Remis Deontaya ''The Bronze Bomber'' Wildera i Tysona ''Gypsy King'' Fury'ego w bokserskim hicie! Video
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: niedziela, 02, grudzień 2018
Ogromne bokserskie emocje tego weekendu skupiły się na pojedynku wagi ciężkiej mistrza WBC Deontaya “The Bronze Bomber” Wildera (40-0-1, 39 KOs) i byłego mistrza charyzmatycznego Tysona “Gypsy King” Fury'ego (27-0-1, 19 KOs), która w sobotnią noc z 1-go na 2-go grudnia trafiła do hali Staples Center w Los Angeles w Kalifornii (USA).
Co prawda nie było to mityczne Las Vegas, ale coraz więcej ważnych walk odbywa się poza "Mekką Hazardu" i ten pojedynek wypełnił halę do ostatniego miejsca, pokazując, że boks nie umarł i nadal na rynku sportów walki ma poczesne miejsce. Co prawda, żaden z nich nie jest Muhammedem Ali i Joe Frazierem, ale obaj skoncentrowali na sobie ogromne emocje (fani) i uwagę mediów (dziennikarze).
Pojedynek był ciekawy i bardzo ciekawy jak na możliwości Tysona Fury'ego, którego fajnie ogląda się...poza ringiem, ale w nim samym już niekoniecznie. No chyba, że ktoś lubi się nudzić i ma dużo cierpliwości. Tym razem jednak, trzeba przyznać było nieco lepiej z emocjami i Fury nie musiał brać mikrofonu i śpiewać po zakończeniu walki, by nieco umilić im pobyt i wynagrodzić wiejącą z ringu nudę.
Pojedynek zaczął się lepiej dla Fury'ego, ale już drugie starcie padło łupem Wildera potem z rundy na rundę wszystko zależało od interpretacji, ale generalnie bardziej doceniano cwaniactwo ringowe Tysona Fury, niż chaotyczne ataki z szerokimi i czytelnymi sierpami Wildera. Kiedy wydawało się, że oszukiwanie rywala przyniesie efekt, w 9 rundzie wyydłużenie seri ciosów w ataku posłało "Gypsy Kinga" z Anglii na deski pierwszy raz. Jak się okazało - nie ostatni tego wieczora. Od momentu nokdaunu zaczął klinczować, żeby przetrzymać ataki rywala. Wilder był nieskuteczny i szybko wytracił impet. Tu Fury sporo ugrał i przetrwał atakując w odwecie.
U wszystkich sędziów zgodnie wygrał 10 i 11 rundę. Do 12 wychodził jako niemal pewny zwycięzca walki. I tu czekała go niespodzianka, bo dwójkowa kombinacja ciosów (prawy - lewy sierp) dosłownie ścięła go z nóg na początku i jak to ma w zwyczaju, dramatycznie leżał długą chwilę, sprytnie czekając, aż błędnik wróci na właściwą pozycję. Tyson zaryzykował, bo sędzia mógł w tym momencie zakończyć walkę. Niemal bewne wydawało się, że nie wstanie, ale wstał i doszedł do siebie. To było niewiarygodne i wszystko rozegrało się w jakieś 15 do 18 sekund! Tyson zdołał ponownie przetrwać i ruszyć do przodu, a jak i się okazało nadrabiać straty.
Walka się zakończyła i czekano na zliczenie kart sędziowskich. Jasne było, że gdyby nie dwa nokdauny to zwycięzcą, byłby sprytny irlandzko - brytyjski zawodnik. Z niepewności widzów i zawodników wybawił sędzia podnosząc do góry dłonie obu zawodników! Sędziowie punktowali: 115-111 dla Wildera, 114-112 dla Fury'ego, i113-113 dla obu. Konsternacja była pełna, ale i wielu fanów poczuło ulgę. Natychmiast ruszyły dyskusje o rewanżu, ale obaj skoncentrowali się raczej na atakowaniu Anthony Joshua, bowiem obaj zabiegają o walkę z nim, bo do obecnych zarobków (4 i 3 mln $) mogliby dopisać jedno zero a to jest ważniejsze niż tytuły czy puste dywagacje.
Trzeba podkreślić po walce duży szacunek obu względem siebie, komplementowanie i dosłownie niesamowita rewerencja. Tyson Fury całujący kilkukrotnie dłonie Deontaya Wildera to niesamowity widok. Nie ma co się dziwić, bo poczuł ich moc i remis może traktować jako dar.
