Krzysztof Adamczyk zwycięża czyli z rzeźni do oktagonu MMA
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: wtorek, 01, listopad 2016
Niewielu polskich fanów MMA interesuje się zawodnikami mieszkającymi, trenującymi i walczącymi poza granicami kraju a szkoda, bo wielu z nich godnie reprezentuje nasz kraj i mimo ekstremalnie trudnych warunków potrafi wlać otuchę w serce, że "Polak potrafi". W Polsce o Krzysztofie Adamczyku (1-1) mieszkającym w maleńkim Lincoln odległym o 50 km od Nottingham wie niewielu, ale być może za jakiś czas to się zmieni.
Reprezentujący klub Lockdown MMA zawodnik to utytułowany były zapaśnik Śląska Wrocław, mający na koncie Mistrzostwo Polski juniorów, Międzynarodowe Mistrzostwo Polski, brązowy medal MP seniorów czy choćby występ na Mistrzostwa Europy w Albanii. Do MMA trafił trochę nietypowo.
"Mam 28 lat i zaczynałem swoją przygodę z MMA w Newark a do tej zabawy zachęcił mnie Marcin Wrzosek, "Polish Zombie" i to jemu zawdzięczam większość, bo przez 1,5 roku z nim trenowałem dzień w dzień i to on mnie nauczył podstaw. W Anglii jestem od 3 lat wcześniej trenowałem około 14 lat zapasy w Śląsku Wrocław między innymi z Damianem Janikowskim" - mówi o sobie, fighter, który nie miał łatwej drogi, bo po paru udanych amatorskich próbach stanął do walki zawodowej i na gali AFC, uległ po krwawej walce w połowie drugiej rundy Aidenowi Lee (2-1) w kwietniu tego roku.
Krzysztof postanowił wyciągnąć wnioski z tej lekcji i mimo ekstremalnie trudnej sytuacji zawodowej podszedł bardzo ambitnie i nade wszystko profesjonalnie. "Do walki starałem się przygotowywać profesjonalnie, ale na co dzień pracowałem w ubojni krów. To była jak dla mnie ciężka praca, codziennie wstawanie o 4 rano. Starałem się trenować mocno i nawet robiłem 2 treningi dziennie, jeden po drugim a czasami gdy przychodził weekend to dodatkowo jeszcze wieczorami biegałem.... Czasami po całym tygodniu byłem bardzo zmęczony pracą i treningami ale mówiłem sobie i przyjaciele mnie wspierali i mówili twój rywal nie odpoczywa itp.... Dosyć ciężko było mi się zebrać do robienia wagi, dawno tego nie robiłem a miałem 8 kg, ale ja się nigdy nie poddaje i dałem radę z i z wagą i z rywalem" - powiedział o tym co przeszedł do drugiej swojej walki z Martinem Sweeney'em z Apex MMA i uprzedzając fakty, wygranej w imponującym stylu.
Warto na moment się na moment zatrzymać w tym miejscu i wskazać wielu "zawodowcom" czekającym na "mannę z nieba" jak powinna czasem wyglądać determinacja do osiągnięcia nie od razu wielkiego sukcesu a pierwszego kroku na drodze do zawodowej kariery. Szczególnie do tych, którzy barwnie opisują jak to bez tony odżywek od sponsorów czy biletów do egzotycznych krajów nie są w stanie się przygotować odpowiednio. Mający przydomek "Spartacus", wrocławianin pokazuje, że można. W zasadzie chyba odpowiedni byłby tu nick Herkules lub Ursus by oddać to było opisane powyżej.
"To były najcięższe w moim życiu przygotowania, bardzo dużo się działo w moim życiu prywatnym i dosyć dużo problemów towarzyszyło mi, tylko nie liczni wiedzieli o tym. Emocje powoli już opadły i chciałem przede wszystkim podziękować trenerom Glenowi Wrightowi, Samowi Tweedowi, Andy' emu, Colanowi Formanowi, a także swoim wszystkim sparing partnerom i całemu zespołowi Lockdown MMA Lincoln oraz sponsorom, którzy mi pomagali i wspierali: Rehabilitacja Masaż Aleksandra Szeffer, Cryo Rs Fizjoterapia, Paterr Pater. Ale również poszczególnym osobom, które mi pomagały i wspierały mnie w trudnych i ciężkich chwilach: Marek Chojnowski, Dagmara Chojnowska, Sebastian Sroka, Marcin Bednarz, Grześ Walek, Paweł Ciecierski, Max Merritt, Paulina Półtorak,Piter, jestem bardzo wdzięczny im za pomoc, wsparcie mentalne i motywację. Również dziękuje wszystkim osobom, którzy przybyli osobiście na walkę i mnie dopingowali, ale także tym którzy trzymali mocno za mnie kciuki. To naprawdę bardzo dużo dla mnie znaczy i mi pomaga. Bez was nie osiągnąłbym tej wygranej. Nie jestem wstanie wszystkich tutaj wymienić. A naprawdę wierzcie mi lub nie ale jest bardzo ciężko wstać po przegranym dosyć mocno debiucie. Dziękuje wszystkim jeszcze raz i jestem bardzo wdzięczny. Teraz szykują się duże zmiany, nie wszyscy o nich wiedzą z czasem sami zobaczycie. Pozdrawiam serdecznie Spartacus Aaaaauuuuuu!" - napisał w podsumowaniu swojego sukcesu. Skromnie i dobitnie, by podkreślić, że każdy sukces ma wielu ojców i zawodnik jest tylko tym końcowym narzędziem prowadzącym do zwycięstwa. Mamy nadzieję, że nie ostatniego w karierze "Spartacusa" z Wrocławia stacjonującego na razie w Anglii ale nie zapominającego o swoim kraju.
