Łabędzi śpiew boksu czyli o walce Kliczko vs Fury
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: poniedziałek, 30, listopad 2015
Dyskusja czy boks umarł czy nie nadal pozostaje otwarta. Jednak by potwierdzić agonię warto było obejrzeć sobotnią walkę o potrójne mistrzostwo świata WBA, WBO i IBF w wadze ciężkiej. Zmierzyli się w niej irlandzko-angielski zawodnik Tyson Fury (25-0, 18 KOs) będący pretendentem i do tego momentu aktualny czempion Władimir Kliczko (64-4, 54 KOs) z Ukrainy. Dla statystycznego obowiązku Fury pokonał Kliczko jednogłośną decyzją i przy punktacji: 115-112, 115-112, 116-111.
Na kuriozum zakrawa fakt, iż areną zmagań była wypełniona po brzegi i mogąca pomieścić 55 tysięcy widzów Espirit Arena w Dusseldorfie w Niemczech. Aż dziw bierze, że to także liczba nabitych w butelkę kibiców-frajerów chcących płacić za taką żenadę.
Szeroko reklamowana i przekładana walka, była chyba jednym z najbardziej żenujących widowisk jakie dostarczyła scena bokserska w ostatnim czasie. Wydawało się, że po ostatnim skandalu sędziowskim w walce Miguela Cotto i Saul 'Canelo' Alvareza nic gorszego boksu dopaść nie może w ciągu jednego tygodnia. Jednak byliśmy w błędzie a dowodem jest sobotnia walka w wadze ciężkiej.
Trudno się rozpisywać o pojedynku, w którym dwóch ponad dwumetrowych facetów razi nieporadnością, brakiem koordynacji, umiejętności bokserskich a nawet brakiem odwagi. Nie byłoby to rażące, gdyby był to freak fight dodany do jakichś normalnych walk, ale niestety była to walka wieczoru. Co więcej, największą atrakcją walki okazały się muzyczne talenta "nowego mistrza, który zdetronizował czempiona" a nie wokalne mocno żenujące wstawki.
Sumując, wielu bokserskich mistrzów przewraca się w grobie oglądając tę żenadę. Za mistrzami z lat , 60-tych, 70-tych czy 80/90-tych Władymir Kliczko i Tyson Fury, mogliby nosić torby do spółki. Niestety, jeden nosił trzy pasy, drugi nosi je od soboty a kibice dzięki prasie wierzą, że "taki jest boks" i co więcej wierzą, że jest to dobry boks. Paradoksalnie banda naiwniaków nie zmniejsza się a wręcz powiększa i tu winne są media, które wpierają wszystkim, że to "największe, najwspanialsze i najbardziej doniosłe wydarzenie" czyli g... w złotym papierku. No cóż, taki to znak czasu i zarazem "łabędzi śpiew" boksu, podobnie jak zawodzenie mistrza po walce, który ma siłę na śpiewanie po walce, ale nie zostawia na ringu wszystkiego co powinien zostawić mistrz. Zapewne nic sie nie zmieni w najbliższym i dalszym czasie, ale cóż..taki jest współczesny boks.
Na kuriozum zakrawa fakt, iż areną zmagań była wypełniona po brzegi i mogąca pomieścić 55 tysięcy widzów Espirit Arena w Dusseldorfie w Niemczech. Aż dziw bierze, że to także liczba nabitych w butelkę kibiców-frajerów chcących płacić za taką żenadę.
Szeroko reklamowana i przekładana walka, była chyba jednym z najbardziej żenujących widowisk jakie dostarczyła scena bokserska w ostatnim czasie. Wydawało się, że po ostatnim skandalu sędziowskim w walce Miguela Cotto i Saul 'Canelo' Alvareza nic gorszego boksu dopaść nie może w ciągu jednego tygodnia. Jednak byliśmy w błędzie a dowodem jest sobotnia walka w wadze ciężkiej.
Trudno się rozpisywać o pojedynku, w którym dwóch ponad dwumetrowych facetów razi nieporadnością, brakiem koordynacji, umiejętności bokserskich a nawet brakiem odwagi. Nie byłoby to rażące, gdyby był to freak fight dodany do jakichś normalnych walk, ale niestety była to walka wieczoru. Co więcej, największą atrakcją walki okazały się muzyczne talenta "nowego mistrza, który zdetronizował czempiona" a nie wokalne mocno żenujące wstawki.
Sumując, wielu bokserskich mistrzów przewraca się w grobie oglądając tę żenadę. Za mistrzami z lat , 60-tych, 70-tych czy 80/90-tych Władymir Kliczko i Tyson Fury, mogliby nosić torby do spółki. Niestety, jeden nosił trzy pasy, drugi nosi je od soboty a kibice dzięki prasie wierzą, że "taki jest boks" i co więcej wierzą, że jest to dobry boks. Paradoksalnie banda naiwniaków nie zmniejsza się a wręcz powiększa i tu winne są media, które wpierają wszystkim, że to "największe, najwspanialsze i najbardziej doniosłe wydarzenie" czyli g... w złotym papierku. No cóż, taki to znak czasu i zarazem "łabędzi śpiew" boksu, podobnie jak zawodzenie mistrza po walce, który ma siłę na śpiewanie po walce, ale nie zostawia na ringu wszystkiego co powinien zostawić mistrz. Zapewne nic sie nie zmieni w najbliższym i dalszym czasie, ale cóż..taki jest współczesny boks.