free templates joomla

Król jest tylko Jeden czyli Irlandzki Sprzedawca emocji zaczarowuje Eddie Alvareza!

Conor McGregorTo czego dokonał w hali Madison Square Garden w Nowym Jorku w sobotnią noc 12-go listopada Conor McGregor (21-3 MMA, 9-1 UFC) pokonując w walce o pas wagi lekkiej Eddie Alvareza (28-5 MMA, 3-2 UFC) - to rzecz bez precedensu. Nie pierwsza w niesamowitej karierze 28-letniego Irlandczyka. UFC 205 to było jego apogeum lub kolejny etap w tym czego jesteśmy świadkami.

Wydawało się, że po spektakularnym 13 sekundowym nokaucie na Jose Aldo podczas UFC 194, równo 11 miesięcy temu, kiedy to zdobył pas wagi piórkowej, nic takiego już się nie wydarzy. Trzy kolejne pojedynki jednak pokazały w jak wielkim błędzie jesteśmy.

Każda z walk McGregora to spektakl przed, w trakcie i po walce. Conor wzbudza emocje, umie to robić i bawi się tym. Jest najlepszym "sprzedawcą emocji' i najlepszym sprzedawcą PPV w historii UFC a także najchętniej oglądanym zawodnikiem UFC o czym przekonało 20 tysięcy widzów w legendarnej hali w Nowym Jorku, którzy kupili biletów na 17,7 mln dolarów. Kolejne bariery padły dzięki Irlandczykowi.

Patrząc na pojedynek z Alvarezem nie trudno oprzeć się wrażeniu, iż McGregor po prostu hipnotyzuje nie tylko widzów, ale i swoich rywali. To co działo się z doświadczonym Eddie, wprost trudno zrozumieć. Bezradny jak dziecko w nowojorskiej aglomeracji, chyba nie do końca wiedział gdzie jest a od drugiej rundy czekał na wyrok jaki wykona na nim irlandzki kat. McGregor tak zaczarował Alvareza, że chyba żaden meksykański "el brujo" nie byłby w stanie przywołać go z innego prawdopodobnie równoległego wymiaru czasoprzestrzeni. Po prostu zadziałały tu jakieś celtyckie czary, bo Eddie zbierał na głowę wszystko co leciało w jego kierunku. Gdyby ktoś widelcem lub nożem rzucił w holu lub jadalni w hali w drugim kierunku to i tak prawdopodobnie przedmiot zakręciłby i uderzył Alvareza w głowę. Na szczęście robił to McGregor i dzięki temu Eddie tylko kilka razy w czasie 1,5 rundy poszedł na deski a w ostatniej akcji z ulgą położył się na podłodze i był szczęśliwy, iż sędzia zakończył ten bój.

Fakty są takie, że dziś Irlandczyk ma dwa pasy i ogromne pole manewru, plus furtkę, iż jak straci jeden to ma w zapasie drugi. W tym kontekście chociażby możliwy byłby pojedynek z Khabibem Nurmagomedovem, który pokazał niezwykłą moc tego wieczora deklasując Michaela Johnsona. Khabib po walce gadał coś jak potłuczony o wielkości rosyjskiego rynku gdzie żyje 150 mln ludzi a w Irlandii tylko 4,5, ale znając życie "Eagle" z podbitego niegdyś przez Rosję Dagestanu, nie sprzeda na siebie na 1/10 ilości PPV a emocji wzbudza tyle co kot napłakał i jest to tak możliwe jak mityczny Ronaldo stojący w jego narożniku podczas walki - co obiecywał jakiś czas temu. Niestety Ronaldo nie był widziany w Madison Square Garden a jeśli nawet byłby to kibicowałby Conorowi.

Znacznie realniejszy wydaje się pomysł walki z Tyronem Woodleyem, który już zaczął "nakręcać się" w trakcie wydarzeń przed tą galą. Byłby to "ruch do przodu" Irlandczyka i możliwość zdobycia trzeciego pasa w karierze co kiedyś deklarował. Kto mówi że "czarodziejowi z Dublina" się to nie uda? Patrząc na siedzącego na trybunach Woodleya po swojej dość słabej walce, gdy kręcił z niedowierzaniem głową widząc co wyczynia Conor z Alvarezem, nietrudno w to uwierzyć, że będzie sam kręcił nią po walce z McGregorem.

W każdym razie obecnie wiadomo, "Król jest jeden" ma dwa królestwa (czytaj pasy UFC) i wielki apetyt na trzeci. Władze UFC będą zapewne za tym, bo kto nie chce być świadkiem historycznego wydarzenia i zapłacić za to z 50 dolarów? Zapewne kilka milionów ludzi skusi się na to, bo jak pokazał Nowy Jork leżący u stóp UFC, warto było przyjść do hali by obejrzeć najlepszego "sprzedawcę emocji". czekamy na kolejne a niedowiarków być może przekona trzeci pas w rękach Conora.