Lena Tkhorevska i Łukasz Grochowski dla Fightsport.pl
- Kategoria: Wywiady
- Opublikowano: środa, 02, grudzień 2015
Lena Tkhorevska (3-1) i Łukasz Grochowski (7-6) to bez wątpienia najsłynniejsza para w polskim MMA. Zawodniczka i trener Dziki Wschód Biała Podlaska w rozmowie z naszym serwisem opowiadają o trudnej sztuce podążania przez życie z MMA oraz o kilku innych aspektach związanych z ich karierami. Polecamy!
Fightsport.pl: Powiedzcie jak w ogóle zaczęła się wasza znajomość, ponieważ słyszałem, że połączyła was mata?
Lena Tkhorevska: Gdy miałam siedem lat rodzice zapisali mnie na Aikido. Po około dziesięciu latach do naszej grupy dołączył Łukasz i właśnie w ten sposób się poznaliśmy.
FS: Niezbyt to urokliwe. (śmiech) Może Ty Łukasz zdradzisz coś więcej?
Łukasz Grochowski: Może ja powiem, jakie były pierwsze słowa Leny, które wypowiedziała do mnie. Nasz ówczesny sensei podszedł do niej i powiedział, że ma teraz ćwiczyć ze mną, pokazać mi kilka technik, generalnie pokazać nowemu o co w ogóle chodzi. Sensei puścił do mnie oko i powiedział, że załatwił mi dziewczynę, a Lena że nie chce ze mną ćwiczyć. To były pierwsze słowa, jakie wypowiedziała pod moim adresem. Później przez rok musiałem się za nią uganiać i w końcu zgodziła się ze mną chodzić.
FS: Obecnie już trenujecie ze sobą? (śmiech)
LT: Nie, co jest pokłosiem, czy nawet klątwą, tych pierwszych słów wypowiedzianych do Łukasza. Gdy ćwiczymy razem, to zawsze komuś się coś stanie. Nawet gdy robimy technikę, to zawsze jedno drugiemu zrobi krzywdę. (śmiech)
ŁG: Dokładnie. Ja nawet gdy byłem na końcu robienia wagi, to z nią nie sparowałem. Wolę się 50 min kulać z Pawłem Żelazowskim, niż jedną rundę z Leną. Dla mnie jest ona niewygodna, ponadto zawsze wychodzimy z kontuzjami z treningów, więc razem nie sparujemy.
FS: Z kim więc Lena sparujesz, skoro nie z trenerem?
LT: Mamy kilku chłopaków z niskich kategorii wagowych oraz dwie nowe dziewczyny, które przyszły do klubu, jedna trenowała kickboxing, a jedna walczyła nawet amatorsko w MMA. Trenuje dużo na przykład z Robertem Ptasińskim, młodym, obiecującym zawodnikiem. Ponadto jeżdżę do innych klubów, na przykład do Gracie Barra Łódź, na obozy kobiece.
FS: Właśnie, obozy treningowe dla kobiet. Jak Ci się sparuje z kobietami i czym różnią się sparingi z nimi, a mężczyznami?
LT: Jest inaczej, przede wszystkim, jeśli u nas w klubie chłopak waży 70 kg, to jest jednym z najlżejszych, a na obozie najcięższe zawodniczki tyle ważą. Ponadto siła jest inna. Chłopaki w klubie walczą ze mną mniej siłowo, ale dalej mają swoją, męską siłę. Ponadto dziewczyny są innego wzrostu, co również wpływa na jakość sparingów.
FS: Swego czasu Lena powiedziałaś w jednym z wywiadów, że jesteście specyficzną parą, bo zamiast oglądać filmy, oglądacie walki. Dalej tak jest?
LT: Tak, dalej oglądamy razem gale MMA i trzeba przyznać, że w takich sytuacjach Łukasz mówi o wiele więcej niż ja. Sporty walki to nasze życie, więc nie jest to absolutnie coś dziwnego.
ŁG: Ostatnio kupiliśmy duży telewizor i ostatnio oglądaliśmy film. (śmiech)
FS: Jak wygląda u was kwestia przygotowywania posiłków?
LT: Jeśli nie mamy zaplanowanych walk, czyli nie jesteśmy na diecie, to ja gotuję, albo jemy na mieście. Jak jedno z nas ma walkę, to nie ważne czy jest to Łukasz, czy ja to ja gotuje.
