Tarec Saffiedine o swojej przygodzie ze sportami walki i debiucie w UFC!
- Kategoria: Wywiady
- Opublikowano: wtorek, 15, październik 2013
Dzisiaj naszym gościem jest belgijski zawodnik, Tarec Saffiedine, trenujący na co dzień w Team Quest. Ten fighter wagi półśredniej, będący ostatnim mistrzem organizacji Strikeforce, opowie nam o swoich początkach w sportach walki oraz o różnicy pomiędzy karate Shihaishinkay, a Karate Kyokushin, które w Polsce cieszy się sporym zainteresowaniem.
Fightsport.pl: Witaj Tarec. Dziękujemy za to, że zgodziłeś się na rozmowę z naszym portalem. Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportami walki?
Tarec Saffiedine: Swoją przygodę rozpocząłem w wieku 15 lat. Rozpocząłem treningi Taekwondo, a następnie zacząłem treningi Shihaishinkai Karate, w którym uzyskałem stopień mistrzowski 1 Dan. Przez całe życie mnóstwo podróżowałem, trenując przeróżne sztuki. Walczyłem i trenowałem w Tajlandii. Miałem stycznośc z BBJ, Karate, Taekwondo i Kung Fu. Od 2006 roku przeszedłem do MMA i w tym sporcie pozostałem do dzisiaj.
FS: Powiedziałeś, że jesteś posiadaczem czarnego pasa w Shihaishinkai. Sam wywodzę się z Karate Kyokushin. Jaka jest różnica pomiędzy tymi stylami?
TS: Kyokushin to przede wszystkim styl, w którym walka toczona jest w pełnym kontakcie. Ważnym punktem są ciosy w korpus plus kopnięcia. Shihaishinkai jest bardziej podobne do MMA. Możemy realizowac się na różnych płaszczyznach. W jednym czasie możemy uprawiać Muay Thai, BJJ, Judo.
FS: Twój pseudonim zawodniczy to "Sponge", czyli gąbka. Mógłbyś zdradzic historię tego przydomka?
TS: Mój były trener w Belgii dał mi ten przydomek. Wtedy chłonąłem wszystko niczym gąbka, robiąc bardzo duży postęp. Jak sam powiedział, przeciętny uczeń przez trzy lata robił to, co ja opanowałem przez niecały rok.
FS: W lipcu miałeś zmierzyc się z Robbiem Lawlerem. Niestety kontuzja uniemożliwiła Ci występ w oktagoie i debiut w UFC. Czy teraz wszystko zostało zaleczone i możesz bez przeszkód rozpocząc przygotowania do walki z Jakiem Ellenbergerem?
TS: Teraz jest już wszystko w porządku. Mogę trenowac z pełnym obciążeniem. Trenuję z moimi kolegami klubowymi w Team Quest. W przygotowaniach pomagają mi Dan Henderson, Jesse Taylor, Sam Alvey, Mehdi Baghdad, Fernando Gonzales i wielu innych. Mamy świetną drużynę. Trenuję 2-3 razy dziennie. Trenuję rano, przed południem i czasami wieczorem.
FS: Wspomniałeś o Danie Hendersonie. W listopadzie spotka się z Vitorem Belfortem. Jak się czuje, czy nie ma problemów zdrowotnych? Czego możemy się spodziewac z jego strony?
TS: Dan ma świadomość, że będzie to jedna z jego najważniejszych walk w karierze. Jest bardzo zmotywowany. Trenuje dwa razy dziennie i na pewno będzie gotowy na zwycięstwo nad Belfortem. Myślę, że jest w stanie znokautować Vitora. Będziecie mile zaskoczeni!
FS: Walczyłeś zarówno w USA jak i w Japonii. Jak mógłbyś porównac obie kultury fanów i ogólnego organizowania gal?
TS: Niezależnie gdzie walczę, czuję się dobrze. W Japonii kibice są bardziej stonowani, często nie okazują emocji. W USA ludzie często buczą i pohukują na zawodników, którzy wolą walkę w parterze. Nie wiem z czego to wynika. To chyba największa różnica pomiędzy kibicami. Każdy organizator chcę zrobic jak najlepsze show. Każda gala jest wyjątkowa.
FS: Zgadzasz się z opinią, że pokonując Nate'a Marquardta udało Ci się udowodnić swoją wartośc w zawodowym MMA? Jakie to uczucie, gdy zdobywa się pas drugiej wówczas siły w światowym MMA, Strikeforce?
TS: To była niesamowita chwila. Po walce długo dochodziłem do siebie. Nie mogłem spac kilka nocy z rzędu. Uważam, że największym czynnikiem, który pozwolił mi wygrać były niskie kopnięcia. Uderzałem niezwykle mocno i na pewno mój przeciwnik je odczuł.
