Maciej Sulęcki znokautowany przez Diego Pacheco! Video
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: niedziela, 01, wrzesień 2024
Niestety nie udało się wygrać sobotniej walki 35-letniemu polskiemu pięściarzowi Maciejowi Sulęckiemu (32-3, 12 KO), który walczył podczas gali “War Grounds” organizowanej przez Matchroom Boxing z niepokonanym Amerykanienm Diego Pacheco (22-0 18 KO). Polak został znokautowany w szóstej rundzie walki w hali Dignity Health Sports Park w Carson w Kalifornii (USA).
Pojedynek dobrze zaczął się dobrze dla "Striczu", który na kartach punktowych prowadził po pierwszej rundzie. Amerykanin imponujący warunkami fizycznymi zaczął przyspieszać od drugiej rundy i zyskiwać przewagę. Miał wyraźniejsze ciosy. Dodatkowo wciągnął Sulęckiego w wymianę ciosów. Publika zrobiła hałas i dało się słyszeć polskich kibiców.
Usłyszał ich "Striczu" i podniesiony na duchu chciał im to wynagrodzić. Ruszył do wymian i to był początek końca. Mocna czwarta i piąta runda skończyła się wymianami, z których coraz bardziej zraniony był Polak. To był błąd, bo Sulęcki nie był w stanie pójść pół kroku bliżej i wydłużyć serii. Przy słabszych warunkach fizycznych i w wadze, która naturalnie nie jest przypisana Sulęckiemu, to było obłożone ryzykiem błędu. Wyczerpanie piątą rundą i ryzyko się nie opłaciło. Tym bardziej, że naprzeciw stał zawodnik z ponad 80% skutecznością nokautów a Maciej miał ledwie 37% kończonych przed czasem walk.
W szóstym starciu precyzyjny jak grom z jasnego nieba hak lewą ręką posłał Warszawiaka na deski. Od razu było widać, że to koniec, bo łapał on powietrze jak ryba ustami. Tzw. "liver shot" na wątrobę był piekielnie mocny i celny. Maciej nigdy w karierze nie dostał takiej bomby. Nie było co zbierać. Trzeci przegrany w karierze pojedynek będzie brzemienny w skutkach w odniesieniu do szans na wielkie walki. Nie ma się co czarować. Po drugie, rywale będą wiedzieć, gdzie jest pięta achillesowa Polaka.
Autor: Tomasz Majewski
Pojedynek dobrze zaczął się dobrze dla "Striczu", który na kartach punktowych prowadził po pierwszej rundzie. Amerykanin imponujący warunkami fizycznymi zaczął przyspieszać od drugiej rundy i zyskiwać przewagę. Miał wyraźniejsze ciosy. Dodatkowo wciągnął Sulęckiego w wymianę ciosów. Publika zrobiła hałas i dało się słyszeć polskich kibiców.
Usłyszał ich "Striczu" i podniesiony na duchu chciał im to wynagrodzić. Ruszył do wymian i to był początek końca. Mocna czwarta i piąta runda skończyła się wymianami, z których coraz bardziej zraniony był Polak. To był błąd, bo Sulęcki nie był w stanie pójść pół kroku bliżej i wydłużyć serii. Przy słabszych warunkach fizycznych i w wadze, która naturalnie nie jest przypisana Sulęckiemu, to było obłożone ryzykiem błędu. Wyczerpanie piątą rundą i ryzyko się nie opłaciło. Tym bardziej, że naprzeciw stał zawodnik z ponad 80% skutecznością nokautów a Maciej miał ledwie 37% kończonych przed czasem walk.
W szóstym starciu precyzyjny jak grom z jasnego nieba hak lewą ręką posłał Warszawiaka na deski. Od razu było widać, że to koniec, bo łapał on powietrze jak ryba ustami. Tzw. "liver shot" na wątrobę był piekielnie mocny i celny. Maciej nigdy w karierze nie dostał takiej bomby. Nie było co zbierać. Trzeci przegrany w karierze pojedynek będzie brzemienny w skutkach w odniesieniu do szans na wielkie walki. Nie ma się co czarować. Po drugie, rywale będą wiedzieć, gdzie jest pięta achillesowa Polaka.
Autor: Tomasz Majewski