free templates joomla

PLMMA 22: zwycięstwo Lindera i Żelazowski z pasem! Podsumowanie!

Gerard LinderW sobotę 5-go października w Andrychowie k. Bielska Białej, odbyła się gala PLMMA 22 "Black Dragon", która była trzecią jesienną imprezą Profesjonalnej Ligi MMA, kierowanej przez Mirosława Oknińskiego. Kooperantem był miejscowy klub sportów walki "Black Dragon". Trzeba przyznać, że gala obfitowała w wyjątkowe wydarzenia, tak na niwie sportowej, organizacyjnej jak i społecznej.

Impreza okupiona została ciężkimi bojami o doprowadzenie jej do szczęśliwego finału poprzez wsparcie sponsorów i dobry odbiór miejscowej społeczności. Nie wszystko udało się idealnie, ale trzeba oddać honor Gerardowi Linderowi, że gala się odbyła a widzowie otrzymali niesamowitą ilość emocji i dramatycznych walk. Wystarczy powiedzieć tylko, iż wszystkie walki zakończyły się przed czasem po poddaniach i nokautach. Ani razu sędziowie nie musieli sięgać do punktacji i decydować, kogo wybiorą na zwycięzcę, co też może świadczyć o determinacji walczących.

W pierwszym pojedynku doszło do rewanżu Filipa Wolańskiego (3-1) z Krakowa z Michałem Bartoszewiczem (2-3) z Białej Podlaskiej. Pierwotnie z Wolańskim miał zmierzyć się Sebastian Solarz, ale jest on kontuzjowany stąd Bartoszewicz wszedł do gry w ostatnim momencie. Ich pierwszy pojedynek w Bielsku-Białej zakończył się kontrowersyjną decyzją. Tym razem Krakowianin nie zostawił cienia wątpliwości, że jest świetnie przygotowany do walki. Zadziałała taktyka i już po chwili walki w stójce, Bartoszewicz dał się obalić i został zasypany gradem ciosów, gdy tylko Wolański uwolnił się z gilotynowego duszenia i ustabilizował pozycję przechodząc do dosiadu. Wolańskiemu zajęło to dokładnie dwie minuty.

Druga walka gali trwała niewiele ponad minutę dłużej i zakończyła się poddaniem. Walczyło w niej dwóch debiutantów i sprytniejszym okazał się Grzegorz Lutyński (1-0) z Akademii Gorilla, który obrywał solidne cięgi na początku, miał rozbitą głowę, ale czekał na błąd Łukasza Kuliga (0-1) i po trzech minutach udało mu się przechwycić rękę na oślep bijącego rywala i dźwgnią na ramię zmusić go do poddania walki. Zwycięzca był potwornie zakrwawiony, zaś rywal kończył walkę ze złamaną ręką. Obaj solidarnie tuż po walce trafili w objęcia lekarzy. Tym pracy nie brakowało, bo w kolejnych walkach aż roiło się od urazów.

W kolejnym pojedynku Patryk Grudniewski (2-3) z Wrocławia rozbił najpierw metodycznie Piotra Dziadkiewicza (2-3), który dzielnie szukał parteru, a potem po męsku przyjął wymianę ciosów i po kombinacji ciosów został trafiony ostatnim, po którym padł przy siatce. Grudniewski pokazał, że wyciągnął wnioski z poprzedniej porażki z Jackiem Kreftem i jest na dobrej drodze do odegrania poważniejszej roli na polskiej scenie wagi lekkiej. Świetne kopnięcia, dobre obrony przed sprowadzeniami i spokój w poczynaniach doprowadziły do skutecznego zakończenia walki i ważnego zwycięstwa w jego karierze zawodnika MMA. Liczący 30 lat wrocławianin, to także w przeszłości jeden z najlepszych zawodników Kickboxingu w Polsce.