FS: Obecnie prowadzicie klub, jeden z najlepszych klubów w Polsce, Dziki Wschód Biała Podlaska i macie już wielkie sukcesy w szkoleniu zawodników. Jaki jest podział ról w tym klubie?
LT: Ja zajmuję się sprawami organizacyjnymi i administracyjnymi. Moje obowiązki polegają na pisaniu wniosków i oświadczeń, zbieraniu składek członkowskich i wszelkiej maści tzw. ‘robotą papierkową’ . Łukasz natomiast odpowiada za poziom sportowy naszych zawodników.
FS: Zdarzają wam się kłótnie w domu, które przenosicie na matę i odwrotnie?
ŁG: Oczywiście, jak każda para się kłócimy, jednak staramy się zostawiać swoje prywatne rzeczy w domu i nie przynosić ich do klubu. Zdarza się, że pokłócimy się w domu i później Lena ‘strzela fochy’ również podczas treningów. Jest to akurat bardzo trudne prowadzić swoją narzeczoną jako swoją zawodniczkę, która walczy zawodowo, wiem to z doświadczenia. Mogę powiedzieć, że więcej się nie zdecyduję na prowadzenie jakiejkolwiek kobiety w MMA. (śmiech)
LT: Łukasz ma to do siebie, że prowadzi zajęcia w iście koszarowej atmosferze. Nie szczędzi słów swoim zawodnikom, jednak to co działa na mężczyzn, niekoniecznie musi dobrze działać na kobiety. Tak jak powiedział Łukasz, nie jest to łatwe, gdy para odgrywa również rolę trenera i zawodnika. Dajemy sobie jednak jakoś z tym radę, czego najlepszym przykładem jest ten wywiad i nasz związek.
FS: Powiedzcie na jakie zajęcia można się zapisać w waszym klubie?
ŁG: Zacznijmy więc od najmłodszych. Mamy dwie grupy dziecięce, jedna grupa to początkujący adepci sztuk walki w wieku 5-12 lat, a druga to powyżej 12 lat czyli zaawansowana, z której dzieci trenują już kilka lat. Dorośli mogą trenować zarówno MMA jak i BJJ. Nasi zawodnicy, którzy trenują zawodowo ponadto jeżdżą do różnych klubów, by potrenować z miejscowymi zawodnikami. W ten sposób jeździ Kamil Łebkowski, który przed ostatnią walką był w Warszawskim Centrum Atletyki trenować z Anzorem Azhievem, Paweł Żelazowski do Gracie Barra Łódź czy Lena, która jeździ również do Gracie Barra trenować z Karoliną Kowalkiewicz czy z dziewczynami, które jadą tam na obozy.
FS: Wspomniałeś o Pawle Żelazowskim. Paweł walczył na letniej edycji Fight Exclusive Night w Kołobrzegu. Powiedz Łukasz, jak oceniasz ten pojedynek z perspektywy trenera?
ŁG: Jeśli chodzi o walkę, to plan był taki, że trzeba go znokautować. Po każdym treningu siadałem z Pawłem i wbijałem mu do głowy, że Piotrowski ma być znokautowany. Obstawiałem tylko, czy będzie to prawy sierpowy, czy lewy. Planem było nie dać się przewrócić, bo Artur jest posiadaczem czarnego pasa BJJ. Jak pokazała walka, niepotrzebnie baliśmy się parteru, gdyż Paweł jako niebieski pas dawał sobie radę w parterze z Arturem. Problemem były łuki brwiowe, które porozbijał na treningach i w walce był moment, że przeszła przez głowę myśl, że lekarz przerwie pojedynek. Samą współpracę z FEN oceniam pozytywnie, można się pokazać w otwartej telewizji, co jest bardzo ważne dla potencjalnych sponsorów.
FS: To może Lena zawalczyłaby dla FEN?
LT: Nic mi nie wiadomo na temat jakiejkolwiek mojej walki w FEN. (śmiech)
FS: No właśnie, nic nie wiadomo nie tylko w kontekście walk w FEN, ale Twoich walk w ogóle. Masz kontrakt z amerykańską XFC, miałaś dla nich walczyć, a nie walczysz. Dlaczego?
