Anderson Silva i Nick Diaz na dopingu po gali UFC 183!
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: środa, 04, luty 2015
Niestety smutna wiadomość dla wszystkich fanów MMA nadeszła z USA, albowiem po gali UFC 183 "Silva vs Diaz", która odbyła się 31-go stycznia w hali MGM Grand Garden Arena w Las Vegas (USA) okazało się, iż Anderson Silva (34-6 MMA, 17-2 UFC) oraz Nick Diaz (26-10 MMA, 7-7 UFC) nie przeszli badań dopingowych!
Szczególnie miażdżący jest wg. raportu NSAC wynik testu byłego mistrza UFC i jednej z największych ikon MMA na świecie jakim jest 39-letni Brazylijczyk. W jego organizmie wstępne badanie wykryło metabolity środka nazywanego Drostanolone, który jest silnym jest silnym androgennym środkiem. Całą sytuacją zaszokowane są władze Ultimate Fighting Championship, które wydały specjalne oświadczenie.
Z kolei informacja o wykryciu metabolitów marihuany ponad dozwoloną granicę (150 nanogram - przyp. red.) u Nicka Diaza owszem jest newsem i ciekawostką, ale zgodnie z twain'owską zasadą można powiedzieć, że wiadomość byłaby wtedy, gdyby u Nicka nic nie wykryto. Mówiąc zaś poważnie Diaz od lat jest uzależniony od marihuany i jest fakt znany powszechnie a lista jego wpadek i przepychanek z władzami różnych stanów na temat poziomu dopuszczalności tego narkotyku w organizmie także ma bogatą kartę.
Sumując całe wydarzenie - nie wydaje się by w przypadku Silvy było jakiekolwiek wytłumaczenie tego faktu. Zapewne szybko padną argumenty o tym, iż musiał brać ze względu na szybki powrót do sportu i wysokie wymagania. To na pewno będzie główna linia obrony i jak najbardziej logiczna. Przy 18 wcześniejszych walkach Silva nie zanotował wpadki dopingowej, choć można dyskutować o wielu aspektach i jakości części tych badań. Teraz niestety nastąpił krach i kibice zaczną sobie zadawać słuszne pytania - czy w innych walkach też był na koksie?
Z kolei w przypadku Diaza, jest to już trzeci przypadek złapania go na paleniu marihuany i wypada zapytać dlaczego dopiero trzeci skoro Nick non stop pali jak przysłowiowy palacz z polskiego filmu "Miś".
UFC ma niewątpliwie problem i jest znacznie głębszy niż sądzi powszechnie opinia publiczna. MMA jest nie tylko skażone ale wręcz "zatrypione" dopingiem, by użyć lapidarnego zwrotu. Dotyczy to nie tylko największej światowej organizacji, ale Mieszanych Sztuk Walki jako takich. Do tej pory UFC wykazywało dość dziwną politykę w tej sprawie. Jeśli fighter wpadał i był pożyteczny dla organizacji broniono go do upadłego. Ostatni przykład Jona Jonesa czy wcześniejsze korowody z Alistairem Overeemem, Chaelem Sonnenem czy Vitorem Belfortem były zaskakujące i nie debatowano o ich wykluczeniu. Być może teraz nadejdzie właściwa pora, bo kolejne ikony spadają ze ściany słynnego "Hall of Fame" i to jeszcze za życia.
Szczególnie miażdżący jest wg. raportu NSAC wynik testu byłego mistrza UFC i jednej z największych ikon MMA na świecie jakim jest 39-letni Brazylijczyk. W jego organizmie wstępne badanie wykryło metabolity środka nazywanego Drostanolone, który jest silnym jest silnym androgennym środkiem. Całą sytuacją zaszokowane są władze Ultimate Fighting Championship, które wydały specjalne oświadczenie.
Z kolei informacja o wykryciu metabolitów marihuany ponad dozwoloną granicę (150 nanogram - przyp. red.) u Nicka Diaza owszem jest newsem i ciekawostką, ale zgodnie z twain'owską zasadą można powiedzieć, że wiadomość byłaby wtedy, gdyby u Nicka nic nie wykryto. Mówiąc zaś poważnie Diaz od lat jest uzależniony od marihuany i jest fakt znany powszechnie a lista jego wpadek i przepychanek z władzami różnych stanów na temat poziomu dopuszczalności tego narkotyku w organizmie także ma bogatą kartę.
Sumując całe wydarzenie - nie wydaje się by w przypadku Silvy było jakiekolwiek wytłumaczenie tego faktu. Zapewne szybko padną argumenty o tym, iż musiał brać ze względu na szybki powrót do sportu i wysokie wymagania. To na pewno będzie główna linia obrony i jak najbardziej logiczna. Przy 18 wcześniejszych walkach Silva nie zanotował wpadki dopingowej, choć można dyskutować o wielu aspektach i jakości części tych badań. Teraz niestety nastąpił krach i kibice zaczną sobie zadawać słuszne pytania - czy w innych walkach też był na koksie?
Z kolei w przypadku Diaza, jest to już trzeci przypadek złapania go na paleniu marihuany i wypada zapytać dlaczego dopiero trzeci skoro Nick non stop pali jak przysłowiowy palacz z polskiego filmu "Miś".
UFC ma niewątpliwie problem i jest znacznie głębszy niż sądzi powszechnie opinia publiczna. MMA jest nie tylko skażone ale wręcz "zatrypione" dopingiem, by użyć lapidarnego zwrotu. Dotyczy to nie tylko największej światowej organizacji, ale Mieszanych Sztuk Walki jako takich. Do tej pory UFC wykazywało dość dziwną politykę w tej sprawie. Jeśli fighter wpadał i był pożyteczny dla organizacji broniono go do upadłego. Ostatni przykład Jona Jonesa czy wcześniejsze korowody z Alistairem Overeemem, Chaelem Sonnenem czy Vitorem Belfortem były zaskakujące i nie debatowano o ich wykluczeniu. Być może teraz nadejdzie właściwa pora, bo kolejne ikony spadają ze ściany słynnego "Hall of Fame" i to jeszcze za życia.