W statystycznym podsumowaniu Krzysztof Adamczyk pokonał Anglika Martina Sweeneya przez poddanie (trójkątne duszenie rękami) w 2 rundzie, 2 minucie i 22 sekundzie walki podczas gali Almighty Fighting Championship (AFC 3), która odbyła się 29-go października w Leeds w Wielkiej Brytanii. Polak wyrównał rekord na trudnym brytyjskim rynku, gdzie nie jest łatwo wygrywać. Przekonał się o tym w pierwszym pojedynku, gdy miał przewagę i na moment stracił czujność. Tym razem nie popełnił błędu, a przy jego podejściu i determinacji trudno go będzie zepchnąć z drogi zwycięstw.
Podczas gali wystąpili także inni Polacy i w podobny sposób tyle, że amatorską swoją walkę zakończył Piotr Chmielecki (2-0) z klubu Ludus Magnus, dusząc w 2 minucie i 51 sekundzie Michaela Masona 2-1 z Gorilla Fight Team. W wadze do 74 kg Przemysław Borowiec (3-1) z Fight Ministry (na zdjęciu - przyp red.) pokonał Paddy Coyle z klubu Chikara poddając rywala duszeniem zza pleców w 1 rundzie. W bratobójczym pojedynku pochodzący z Tarnogrodu Dawid "Hellboy" Zań (7-2) z AVT Fight Team, pokonał po prawdziwej wojnie Bartłomieja Króla (4-1) z Apex MMA i na kolejnej gali AFC 4 w dniu 10-go grudnia w walce o pas wagi półśredniej zmierzy się z Anglikiem Johnny'm Brockelsbym.
Niestety po ciężkiej batalii walkę o amatorski pas wagi średniej przegrał klubowy kolega Adamczyka, Marcin Bednarz (2-1), który dopiero w czwartej rundzie uległ bardziej doświadczonemu Danowi Tempestowi (6-3). Jak widać "Polacy potrafią" na obczyźnie walczyć i nawet jeśli zdarzy im się przegrać to rywale muszą to okupić ciężkim bojem. Gratulujemy w imieniu naszych czytelników i czekamy na kolejne występy polskiej Polonii na Wyspach Brytyjskich. Będziemy o was pisać.
Reprezentujący klub Lockdown MMA zawodnik to utytułowany były zapaśnik Śląska Wrocław, mający na koncie Mistrzostwo Polski juniorów, Międzynarodowe Mistrzostwo Polski, brązowy medal MP seniorów czy choćby występ na Mistrzostwa Europy w Albanii. Do MMA trafił trochę nietypowo.
"Mam 28 lat i zaczynałem swoją przygodę z MMA w Newark a do tej zabawy zachęcił mnie Marcin Wrzosek, "Polish Zombie" i to jemu zawdzięczam większość, bo przez 1,5 roku z nim trenowałem dzień w dzień i to on mnie nauczył podstaw. W Anglii jestem od 3 lat wcześniej trenowałem około 14 lat zapasy w Śląsku Wrocław między innymi z Damianem Janikowskim" - mówi o sobie, fighter, który nie miał łatwej drogi, bo po paru udanych amatorskich próbach stanął do walki zawodowej i na gali AFC, uległ po krwawej walce w połowie drugiej rundy Aidenowi Lee (2-1) w kwietniu tego roku.
Krzysztof postanowił wyciągnąć wnioski z tej lekcji i mimo ekstremalnie trudnej sytuacji zawodowej podszedł bardzo ambitnie i nade wszystko profesjonalnie. "Do walki starałem się przygotowywać profesjonalnie, ale na co dzień pracowałem w ubojni krów. To była jak dla mnie ciężka praca, codziennie wstawanie o 4 rano. Starałem się trenować mocno i nawet robiłem 2 treningi dziennie, jeden po drugim a czasami gdy przychodził weekend to dodatkowo jeszcze wieczorami biegałem.... Czasami po całym tygodniu byłem bardzo zmęczony pracą i treningami ale mówiłem sobie i przyjaciele mnie wspierali i mówili twój rywal nie odpoczywa itp.... Dosyć ciężko było mi się zebrać do robienia wagi, dawno tego nie robiłem a miałem 8 kg, ale ja się nigdy nie poddaje i dałem radę z i z wagą i z rywalem" - powiedział o tym co przeszedł do drugiej swojej walki z Martinem Sweeney'em z Apex MMA i uprzedzając fakty, wygranej w imponującym stylu.