LT: Pod koniec marca miałam mieć walkę, gala została przełożona na dwa tygodnie, potem znów o dwa tygodnie i znowu. Byłam w gazie tak naprawdę trzy miesiące, nie dostałam żadnej walki, a byłam przygotowana na 100 procent w ciągu tego czasu. Zapis w kontrakcie mówił, że jeśli trzy miesiące nie otrzymam propozycji walki, to możemy rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron i tak też się stało. Mamy plany walki, są plany na galę w listopadzie w Warszawie, jednak na dzisiaj jest ta gala nie ogłoszona, więc nie chcę nic mówić na razie, mam nadzieję, że gdy ten numer trafi do kiosków będę miała zaplanowany pojedynek.
FS: Walczysz w mało popularnej kategorii wagowej, do 48 kg. Trudno jest znaleźć rywalkę w tej wadze. Czy to jest głównym powodem, dla którego nie walczysz?
LG: Jest problem ze znalezieniem rywalki. Mamy cztery kandydatki teraz do walki, jednak SA do kandydatki do walki w ustalonym limicie wagowym do 50-ciu kg. Nie przeszkadza nam to, bo Lena musi zawalczyć, gdyż miała dłuższą przerwę, głównie ze względu na czekanie na walkę w XFC i kontuzje rywalek w innych walkach. Miałam nadzieję, że w tej organizacji będę mogła walczyć, ale niestety nadzieja okazała się złudna. Na tą chwilę chciałabym zawalczyć gdziekolwiek, byle tylko stoczyć pojedynek.
FS: Lena masz dużo walk amatorskich, jesteś zdecydowanie najlepszą kobietą, jaka pojawiła się w organizacji ALMMA. Przegrałaś jakąś walkę amatorską?
LT: Przegrałam z Basią Nalepką w wyższej kategorii wagowej i to była jedyna porażka w amatorskim MMA. Walczyłam z nią wtedy, bo nie miałam rywalek w swojej kategorii wagowej. Z tego co pamiętam wygrałam 10 walk na zasadach ALMMA.
FS: W swoim zawodowym rekordzie masz trzy wygrane i jedną porażkę, przegrałaś ze Szwedką, Iman Darabi. Powiedz, co zawiodło w tej walce, że to ona wyszła z niej zwycięsko?
LT: Kilka rzeczy nie zagrało, które dostrzegliśmy i poprawiliśmy. Słabo byłą przygotowana kondycyjnie do tej walki. Ponadto wydaje mi się, że źle ładowałam węglowodany, gdyż w ostatnim tygodniu jadłam same tłuszcze i białko. To mogło być powodem, ale uczę się na swoich błędach, idę do przodu i wiem, że po raz kolejny tego samego błędu. Jeśli dostaliśmy jakąś ofertę walki, to nigdy nie odmówiliśmy, po prostu oglądaliśmy walki i Łukasz mówił mi jak mamy wygrywać takie walki.
ŁG: Nie jestem przede wszystkim zwolennikiem nabijania rekordów. Sam nie jestem jakimś wybitnym zawodnikiem, ale nie walczyłem również z jakimiś ogórkami. Do każdej walki wychodziłem z przeciwnikiem, który coś znaczył i reprezentował jakiś poziom. Chcę po prostu tym pokazać, że mogę się przygotować do walki jako trener, że nie jest to nic trudnego. Nie miałem nigdy ambicji być jakąś wielką gwiazdą światowego MMA, ale chciałem walczyć. Moi zawodnicy nie walczą z ogórkami, nie nabijają bezsensownie rekordów.
FS: Łukasz jesteś swego rodzaju ewenementem w polskim świecie MMA, bowiem zawodowo walczyłeś w trzech kategoriach wagowych, a miałeś zaplanowaną jeszcze walkę w czwartej. Powiedz, jak tego dokonałeś?