Co ta walka wnosi w skostniały obraz bokserskiego świata. Trudno powiedzieć, bo razczej niewiele ale obaj pokazali, że potrafią się szanować nawzajem i to coraz rzadsza sytuacja w bokserskim i nie tylko światku, gdzie każdy chce być kontrowersyjny. Poniezważ oni tym razem nie byli, to werdykt zrobił robotę za nich.
Co prawda nie było to mityczne Las Vegas, ale coraz więcej ważnych walk odbywa się poza "Mekką Hazardu" i ten pojedynek wypełnił halę do ostatniego miejsca, pokazując, że boks nie umarł i nadal na rynku sportów walki ma poczesne miejsce. Co prawda, żaden z nich nie jest Muhammedem Ali i Joe Frazierem, ale obaj skoncentrowali na sobie ogromne emocje (fani) i uwagę mediów (dziennikarze).
Pojedynek był ciekawy i bardzo ciekawy jak na możliwości Tysona Fury'ego, którego fajnie ogląda się...poza ringiem, ale w nim samym już niekoniecznie. No chyba, że ktoś lubi się nudzić i ma dużo cierpliwości. Tym razem jednak, trzeba przyznać było nieco lepiej z emocjami i Fury nie musiał brać mikrofonu i śpiewać po zakończeniu walki, by nieco umilić im pobyt i wynagrodzić wiejącą z ringu nudę.
Pojedynek zaczął się lepiej dla Fury'ego, ale już drugie starcie padło łupem Wildera potem z rundy na rundę wszystko zależało od interpretacji, ale generalnie bardziej doceniano cwaniactwo ringowe Tysona Fury, niż chaotyczne ataki z szerokimi i czytelnymi sierpami Wildera. Kiedy wydawało się, że oszukiwanie rywala przyniesie efekt, w 9 rundzie wyydłużenie seri ciosów w ataku posłało "Gypsy Kinga" z Anglii na deski pierwszy raz. Jak się okazało - nie ostatni tego wieczora. Od momentu nokdaunu zaczął klinczować, żeby przetrzymać ataki rywala. Wilder był nieskuteczny i szybko wytracił impet. Tu Fury sporo ugrał i przetrwał atakując w odwecie.
U wszystkich sędziów zgodnie wygrał 10 i 11 rundę. Do 12 wychodził jako niemal pewny zwycięzca walki. I tu czekała go niespodzianka, bo dwójkowa kombinacja ciosów (prawy - lewy sierp) dosłownie ścięła go z nóg na początku i jak to ma w zwyczaju, dramatycznie leżał długą chwilę, sprytnie czekając, aż błędnik wróci na właściwą pozycję. Tyson zaryzykował, bo sędzia mógł w tym momencie zakończyć walkę. Niemal bewne wydawało się, że nie wstanie, ale wstał i doszedł do siebie. To było niewiarygodne i wszystko rozegrało się w jakieś 15 do 18 sekund! Tyson zdołał ponownie przetrwać i ruszyć do przodu, a jak i się okazało nadrabiać straty.
Walka się zakończyła i czekano na zliczenie kart sędziowskich. Jasne było, że gdyby nie dwa nokdauny to zwycięzcą, byłby sprytny irlandzko - brytyjski zawodnik. Z niepewności widzów i zawodników wybawił sędzia podnosząc do góry dłonie obu zawodników! Sędziowie punktowali: 115-111 dla Wildera, 114-112 dla Fury'ego, i113-113 dla obu. Konsternacja była pełna, ale i wielu fanów poczuło ulgę. Natychmiast ruszyły dyskusje o rewanżu, ale obaj skoncentrowali się raczej na atakowaniu Anthony Joshua, bowiem obaj zabiegają o walkę z nim, bo do obecnych zarobków (4 i 3 mln $) mogliby dopisać jedno zero a to jest ważniejsze niż tytuły czy puste dywagacje.
Trzeba podkreślić po walce duży szacunek obu względem siebie, komplementowanie i dosłownie niesamowita rewerencja. Tyson Fury całujący kilkukrotnie dłonie Deontaya Wildera to niesamowity widok. Nie ma co się dziwić, bo poczuł ich moc i remis może traktować jako dar.
Co ta walka wnosi w skostniały obraz bokserskiego świata. Trudno powiedzieć, bo razczej niewiele ale obaj pokazali, że potrafią się szanować nawzajem i to coraz rzadsza sytuacja w bokserskim i nie tylko światku, gdzie każdy chce być kontrowersyjny. Poniezważ oni tym razem nie byli, to werdykt zrobił robotę za nich.