free templates joomla

FEN 12: Feel the Force we Wrocławiu - podsumowanie gali!

fot. Dawid Szulc / Paweł Najmowicz Wrocławska Hala Stulecia w dniu 20 maja 2016 roku była areną zmagań uczestników gali FEN 12: Feel the Force. Było to wyjątkowe wydarzenie w historii tej federacji, ponieważ przeprowadzono na nim aż trzy boje o pasy mistrzowskie. Każdy z nich rozgrzał publikę do czerwności, ale pozostałe walki również wywoływały generalnie pozytywne reakcje obserwatorów.

Zaczęło się jednak od bardzo krótkiej potyczki w formule K-1. Iwona Nieroda po niespełna minucie starcia z rumuńsko-węgierską zawodnikczką, Gabriellą Mezei, mogła już świętować sukces, drugi dla organizacji FEN. Reprezentantka Diamentu Pstrągowa trafiła przeciwniczkę kolanami na korpus, co doprowadziło do tego, iż Mezei nie była zdolna do kontynuowania.

W innym pojedynku undercardowym, po raz pierwszy w dziejach FEN w konfrontacji MMA bylliśmy świadkami rundy dodatkowej, Doszło do niej, gdy w klatkoringu mierzyli się Mateusz Głąb oraz Michał Miłek. Wrocławsko-lubińska batalia skończyła się triumfem zawodnika gospodarzy, który lepiej wytrzymał pod względem kondycyjnym.

Kartę wstępną zakończyła rywalizacja Jakuba Boczka z Mateuszem Strzelczykiem. Tym razem górą był przyjezdny w osobie Strzelczyka. Umiejętnie unikał prób sprowadzeń w wykonaniu wrocławianina, a przy tym wykorzystywał znaczącą przewagę zasięgu do punktowania akcjami stójkowymi.

Na otwarcie karty głównej natomiast otrzymaliśmy portywającą potyczkę K-1 między Kamilem Jenelem a Oskarem Staszczakiem. Pierwsza runda to mocne wymiany, w których nieco lepiej radził sobie Staszczak, do tej pory walczący zawodowo jedynie na zasadach Muay Thai. Od drugiej rundy jednak coraz mocniej zaczęła zaznaczać się przewaga Jenela, który potrafił przełamać defensywę krakowianina, przez co zmusił go do walki o przetrwanie. Jenel utrzymał mocne tempo do końca, dzięki czemu ten doświadczony kickboxer odniósł cenne zwycięstwo nad niezwykle przyszłościowym rywalem.

Następnie do klatkoringu weszli Michał Oleksiejczuk i Wojciech Janusz. Dla popularnego ''Kulkinio'' z Berserkers Team Szczecin był to kolejny, jak się okazało, trudny sprawdzian dla FEN, bo jego przeciwnik w większości przypadków dawał sobie radę z jego dążeniami do przeniesienia walki do parteru i potrafił zdobyć sobie na tyle dużą przewagę, iż sędziowie ogłosili jego wygraną.

Kolejne starcie było najbardziej jednostronnym podczas tej gali. Wracający po dwóch kolejnych niepowodzeniach Adam Golonkiewicz tym razem bez większych kłopotów poradził sobie z Elio Caiaffą. Fighter z Opola miał sytuację pod kontrolą od samego startu, kiedy to wysłał Albańczyka na deski, a następnie dominował nad nim w parterze. Swoją przewagę przypieczętował zastopowaniem oponenta uderzeniami młotkowymi.

Bardzo zaciętą walkę w formule K-1 dali Bartosz Muszyński i Piotr Rogosz. Trzy rundy mocnych wymian skłoniły słusznie sędziów do zarządzenia dodatkowej rundy. W tej dalej trwała naprawdę równa rywalizacja między czołowymi polskimi kickboxerami w limicie 81 kg, ale ostatecznie nieco wyżej panowie przy stołkach ocenili poczynania Muszyńskiego, dla którego to trzecia wiktoria dla FEN. Rogosz natomiast w czwartym pojedynku odnotował pierwsze niepowodzenie.

Oczekiwania wobec występu Pawła Pawlaka, byłego już zawodnika organizacji UFC, zostały ustawione na wysokim pułapie. Łodzianin jednak w starciu z Brazylijczykiem Igorem Fernandesem nie pokazał stu procent swoich możliwości, co doprowadziło do jego porażki. Przede wszystkim Fernandes zademonstrował większą agresję, to on szedł do przodu i zaliczał udane obalenia. Współpracujący ze słynnymi braćmi Nogueira fighter na pewno nie żałował tego, iż odbył daleką podróż z ''Kraju Kawy'' do Polski.