ŁG: Tak, miałem walczyć w czwartej kategorii wagowej, wcześniej walczyłem w trzech wagach. Miałem zaplanowaną walkę w limicie wagi koguciej, czyli do 61 kg i gdy zaczynałem zbijać wagę, to ważyłem 78 kg. Swego czasu wystąpiłem w turnieju organizacji 3F i wtedy w trzy tygodnie zgubiłem 14 kg. Podstawą jest dieta oraz ciężkie treningi. Gdy zaczynałem robić wagę, to współpracowałem z Jakubem Mauriczem i dzięki jego wskazówkom wszystko oprócz wagi wzrastało: siła, wytrzymałość. Byłem szybki, silny, trenowałem dwa – trzy razy dziennie i powiem Ci, że w wadze koguciej miałbym przewagę siły nad swoimi przeciwnikami jeszcze większą, niż w wadze piórkowej. Jeśli chodzi o typowe zbijanie wagi z wody, to najwięcej ‘wypociłem’ 6,5 kg. Na turnieju 3F wniosłem na wagę 66,5 kg. W dniu walki ważyłem 75 kg, a w niedzielę już 80,5 kg. Ja lubię robić wagę z wody. Uwielbiam mentalne wyzwania. Siedzisz w saunie, męczysz się, ale nie możesz się poddać, tylko zrobić tą wagę. Mnie nikt nie zamyka na siłę w saunie, nikt nie blokuje mi drzwi do niej. Moi zawodnicy różnie robią wagę. Paweł Żelazowski lubi robić wagę, natomiast Kamil Łebkowski wręcz nienawidzi być na diecie. Paweł natomiast ostatnio przed FEN chodził i mówił, że czuje się za dobrze i coś musi być nie tak. Taki już los trenera, że musi słuchać narzekań zawodników. Wracając do współpracy z Jakubem Mauriczem, to spotkaliśmy się w Białej Podlaskiej, bo miał tutaj szkolenie. Rozpisał mi dietę i ćwiczenia, cały czas byliśmy w kontakcie telefonicznym i mailowym, często do niego dzwoniłem z pytaniami, ale rezultaty tych konsultacji przechodziły moje najśmielsze oczekiwania.
FS: Lena, a jak Ty przechodzisz zbijanie wagi?
LT: Ja wolę zbijać wagę z diety. Wolę zaczynać wcześniej, niż później męczyć się w saunie. Tylko raz walczyłam w kategorii do 48 kg i wtedy musiałam zbijać wagę na pojedynek o pas PLMMA.
FS: Teraz znalazłeś się w trudnym dla sportowca punkcie, bowiem Twoją karierę przerwała kontuzja. Podobno ciągnie się ona za Tobą już kilka lat…
ŁG: Dokładnie od ośmiu i dowiedziałem się dopiero niedawno, że jest to tak poważna kontuzja. Mam problem z uciskiem kręgu na nerw, przez co w każdej chwili mogę mieć atak paraliżu. Miałem nawet atak na walce, gdy zmierzyłem się z Arbim Shamaevem w Bieżuniu. Tam poszedł cios, który nie był silny i nagle upadłem na matę. Zaraz jednak Arbi do mnie doskoczył, ja próbowałem dojść do dźwigni skrętowej. Po upadku od razu odzyskałem władność we wszystkich kończynach i mogłem dalej walczyć. Sędzia Marian Ziółkowski uznał jednak, że po ciosie w czoło i klatkę piersiową, musi przerwać walkę i tak oto pojedynek przegrałem. Teraz czeka mnie operacja, lekarz powiedział, że będzie mi trudno wrócić do zawodowego MMA, ale nie wykluczył takiego powrotu. Możliwe, że zacznę więcej startować na zawodach BJJ, ale najpierw jednak zaleczę tą kontuzję.
FS: Wróćmy jednak do aspektów sportowych waszych karier. Oboje walczyliście na galach PLMMA, które obecnie są uznawane za duże widowiska sportowe na poziomie krajowym. Jak wspominacie tamte walki i rozwój samej organizacji?
ŁG: Ogólnie jest to bardzo dobry projekt, który pozwala się rozwijać młodym zawodnikom, którzy gdyby nie PLMMA nie mogliby tyle walczyć, albo nawet wcale. Projekt został wymyślony bardzo mądrze.
FS: Słyszałem, że się przeprowadzacie z klubem. To prawda?
ŁG: Tak, mamy takie plany, mam nadzieję, że do końca roku te plany staną się rzeczywistością. Mam jeszcze kilka spotkań na ten temat. Wiele się pozmienia na pewno. Teraz mamy 120 metrów maty plus 30 metrów siłowni. Teraz będziemy mieli ponad 120 metrów maty, klatkę. Generalnie będzie to świetnie wyposażony klub sprzyjający rozwojowi walczących zawodowo fighterów. Współpracuję ponadto z Arkiem Kruczkiem z Cross Krucza, który pomaga naszym zawodnikom w budowaniu wytrzymałości siłowej.