Pracy lekarzom dostarczył także brutalnie walczący 18-letni Patryk Rogóż (7-0) z Fightmana Bochnia. Podopieczny trenera Tomasza Knapa stoczył kolejny międzynarodowy bój. Tym razem jego rywalem był debiutujący Litwin, Juozas Minkevicius (0-1) z jednego z wiodących litewskich klubów, Dainralfas z Kowna. Obaj są rówieśnikami, ale dzieli ich różnica doświadczenia. Rogóż toczył siódmy pojedynek, zaś Minkevicius miał tylko kilkanaście amatorskich walk. Polak od początku poszedł do parteru i po obaleniu zaczął pracować uderzeniami łokciami i pięściami. Litewski zawodnik bronił się długo, ale pierwszy raz walczył w klatce, pierwszy raz na zasadach UFC i zabrakło mu doświadczenia, stąd Rogóż rozbił go kompletnie i sędzia Krzysztof Jotko musiał przerwać walkę. Jak tłumaczył potem trener Dainius Dauksas, na Litwie w tym wieku nie dopuszcza się do uderzeń w głowę w amatorskich walkach preferując zasady ZST. To niestety poskutkowało przegraną i oczywistą interwencją lekarską.

Wreszcie na prostą wyprowadził swój rekord utalentowany Artur Mroczek (3-2) z Okniński Team, który pokonał silnego fizycznie Michała Baranowskiego (0-1) z Gladiatora Siedlce przez duszenie zza pleców już w 1 rundzie po niespełna 1,5 minuty walki. W jego przypadku także przydało się mozolnie zdobywane doświadczenie i umiejętności.

Prawdziwy dramat rozegrał się w jednej z dwóch najważniejszych walk wieczoru. Dwaj niepokonani do tego momentu zawodnicy Salim Touahri (5-1) z Krakowa i Paweł Żelazowski (6-0) z Białej Podlaskiej walczyli o nie byle jakie trofeum, bo pierwszy w historii Profesjonalnej Ligi pas wagi półśredniej. To podniosło napięcie i ciśnienie w związku z wagą walki u obu rywali. Jeszcze raz okazało się, że czasem o zwycięstwie w MMA decyduje jeden błąd. Cały pojedynek trwał tylko 28 sekund, ale obaj popełnili ich kilka. Już w pierwszej wymianie Żelazowski miał złamany nos, bowiem został trafiony w trakcie ruchu do przodu, gdy poleciał na rywala z ciosami.

Z kolei dwa, albo trzy błędy popełnił Touahri. Pierwszy gdy poszedł do chwytu lub próby obalenia i otrzymał pierwszy silny cios. Gdyby położył się i bronił z dołu, miałby szansę na przetrwanie. Niestety Salim zareagował instynktownie i poderwał się do góry a tu wszedł mu na szczękę cały grad uderzeń prawą ręką. Żelazowski bił tak mocno, że ją sobie złamał, ale wcześniej nokaut utalentowanego Krakowianina był już faktem i padł on dramatycznie a dodatkowo dostał drgawek pourazowych. Wyglądało to strasznie, ale pomoc medyczna była w kilkanaście sekund po urazie na macie oktagonu i po chwili sytuacja była opanowana.

Publiczność była w konsternacji i nawet radość Żelazowskiego stonowała się w tym momencie. Wielu pokazało wówczas klasę dopingując okrzykami: "Salim, Salim", gdy zawodnik w asyście trenera i lekarzy był odprowadzany do punktu medycznego, który tego dnia miał ręce pełne roboty. W zasadzie nikt nie lubi takich widoków, zdając sobie sprawę, że może to przytrafić każdemu, ale faktycznie walka utkwi w głowie fanów na długo. Obaj zapowiadali, że chcą pojedynku, o którym będzie głośno i niewątpliwie tak się stało. W tym roku nie było dramatyczniejszego nokautu w polskim MMA a ten z uwagi na dramatyzm śmiało może pretendować do określenia go mianem "Nokautu Roku 2013". Na pewno jest to dramat dla Salima, ale wierzymy, że szybko się pozbiera, bo ta klęska nic mu nie ujmuje i jest klasowym zawodnikiem. Żelazowski zaś musi się wyleczyć a potem zająć się przygotowaniami do obrony pasa, bo chętnych na pewno nie przestraszy ani ten nokaut ani dyspozycja zawodnika Okniński Team.

Walka wieczoru była ozdobą tej gali, choć nie powstydziłaby się jej żadna wielka organizacja MMA w Europie. Gerard Linder (4-0), mistrz świata w Kickboxingu to kolejny zawodnik stójkowej formuły szukający spełnienia w Mieszanych Sztukach Walki Mieszanych i jak dotąd idzie mu znakomicie. Tym razem jego rywalem był litewski zawodnik Karolis Buslys (0-1), który uchodzi za wielki talent u naszego północno-wschodniego sąsiada. Obu dzieliła różnica pokoleń. Buslys ma 18 lat a Linder spokojnie mógłby być jego ojcem. W oktagonie nie miało to jednak znaczenia. W środku klatki zdani byli tylko na siebie.