Tryptyk walk mistrzowskich rozpoczęła konfrontacja MMA o pas w wadze półciężkiej, w której spotkali się mający na swoim koncie cztery triumfy w FEN Marcin Zontek, a także trenujący w Londynie Przemysław Mysiala, debiutant w tej federacji. Obaj doświadczeni atleci zostawili na arenie wiele zdrowia. O ile jeszcze pierwsza runda, głównie ze względu na stawkę, miała badawczy charakter, o tyle już kolejne stały pod znakiem wysokiego poziomu intensywności. Druga runda mogła być również ostatnią, kiedy to Zontek wysłał przeciwnika na deski, lecz nie potrafił postawić ''kropki nad i''. Jak się miało później okazać, zemściło się to na Zontku, parającym się ponadto odpowiedzialną pracą strażaka.

Mysiala w tej samej rundzie doszedł do siebie i był w stanie ulokować kilka silnych uderzeń na głowie Zontka, kiedy obaj znajdowali się na ziemi. W kolejnych rundach wrażenie bardziej ofensywnie usposobionego sprawiał Zontek, a Mysiala zdawal się czaić i czekać na odpowiedni moment do ataku. Znalazł go w piątej rundzie, gdy sprowadził go do parteru. Dobrze czujący się tej płaszczyźnie Mysiala do końca szukał swojej szansy na skończenie Zontka przed czasem. Dokonał tego w, jak się wydawało, najmniej spodziewanym momencie, na dwie sekundy przed końcem pięciorundowej batalii! Założył mu duszenie zza pleców, Zontek odklepał tę technikę, a Przemysław Mysiala (nie Mysiała!) został pierwszym mistrzem FEN, którego ukoronowano w ostatni piątek w Hali Stulecia.

Drugim miał zostać ktoś z duetu Wojciech Wierzbicki lub Zakaria Baitar. Dwójka kickboxerów w limicie 77 kg dała stojący na wysokim poziomie technicznym bój, w którym obaj demonstrowali publiczności ładny dla oka, a przy tym twardy styl walki. Kombinacje, w których obaj łączyli uderzenia z kopnięciami czy kolanami, były stałym elementem tego widowiska. 15 minut rywalizacji między zawodnikiem ze Zgorzelca a mającym marokańskie korzenie Belgiem, ze względu na ich zaciętość na pewno nie było łatwe do punktowania dla sędziów, choć koniec końców podjęli jednomyślną decyzję, promującą Wojciecha Wierzbickiego na tymczasowego czempiona FEN. To kolejny cenny tytuł do jego kolekcji, po sięgnięciu i obronieniu pasa mistrza Europy federacji WAKO-Pro.

Na deser zostawiono starcie o tytuł w kategorii półśredniej, na zasadach MMA. Faworyt wrocławskich kibiców, Michał Michalski, mierzył się z Davy'm Gallonem z Francji. Przez trzy rudny bój ten układal się bardzo pomyślnie dla Michalskiego. Reprezentant Rio Grappling Wrocław głównie za sprawą swojej siły fizycznej potrafił zepchnąć Gallona do defensywy, a w trzeciej rundzie potężnie rozbijał go uderzeniami z góry. Jednak w czwartej rundzie stało się coś niezwykłego. Francuz sprawiał wrażenie zawodnika, który całkowicie wyrzucił ze swojej głowy poprzednie rundy i z zupełnie nowymi siłami ruszył do przodu. Odważna postawa Gallona została wynagrodzona, gdy po celnym ciosie na wątrobę Michalskiego, rozpoczął decydującą akcję. Nacierał gradem uderzeń, po których Polak rozpaczliwie bronił się już na ziemi, a sędzia po chwili zakończył walkę!

Publiczność po tym rozstrzygnięciu zamarła. Nic dziwnego, skoro nic nie zapowiadało takiego zwrotu sytuacji. Ten pojedynek jak mało który udowodnił, że w MMA obraz starcia może zmienić się w ułamku sekundy. Tej trudnej sztuki dokonał Davy Gallon, wierzący w siebie i swoje możliwości przez cały czas. Teraz na jego pas mistrzowski chrapkę ma liczna grupa wartościowych fighterów, zakontraktowanych w wadze półśredniej FEN, uchodzącej za najsilniej obsadzoną w tej federacji.

Poziom sportowy dwunastej gali Fight Exclusive Night trzeba uznać za wysoki. Nie brakowało też niespodzianek, co świadczy wyłącznie o tym, iż organizacja czerpie zawodników z jak najbardziej odpowiednich źródeł, nie ułatwiając nikomu zadania w klatkoringu. Oprawa audiowizualna eventu natomiast tworzyła odpowiednią otoczkę dla zmagań wojowników. Na kolejne, czego jesteśmy pewni, ekscytujące walki spod szyldu Fight Exclusive Night zapraszamy 13 sierpnia do Gdyni. Wówczas odbędzie się gala FEN 13: Summer Edition.

Zobacz także:
FEN 12 Feel the Force: wyniki!