Fightsport.pl: Powiedzcie jak w ogóle zaczęła się wasza znajomość, ponieważ słyszałem, że połączyła was mata?
Lena Tkhorevska: Gdy miałam siedem lat rodzice zapisali mnie na Aikido. Po około dziesięciu latach do naszej grupy dołączył Łukasz i właśnie w ten sposób się poznaliśmy.
FS: Niezbyt to urokliwe. (śmiech) Może Ty Łukasz zdradzisz coś więcej?
Łukasz Grochowski: Może ja powiem, jakie były pierwsze słowa Leny, które wypowiedziała do mnie. Nasz ówczesny sensei podszedł do niej i powiedział, że ma teraz ćwiczyć ze mną, pokazać mi kilka technik, generalnie pokazać nowemu o co w ogóle chodzi. Sensei puścił do mnie oko i powiedział, że załatwił mi dziewczynę, a Lena że nie chce ze mną ćwiczyć. To były pierwsze słowa, jakie wypowiedziała pod moim adresem. Później przez rok musiałem się za nią uganiać i w końcu zgodziła się ze mną chodzić.
FS: Obecnie już trenujecie ze sobą? (śmiech)
LT: Nie, co jest pokłosiem, czy nawet klątwą, tych pierwszych słów wypowiedzianych do Łukasza. Gdy ćwiczymy razem, to zawsze komuś się coś stanie. Nawet gdy robimy technikę, to zawsze jedno drugiemu zrobi krzywdę. (śmiech)
ŁG: Dokładnie. Ja nawet gdy byłem na końcu robienia wagi, to z nią nie sparowałem. Wolę się 50 min kulać z Pawłem Żelazowskim, niż jedną rundę z Leną. Dla mnie jest ona niewygodna, ponadto zawsze wychodzimy z kontuzjami z treningów, więc razem nie sparujemy.
FS: Z kim więc Lena sparujesz, skoro nie z trenerem?
LT: Mamy kilku chłopaków z niskich kategorii wagowych oraz dwie nowe dziewczyny, które przyszły do klubu, jedna trenowała kickboxing, a jedna walczyła nawet amatorsko w MMA. Trenuje dużo na przykład z Robertem Ptasińskim, młodym, obiecującym zawodnikiem. Ponadto jeżdżę do innych klubów, na przykład do Gracie Barra Łódź, na obozy kobiece.
FS: Właśnie, obozy treningowe dla kobiet. Jak Ci się sparuje z kobietami i czym różnią się sparingi z nimi, a mężczyznami?
LT: Jest inaczej, przede wszystkim, jeśli u nas w klubie chłopak waży 70 kg, to jest jednym z najlżejszych, a na obozie najcięższe zawodniczki tyle ważą. Ponadto siła jest inna. Chłopaki w klubie walczą ze mną mniej siłowo, ale dalej mają swoją, męską siłę. Ponadto dziewczyny są innego wzrostu, co również wpływa na jakość sparingów.
FS: Swego czasu Lena powiedziałaś w jednym z wywiadów, że jesteście specyficzną parą, bo zamiast oglądać filmy, oglądacie walki. Dalej tak jest?
LT: Tak, dalej oglądamy razem gale MMA i trzeba przyznać, że w takich sytuacjach Łukasz mówi o wiele więcej niż ja. Sporty walki to nasze życie, więc nie jest to absolutnie coś dziwnego.
ŁG: Ostatnio kupiliśmy duży telewizor i ostatnio oglądaliśmy film. (śmiech)
FS: Jak wygląda u was kwestia przygotowywania posiłków?
LT: Jeśli nie mamy zaplanowanych walk, czyli nie jesteśmy na diecie, to ja gotuję, albo jemy na mieście. Jak jedno z nas ma walkę, to nie ważne czy jest to Łukasz, czy ja to ja gotuje.
FS: Obecnie prowadzicie klub, jeden z najlepszych klubów w Polsce, Dziki Wschód Biała Podlaska i macie już wielkie sukcesy w szkoleniu zawodników. Jaki jest podział ról w tym klubie?