Młody Litwin zaczął z ogromnym animuszem i o dziwo wizualnie jego kopnięcia robiły imponujące wrażenie. Kilka niskich kopnięć trafiło w nogi i jak powiedział Gerard Linder - poczuł je. Dodatkowo Buslys pokazał świetne wyszkolenie techniczne a jedno z obrotowych kopnięć prawie dosięgło głowy mistrza. Ten jednak pokazał klasę w pierwszej rundzie i dwie kontry posłały Buslysa na matę. O dziwo ten wstał i dalej parł jak czołg do przodu. Świetna runda została zapisana na konto polskiego mistrza. W drugiej Litwin także zaatakował na początku i wszedł w klincz próbując obalić Polaka i Linder zdołał przechwycić głowę, powalić i niemal jak krokodyl - wykonać "przewrotkę śmierci". To zacisnęło gilotynowe duszenie i w żelaznym uścisku Lindera, Buslys odklepał poddanie!

Wokół klatki tradycyjnie, tłum fanów romskiego mistrza oszalał z radości. Po świetnej, widowiskowej walce - Gerard Linder kolejny raz udowodnił niedowiarkom, że nie wiek a doświadczenie i sportowa klasa są czasem decydujące. Gratulacje i już wiadomo, że Linder będzie walczył o pas wagi koguciej w lutym lub marcu z "Omenem" czyli Tymoteuszem Świątkiem z Fightmana Bochnia a kto wie czy do tego czasu nie stoczy kolejnej walki.

Galę można podsumować jako udaną od strony sportowej. By była udana od każdej innej - zabrakło paru elementów. Cieniem na imprezie położyły się wydarzenia w Andrychowie, kilka tygodni wcześniej związane z konfliktem ze społecznością romską. Ich złowrogi pogłos dało się odczuć na imprezie. Mała ilość ludzi na wydarzenie w zapyziałym miasteczku (opinia kilku jego mieszkańców - przyp. red.), w którym niewiele się dzieje pokazała, że Gerard Linder nie ma łatwo. Ewidentnie z uwagi na pochodzenie. Jest Romem i żadne pasy, tytuły a już na pewno nie sukcesy - nie dadzą jego mieszkańcom poczucia dumy z tego, że jest z tego miasta. Przeciętni Andrychowianie widzą w nim "Cygana" a dopiero potem, kogoś kto przełamuje stereotypy a przede wszystkim jest wspaniałym człowiekiem, dobrym ojcem a także mistrzem Kickboxingu i MMA.

Kiedy rozmawialiśmy z nim, był rozżalony, ale nie poddaje się. Sam wie, że wielu ludzi rozmawia z nim, gratuluje i docenia to kim się stał poprzez sport, a nie kim się urodził i dlaczego nie od razu z niebieskimi oczami. Tyle, że w większości są to ludzie spoza Andrychowa. Na tych liczyć nie mógł a dodatkowo porysowany chamsko samochód mistrza i skopana szyba przy wejściu do hali w trakcie imprezy pokazuje, że czeka go ciężka droga, bo trudno być prorokiem we własnym mieście. Ostatecznie jednak ważny był sport i tego nie brakowało w hali przy ulicy Daszyńskiego.

Komplet wyników:

Superfight
66 kg: Filip Wolański pokonał Michała Bartoszewicza przez TKO (uderzenia) w 1 rundzie (2:00 min)
70 kg: Grzegorz Lutyński pokonał Łukasza Kuliga przez poddanie (dźwignia na ramię) w 1 rundzie (3:06 min)
70 kg: Patryk Grudniewski pokonał Piotra Dziadkiewicza przez KO (prawy sierp) w 1 rundzie (2:50 min)
75 kg: Patryk Rogóż pokonał Juozasa Minkeviciusa przez TKO (uderzenia) w 1 rundzie (3:16 min)
93 kg: Artur Mroczek pokonał Michała Baranowskiego przez poddanie (duszenie zza pleców) w 1 rundzie (1:21 min)

Walka o pas PLMMA
77 kg: Paweł Żelazowski pokonał Salima Touahri przez KO (uderzenia) w 1 rundzie (0:28 min)

Walka wieczoru
63 kg: Gerard Linder pokonał Karolysa Buslysa przez poddanie (gilotynowe duszenie) w 2 rundzie (0:51 min)