Gerard Łabiński po Worldsach!
- Kategoria: Wywiady
- Opublikowano: środa, 12, czerwiec 2013
Zawodnik warszawskiej Copacabany, Gerard Łabiński zdobył srebrny medal na Mistrzostwach Świata IBJJF w kategorii -76 kg niebieskich pasów. Podopieczny Piotra Wojtkowskiego podzielił się z nami swoimi przemyśleniami co do najważniejszej imprezy w kalendarzu IBJJF i oto co ma do powiedzenia:
"Przyleciałem do stanów jakieś dwa tygodnie przed Worldsami. Pierwszy tydzień był czysto rozruchowo-przystosowawczy. W drugim tygodniu już rozpoczął się camp w klubie Roberta Drysdale’a, gdzie trenowałem cały ten czas, skupiając się głównie na mocnym obiciu się. Aspekty techniczne mojej gry odłożyłem w tym czasie na bok.
Aby dojść do ćwierćfinału, musiałem wygrać 4 walki. Sama walka ćwierćfinałowa nie sprawiła mi dużych trudności, ponieważ trafiłem na przeciwnika, który podpasował mi stylem walki. Półfinał już jednak stoczyłem ze zwycięzcą kategorii open z Abu Dhabi. Większa część toczyła się w de la rivie gdzie próbowaliśmy berimbolo i 50/50. Uważam, że to była dotychczas moja najważniejsza walka.
W finale spotkałem się z Devonem Delburgiem z Lloyd Irvin Team, z którym wygrałem przedtem już dwa razy. Niestety dla mnie Devon był gotowy na moją gre i przegrałem punktem przewagi, kończąc na drugiej pozycji.
Myślę, że był to najtrudniejszy turniej w mojej karierze chociażby z uwagi na intensywność i liczbę przeciwników. Jeśli chodzi o poziom zawodników wszędzie jest podobnie, bo na większości najważniejszych zawodów na świecie na podium stoją ciągle ci sami ludzie.
Ciężko powiedzieć czy trudniej jest wygrać w Abu Dhabi czy na Worldsach. W Abudhabi nie mam jakoś szczęścia. Tutaj w półfinale walczyłem z chłopakiem, który wygrał tam open. Dużo zależy od dyspozycji dnia.
Chciałbym zadedykować to zwycięstwo rodzicom i podziękować wszystkim, którzy wspierali mnie na miejscu oraz siedzieli do nocy i mnie wspierali zza komputera."
"Przyleciałem do stanów jakieś dwa tygodnie przed Worldsami. Pierwszy tydzień był czysto rozruchowo-przystosowawczy. W drugim tygodniu już rozpoczął się camp w klubie Roberta Drysdale’a, gdzie trenowałem cały ten czas, skupiając się głównie na mocnym obiciu się. Aspekty techniczne mojej gry odłożyłem w tym czasie na bok.
Aby dojść do ćwierćfinału, musiałem wygrać 4 walki. Sama walka ćwierćfinałowa nie sprawiła mi dużych trudności, ponieważ trafiłem na przeciwnika, który podpasował mi stylem walki. Półfinał już jednak stoczyłem ze zwycięzcą kategorii open z Abu Dhabi. Większa część toczyła się w de la rivie gdzie próbowaliśmy berimbolo i 50/50. Uważam, że to była dotychczas moja najważniejsza walka.
W finale spotkałem się z Devonem Delburgiem z Lloyd Irvin Team, z którym wygrałem przedtem już dwa razy. Niestety dla mnie Devon był gotowy na moją gre i przegrałem punktem przewagi, kończąc na drugiej pozycji.
Myślę, że był to najtrudniejszy turniej w mojej karierze chociażby z uwagi na intensywność i liczbę przeciwników. Jeśli chodzi o poziom zawodników wszędzie jest podobnie, bo na większości najważniejszych zawodów na świecie na podium stoją ciągle ci sami ludzie.
Ciężko powiedzieć czy trudniej jest wygrać w Abu Dhabi czy na Worldsach. W Abudhabi nie mam jakoś szczęścia. Tutaj w półfinale walczyłem z chłopakiem, który wygrał tam open. Dużo zależy od dyspozycji dnia.
Chciałbym zadedykować to zwycięstwo rodzicom i podziękować wszystkim, którzy wspierali mnie na miejscu oraz siedzieli do nocy i mnie wspierali zza komputera."