korzystając z możliwości promocyjnych internetu ogłaszali, że ten czy inny organizator gali MMA nie wywiązał się z zapłaty apanaży wobec zawodników. Także słynny Robert Burneika postanowił swego czasu skorzystać z oręża i potencjału owego magicznego zwrotu w stosunku do atakującego go, adwesarza Mirosława Oknińskiego. Geralnie chodziło o nieporozumienie i kawał związany z dostawą niechcianej partii odżywek. Okniński zagroził powiadomieniem o stosowanie rzekomo nieetycznych praktyk prowadzonej przez firmę Burneiki sprzedaży wysyłkowej. Pochodzący z Litwy kulturysta i sporadyczny zawodnik MMA, wykazał się niezłą znajomością polskiego i właśnie owego pejoratywnego zwrotu. Ostatecznie sprawa umarła samoistnie.
Przyjmując jednak szeroką definicję słowa „konfident” takie zarzuty mogą się już wkrótce pojawić. Cały – jak można to określić współcześnie – zły PR, organizowany przez osoby myślące o tymczasowej sławie, ale już nie o rozwoju i rozpoznawalności sceny sztuk walki przekłada się na kolejną barierę w osiągnięciu sukcesu medialnego sportów walki. Media ogólnopolskie nie mają interesu w kreowaniu popularności w dyscyplinach kontrowersyjnych, gdzie pierwsze role chcą grać osoby szczycące się z prezentowania powszechnie nieakceptowalnych zachowań. Szczególnie trzeba o tym pamiętać mając do wyboru dobry wizerunek środowiska i tymczasową korzyść budowaną na złych relacjach.