LT: Ja zajmuję się sprawami organizacyjnymi i administracyjnymi. Moje obowiązki polegają na pisaniu wniosków i oświadczeń, zbieraniu składek członkowskich i wszelkiej maści tzw. ‘robotą papierkową’ . Łukasz natomiast odpowiada za poziom sportowy naszych zawodników.
FS: Zdarzają wam się kłótnie w domu, które przenosicie na matę i odwrotnie?
ŁG: Oczywiście, jak każda para się kłócimy, jednak staramy się zostawiać swoje prywatne rzeczy w domu i nie przynosić ich do klubu. Zdarza się, że pokłócimy się w domu i później Lena ‘strzela fochy’ również podczas treningów. Jest to akurat bardzo trudne prowadzić swoją narzeczoną jako swoją zawodniczkę, która walczy zawodowo, wiem to z doświadczenia. Mogę powiedzieć, że więcej się nie zdecyduję na prowadzenie jakiejkolwiek kobiety w MMA. (śmiech)
LT: Łukasz ma to do siebie, że prowadzi zajęcia w iście koszarowej atmosferze. Nie szczędzi słów swoim zawodnikom, jednak to co działa na mężczyzn, niekoniecznie musi dobrze działać na kobiety. Tak jak powiedział Łukasz, nie jest to łatwe, gdy para odgrywa również rolę trenera i zawodnika. Dajemy sobie jednak jakoś z tym radę, czego najlepszym przykładem jest ten wywiad i nasz związek.
FS: Powiedzcie na jakie zajęcia można się zapisać w waszym klubie?
ŁG: Zacznijmy więc od najmłodszych. Mamy dwie grupy dziecięce, jedna grupa to początkujący adepci sztuk walki w wieku 5-12 lat, a druga to powyżej 12 lat czyli zaawansowana, z której dzieci trenują już kilka lat. Dorośli mogą trenować zarówno MMA jak i BJJ. Nasi zawodnicy, którzy trenują zawodowo ponadto jeżdżą do różnych klubów, by potrenować z miejscowymi zawodnikami. W ten sposób jeździ Kamil Łebkowski, który przed ostatnią walką był w Warszawskim Centrum Atletyki trenować z Anzorem Azhievem, Paweł Żelazowski do Gracie Barra Łódź czy Lena, która jeździ również do Gracie Barra trenować z Karoliną Kowalkiewicz czy z dziewczynami, które jadą tam na obozy.
FS: Wspomniałeś o Pawle Żelazowskim. Paweł walczył na letniej edycji Fight Exclusive Night w Kołobrzegu. Powiedz Łukasz, jak oceniasz ten pojedynek z perspektywy trenera?
ŁG: Jeśli chodzi o walkę, to plan był taki, że trzeba go znokautować. Po każdym treningu siadałem z Pawłem i wbijałem mu do głowy, że Piotrowski ma być znokautowany. Obstawiałem tylko, czy będzie to prawy sierpowy, czy lewy. Planem było nie dać się przewrócić, bo Artur jest posiadaczem czarnego pasa BJJ. Jak pokazała walka, niepotrzebnie baliśmy się parteru, gdyż Paweł jako niebieski pas dawał sobie radę w parterze z Arturem. Problemem były łuki brwiowe, które porozbijał na treningach i w walce był moment, że przeszła przez głowę myśl, że lekarz przerwie pojedynek. Samą współpracę z FEN oceniam pozytywnie, można się pokazać w otwartej telewizji, co jest bardzo ważne dla potencjalnych sponsorów.
FS: To może Lena zawalczyłaby dla FEN?
LT: Nic mi nie wiadomo na temat jakiejkolwiek mojej walki w FEN. (śmiech)
FS: No właśnie, nic nie wiadomo nie tylko w kontekście walk w FEN, ale Twoich walk w ogóle. Masz kontrakt z amerykańską XFC, miałaś dla nich walczyć, a nie walczysz. Dlaczego?
