free templates joomla

Kapitalny występ Jana Błachowicza na UFC Fight Night 127

Jan Błachowicz teamNajlepszy polski zawodnik MMA wagi półciężkiej Jan Błachowicz (22-7 MMA, 5-4 UFC) pokonał w rewanżowej walce Anglika Jimi'ego Manuwę (17-4 MMA, 6-4 UFC) podczas gali UFC Fight Night 127 Werdum vs Volkov. Gala odbyła się w sobotni wieczór 17-go marca w stolicy Wielkiej Brytanii, Londynie a Błachowicz wziął odwet za porażkę z kwietnia 2015 roku w Krakowie na UFC Fight Night 68.
 
To był wielki wieczór Polaka, który na oczas 16 tysięcy widzów w O2 Arena dał lekcję pokory i bólu ciemnoskóremu Anglikowi. Od początku walki widać było to co wiedzieliśmy już wcześniej i co jako nielicznym, dane było nam widzieć na treningach w WCA Fight Team Warszawa i na zajęciach w Gravitanie u Roberta Złotkowskiego.

Błachowicz świetnie boksował i tym zaskoczył "Poster Boya" już w pierwszej rundzie kiedy posłał go na deski a kolejne ciosy rozmontowały defensywę znacznie wyżej notowanego od Polaka, rywala. Anglik okazał się jednak twardy i dobrze przygotowany kondycyjnie, ale nie mial recepty na szybość bokserskich kombinacji i dobrą pracę nóg Błachowicza. Polak przewagę w pierwszym starciu dokumenttował próbą sprowadzenia i presją przy siatce. W drugim starciu Błachowicz utrzymywał wysokie tempo walki, świetnie funkcjonował lewy prosty i tylko raz nadział się na cios rywala, oraz kopnięcie na głowę, które nim wstrząsnęło. Anglik co najwyżej mógł zremisować tę rundę.

Trzecie starcie to popis lotności Polaka, bokserskich umiejętności, woli walki i końcowego sprowadzenia, które podkreśliło przewagę Błachowicza. Statystycznie Polak zadał dwukrotnie wiecej ciosów i ta "ogniowa zapora" nie dała szans na przedarcie się Anglika przez ciosy, który rozbijał bezlitośnie twarz angielskiego fightera. Błachowicz mądrze tym razem nie nadużywał kopnięć i był niemal w 100% skoncentrowany na obronie. Jedno rozcięcie w drugim starciu to cenia jaką warto było zapłacić za tak efektowny występ i zwycięstwo. Sędziowie nie mieli wątpliwości i dali 29-28, 29-28 i 30-27 - wszyscy dla Błachowicza.

Polak po tej wygranej nie tylko zrealizował osobistą zemstę, ale przede wszystkim wydłużył serię wygranych do trzech z rzędu i awansuje zapewne we wszystkich rankingach wagi półciężkiej (93 kg) na czołowe pozycje. Po cichu liczymy, że kolejne zwycięstwo przybliżyłoby go do walk o najwyższe cele. Jeszcze kilka miesięcy temu, wielu pukałoby się w głowę, gdyby ktoś brał Błachowicza na poważnie w tych kalkulacjach. Wręcz pewien trener, krytykował go i doradzał treningi z Krzysztofem Jotko w celu nauki... okopywania ud przy siatce. Na szczęście Błachowicz nie posłuchał tych światłych rad i robił swoje.

Tak ciężkich i sensownych przygotowań były mistrz KSW chyba nie miał w całej swojej karierze. Rzecz była w jakości a nie ilości. Nie do przecenienia była wartość sparingpartnerów i dobra atmosfera w WCA Fight Team w Warszawie. Zaprocentowały twarde wymiany z Arturem Szpilką, Danielem Omielańczukiem, Tomaszem Narkunem czy na ostatnim etapie choćby z potężnym Izuagbe Ugonohem. Sporo wniosła trwająca długi już czas współpraca z Robertem Złotkowskim, który umiał wydłużyć serie bokserskie i ustawić Błachowicza właściwie. Pojedynek pokazał to wszystko i wypada się cieszyć, że talent Janka wreszcie zaczyna się realizować na miarę oczekiwań polskich fanów, ale nie wybiegajmy zbyt daleko w przyszłość i po nacieszeniu się myślmy o kolejnym. Rywale nie będą wcale łatwiejsi, ale to już zajakiś czas się dowiemy. Na razie gratulacje dla zawodnika i trenera Roberta Jocza, który ponosił całą odpowiedzialność za przygotowania. Nie można o tym zapominać. Za kapitalną walkę obaj dostali po 50 tysięcy dolarów. To druga nagroda z rzędu w UFC Polaka po występie na UFC Fight Night 118 w Gdańsku.