FS: Dziękuję za poświęcony czas. Życzę dużo szczęścia w przygotowaniach i miejmy nadzieję udanego debiutu w UFC.
Rozmawiał: Karol Dąbrowski
Fightsport.pl: Witaj Tarec. Dziękujemy za to, że zgodziłeś się na rozmowę z naszym portalem. Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportami walki?
Tarec Saffiedine: Swoją przygodę rozpocząłem w wieku 15 lat. Rozpocząłem treningi Taekwondo, a następnie zacząłem treningi Shihaishinkai Karate, w którym uzyskałem stopień mistrzowski 1 Dan. Przez całe życie mnóstwo podróżowałem, trenując przeróżne sztuki. Walczyłem i trenowałem w Tajlandii. Miałem stycznośc z BBJ, Karate, Taekwondo i Kung Fu. Od 2006 roku przeszedłem do MMA i w tym sporcie pozostałem do dzisiaj.
FS: Powiedziałeś, że jesteś posiadaczem czarnego pasa w Shihaishinkai. Sam wywodzę się z Karate Kyokushin. Jaka jest różnica pomiędzy tymi stylami?
TS: Kyokushin to przede wszystkim styl, w którym walka toczona jest w pełnym kontakcie. Ważnym punktem są ciosy w korpus plus kopnięcia. Shihaishinkai jest bardziej podobne do MMA. Możemy realizowac się na różnych płaszczyznach. W jednym czasie możemy uprawiać Muay Thai, BJJ, Judo.
FS: Twój pseudonim zawodniczy to "Sponge", czyli gąbka. Mógłbyś zdradzic historię tego przydomka?
TS: Mój były trener w Belgii dał mi ten przydomek. Wtedy chłonąłem wszystko niczym gąbka, robiąc bardzo duży postęp. Jak sam powiedział, przeciętny uczeń przez trzy lata robił to, co ja opanowałem przez niecały rok.
FS: W lipcu miałeś zmierzyc się z Robbiem Lawlerem. Niestety kontuzja uniemożliwiła Ci występ w oktagoie i debiut w UFC. Czy teraz wszystko zostało zaleczone i możesz bez przeszkód rozpocząc przygotowania do walki z Jakiem Ellenbergerem?
TS: Teraz jest już wszystko w porządku. Mogę trenowac z pełnym obciążeniem. Trenuję z moimi kolegami klubowymi w Team Quest. W przygotowaniach pomagają mi Dan Henderson, Jesse Taylor, Sam Alvey, Mehdi Baghdad, Fernando Gonzales i wielu innych. Mamy świetną drużynę. Trenuję 2-3 razy dziennie. Trenuję rano, przed południem i czasami wieczorem.
FS: Wspomniałeś o Danie Hendersonie. W listopadzie spotka się z Vitorem Belfortem. Jak się czuje, czy nie ma problemów zdrowotnych? Czego możemy się spodziewac z jego strony?
TS: Dan ma świadomość, że będzie to jedna z jego najważniejszych walk w karierze. Jest bardzo zmotywowany. Trenuje dwa razy dziennie i na pewno będzie gotowy na zwycięstwo nad Belfortem. Myślę, że jest w stanie znokautować Vitora. Będziecie mile zaskoczeni!
FS: Walczyłeś zarówno w USA jak i w Japonii. Jak mógłbyś porównac obie kultury fanów i ogólnego organizowania gal?
TS: Niezależnie gdzie walczę, czuję się dobrze. W Japonii kibice są bardziej stonowani, często nie okazują emocji. W USA ludzie często buczą i pohukują na zawodników, którzy wolą walkę w parterze. Nie wiem z czego to wynika. To chyba największa różnica pomiędzy kibicami. Każdy organizator chcę zrobic jak najlepsze show. Każda gala jest wyjątkowa.
FS: Zgadzasz się z opinią, że pokonując Nate'a Marquardta udało Ci się udowodnić swoją wartośc w zawodowym MMA? Jakie to uczucie, gdy zdobywa się pas drugiej wówczas siły w światowym MMA, Strikeforce?
TS: To była niesamowita chwila. Po walce długo dochodziłem do siebie. Nie mogłem spac kilka nocy z rzędu. Uważam, że największym czynnikiem, który pozwolił mi wygrać były niskie kopnięcia. Uderzałem niezwykle mocno i na pewno mój przeciwnik je odczuł.
FS: Dziękuję za poświęcony czas. Życzę dużo szczęścia w przygotowaniach i miejmy nadzieję udanego debiutu w UFC.
Rozmawiał: Karol Dąbrowski