Warto na moment się na moment zatrzymać w tym miejscu i wskazać wielu "zawodowcom" czekającym na "mannę z nieba" jak powinna czasem wyglądać determinacja do osiągnięcia nie od razu wielkiego sukcesu a pierwszego kroku na drodze do zawodowej kariery. Szczególnie do tych, którzy barwnie opisują jak to bez tony odżywek od sponsorów czy biletów do egzotycznych krajów nie są w stanie się przygotować odpowiednio. Mający przydomek "Spartacus", wrocławianin pokazuje, że można. W zasadzie chyba odpowiedni byłby tu nick Herkules lub Ursus by oddać to było opisane powyżej.
"To były najcięższe w moim życiu przygotowania, bardzo dużo się działo w moim życiu prywatnym i dosyć dużo problemów towarzyszyło mi, tylko nie liczni wiedzieli o tym. Emocje powoli już opadły i chciałem przede wszystkim podziękować trenerom Glenowi Wrightowi, Samowi Tweedowi, Andy' emu, Colanowi Formanowi, a także swoim wszystkim sparing partnerom i całemu zespołowi Lockdown MMA Lincoln oraz sponsorom, którzy mi pomagali i wspierali: Rehabilitacja Masaż Aleksandra Szeffer, Cryo Rs Fizjoterapia, Paterr Pater. Ale również poszczególnym osobom, które mi pomagały i wspierały mnie w trudnych i ciężkich chwilach: Marek Chojnowski, Dagmara Chojnowska, Sebastian Sroka, Marcin Bednarz, Grześ Walek, Paweł Ciecierski, Max Merritt, Paulina Półtorak,Piter, jestem bardzo wdzięczny im za pomoc, wsparcie mentalne i motywację. Również dziękuje wszystkim osobom, którzy przybyli osobiście na walkę i mnie dopingowali, ale także tym którzy trzymali mocno za mnie kciuki. To naprawdę bardzo dużo dla mnie znaczy i mi pomaga. Bez was nie osiągnąłbym tej wygranej. Nie jestem wstanie wszystkich tutaj wymienić. A naprawdę wierzcie mi lub nie ale jest bardzo ciężko wstać po przegranym dosyć mocno debiucie. Dziękuje wszystkim jeszcze raz i jestem bardzo wdzięczny. Teraz szykują się duże zmiany, nie wszyscy o nich wiedzą z czasem sami zobaczycie. Pozdrawiam serdecznie Spartacus Aaaaauuuuuu!" - napisał w podsumowaniu swojego sukcesu. Skromnie i dobitnie, by podkreślić, że każdy sukces ma wielu ojców i zawodnik jest tylko tym końcowym narzędziem prowadzącym do zwycięstwa. Mamy nadzieję, że nie ostatniego w karierze "Spartacusa" z Wrocławia stacjonującego na razie w Anglii ale nie zapominającego o swoim kraju.
W statystycznym podsumowaniu Krzysztof Adamczyk pokonał Anglika Martina Sweeneya przez poddanie (trójkątne duszenie rękami) w 2 rundzie, 2 minucie i 22 sekundzie walki podczas gali Almighty Fighting Championship (AFC 3), która odbyła się 29-go października w Leeds w Wielkiej Brytanii. Polak wyrównał rekord na trudnym brytyjskim rynku, gdzie nie jest łatwo wygrywać. Przekonał się o tym w pierwszym pojedynku, gdy miał przewagę i na moment stracił czujność. Tym razem nie popełnił błędu, a przy jego podejściu i determinacji trudno go będzie zepchnąć z drogi zwycięstw.
Podczas gali wystąpili także inni Polacy i w podobny sposób tyle, że amatorską swoją walkę zakończył Piotr Chmielecki (2-0) z klubu Ludus Magnus, dusząc w 2 minucie i 51 sekundzie Michaela Masona 2-1 z Gorilla Fight Team. W wadze do 74 kg Przemysław Borowiec (3-1) z Fight Ministry (na zdjęciu - przyp red.) pokonał Paddy Coyle z klubu Chikara poddając rywala duszeniem zza pleców w 1 rundzie. W bratobójczym pojedynku pochodzący z Tarnogrodu Dawid "Hellboy" Zań (7-2) z AVT Fight Team, pokonał po prawdziwej wojnie Bartłomieja Króla (4-1) z Apex MMA i na kolejnej gali AFC 4 w dniu 10-go grudnia w walce o pas wagi półśredniej zmierzy się z Anglikiem Johnny'm Brockelsbym.
Niestety po ciężkiej batalii walkę o amatorski pas wagi średniej przegrał klubowy kolega Adamczyka, Marcin Bednarz (2-1), który dopiero w czwartej rundzie uległ bardziej doświadczonemu Danowi Tempestowi (6-3). Jak widać "Polacy potrafią" na obczyźnie walczyć i nawet jeśli zdarzy im się przegrać to rywale muszą to okupić ciężkim bojem. Gratulujemy w imieniu naszych czytelników i czekamy na kolejne występy polskiej Polonii na Wyspach Brytyjskich. Będziemy o was pisać.