LT: Pod koniec marca miałam mieć walkę, gala została przełożona na dwa tygodnie, potem znów o dwa tygodnie i znowu. Byłam w gazie tak naprawdę trzy miesiące, nie dostałam żadnej walki, a byłam przygotowana na 100 procent w ciągu tego czasu. Zapis w kontrakcie mówił, że jeśli trzy miesiące nie otrzymam propozycji walki, to możemy rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron i tak też się stało. Mamy plany walki, są plany na galę w listopadzie w Warszawie, jednak na dzisiaj jest ta gala nie ogłoszona, więc nie chcę nic mówić na razie, mam nadzieję, że gdy ten numer trafi do kiosków będę miała zaplanowany pojedynek.
FS: Walczysz w mało popularnej kategorii wagowej, do 48 kg. Trudno jest znaleźć rywalkę w tej wadze. Czy to jest głównym powodem, dla którego nie walczysz?
LG: Jest problem ze znalezieniem rywalki. Mamy cztery kandydatki teraz do walki, jednak SA do kandydatki do walki w ustalonym limicie wagowym do 50-ciu kg. Nie przeszkadza nam to, bo Lena musi zawalczyć, gdyż miała dłuższą przerwę, głównie ze względu na czekanie na walkę w XFC i kontuzje rywalek w innych walkach. Miałam nadzieję, że w tej organizacji będę mogła walczyć, ale niestety nadzieja okazała się złudna. Na tą chwilę chciałabym zawalczyć gdziekolwiek, byle tylko stoczyć pojedynek.
FS: Lena masz dużo walk amatorskich, jesteś zdecydowanie najlepszą kobietą, jaka pojawiła się w organizacji ALMMA. Przegrałaś jakąś walkę amatorską?
LT: Przegrałam z Basią Nalepką w wyższej kategorii wagowej i to była jedyna porażka w amatorskim MMA. Walczyłam z nią wtedy, bo nie miałam rywalek w swojej kategorii wagowej. Z tego co pamiętam wygrałam 10 walk na zasadach ALMMA.
FS: W swoim zawodowym rekordzie masz trzy wygrane i jedną porażkę, przegrałaś ze Szwedką, Iman Darabi. Powiedz, co zawiodło w tej walce, że to ona wyszła z niej zwycięsko?
LT: Kilka rzeczy nie zagrało, które dostrzegliśmy i poprawiliśmy. Słabo byłą przygotowana kondycyjnie do tej walki. Ponadto wydaje mi się, że źle ładowałam węglowodany, gdyż w ostatnim tygodniu jadłam same tłuszcze i białko. To mogło być powodem, ale uczę się na swoich błędach, idę do przodu i wiem, że po raz kolejny tego samego błędu. Jeśli dostaliśmy jakąś ofertę walki, to nigdy nie odmówiliśmy, po prostu oglądaliśmy walki i Łukasz mówił mi jak mamy wygrywać takie walki.
ŁG: Nie jestem przede wszystkim zwolennikiem nabijania rekordów. Sam nie jestem jakimś wybitnym zawodnikiem, ale nie walczyłem również z jakimiś ogórkami. Do każdej walki wychodziłem z przeciwnikiem, który coś znaczył i reprezentował jakiś poziom. Chcę po prostu tym pokazać, że mogę się przygotować do walki jako trener, że nie jest to nic trudnego. Nie miałem nigdy ambicji być jakąś wielką gwiazdą światowego MMA, ale chciałem walczyć. Moi zawodnicy nie walczą z ogórkami, nie nabijają bezsensownie rekordów.
FS: Łukasz jesteś swego rodzaju ewenementem w polskim świecie MMA, bowiem zawodowo walczyłeś w trzech kategoriach wagowych, a miałeś zaplanowaną jeszcze walkę w czwartej. Powiedz, jak tego dokonałeś?
ŁG: Tak, miałem walczyć w czwartej kategorii wagowej, wcześniej walczyłem w trzech wagach. Miałem zaplanowaną walkę w limicie wagi koguciej, czyli do 61 kg i gdy zaczynałem zbijać wagę, to ważyłem 78 kg. Swego czasu wystąpiłem w turnieju organizacji 3F i wtedy w trzy tygodnie zgubiłem 14 kg. Podstawą jest dieta oraz ciężkie treningi. Gdy zaczynałem robić wagę, to współpracowałem z Jakubem Mauriczem i dzięki jego wskazówkom wszystko oprócz wagi wzrastało: siła, wytrzymałość. Byłem szybki, silny, trenowałem dwa – trzy razy dziennie i powiem Ci, że w wadze koguciej miałbym przewagę siły nad swoimi przeciwnikami jeszcze większą, niż w wadze piórkowej. Jeśli chodzi o typowe zbijanie wagi z wody, to najwięcej ‘wypociłem’ 6,5 kg. Na turnieju 3F wniosłem na wagę 66,5 kg. W dniu walki ważyłem 75 kg, a w niedzielę już 80,5 kg. Ja lubię robić wagę z wody. Uwielbiam mentalne wyzwania. Siedzisz w saunie, męczysz się, ale nie możesz się poddać, tylko zrobić tą wagę. Mnie nikt nie zamyka na siłę w saunie, nikt nie blokuje mi drzwi do niej. Moi zawodnicy różnie robią wagę. Paweł Żelazowski lubi robić wagę, natomiast Kamil Łebkowski wręcz nienawidzi być na diecie. Paweł natomiast ostatnio przed FEN chodził i mówił, że czuje się za dobrze i coś musi być nie tak. Taki już los trenera, że musi słuchać narzekań zawodników. Wracając do współpracy z Jakubem Mauriczem, to spotkaliśmy się w Białej Podlaskiej, bo miał tutaj szkolenie. Rozpisał mi dietę i ćwiczenia, cały czas byliśmy w kontakcie telefonicznym i mailowym, często do niego dzwoniłem z pytaniami, ale rezultaty tych konsultacji przechodziły moje najśmielsze oczekiwania.
FS: Lena, a jak Ty przechodzisz zbijanie wagi?
LT: Ja wolę zbijać wagę z diety. Wolę zaczynać wcześniej, niż później męczyć się w saunie. Tylko raz walczyłam w kategorii do 48 kg i wtedy musiałam zbijać wagę na pojedynek o pas PLMMA.
FS: Teraz znalazłeś się w trudnym dla sportowca punkcie, bowiem Twoją karierę przerwała kontuzja. Podobno ciągnie się ona za Tobą już kilka lat…
ŁG: Dokładnie od ośmiu i dowiedziałem się dopiero niedawno, że jest to tak poważna kontuzja. Mam problem z uciskiem kręgu na nerw, przez co w każdej chwili mogę mieć atak paraliżu. Miałem nawet atak na walce, gdy zmierzyłem się z Arbim Shamaevem w Bieżuniu. Tam poszedł cios, który nie był silny i nagle upadłem na matę. Zaraz jednak Arbi do mnie doskoczył, ja próbowałem dojść do dźwigni skrętowej. Po upadku od razu odzyskałem władność we wszystkich kończynach i mogłem dalej walczyć. Sędzia Marian Ziółkowski uznał jednak, że po ciosie w czoło i klatkę piersiową, musi przerwać walkę i tak oto pojedynek przegrałem. Teraz czeka mnie operacja, lekarz powiedział, że będzie mi trudno wrócić do zawodowego MMA, ale nie wykluczył takiego powrotu. Możliwe, że zacznę więcej startować na zawodach BJJ, ale najpierw jednak zaleczę tą kontuzję.
FS: Wróćmy jednak do aspektów sportowych waszych karier. Oboje walczyliście na galach PLMMA, które obecnie są uznawane za duże widowiska sportowe na poziomie krajowym. Jak wspominacie tamte walki i rozwój samej organizacji?
ŁG: Ogólnie jest to bardzo dobry projekt, który pozwala się rozwijać młodym zawodnikom, którzy gdyby nie PLMMA nie mogliby tyle walczyć, albo nawet wcale. Projekt został wymyślony bardzo mądrze.
FS: Słyszałem, że się przeprowadzacie z klubem. To prawda?
ŁG: Tak, mamy takie plany, mam nadzieję, że do końca roku te plany staną się rzeczywistością. Mam jeszcze kilka spotkań na ten temat. Wiele się pozmienia na pewno. Teraz mamy 120 metrów maty plus 30 metrów siłowni. Teraz będziemy mieli ponad 120 metrów maty, klatkę. Generalnie będzie to świetnie wyposażony klub sprzyjający rozwojowi walczących zawodowo fighterów. Współpracuję ponadto z Arkiem Kruczkiem z Cross Krucza, który pomaga naszym zawodnikom w budowaniu wytrzymałości siłowej.