Tonny Bellew niszczy Davida Haye!
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: niedziela, 06, maj 2018
Rzadko piszemy o boksie ale jeśli trafiają się dobre walki to warto się do nich odnieść. Szczególnie, iż w wadze ciężkiej dobrych walk jest jak na lekarstwo. Jednak nie tym razem. W sobotę 5-go maja doszło do rewanżowego starcia w wadze ciężkiej byłego mistrza świata wagi cruiser Tony Bellew (30-2-1, 20 KOs) i byłego mistrza świata WBA David Haye (28-4, 26 KOs).
Pojedynek na the O2 Arena w Londynie wywoływał w Anglii ogromne emocje nie tylko z uwagi na wewnętrzną wojnę dwóch Brytyjczyków, ale przytyki i złośliwości jakich sobie nie szczędzili. Zupełnie inaczej niż po zakończeniu starcia.
Pierwszą dramatyczną walkę przed ponad rokiem wygrał w 11 rundzie Bellew. Miała ona zwroty sytuacji i obaj mogli wyjść zwycięsko wówczas z niej a jednak końcówka należała do Bellew, który w 2015 roku męczył się z naszym Mateuszem Masternakiem w niższej kategorii wagowej. To już jednak przeszłość.
Rewanż jeszcze raz potwierdził fakt, iż Haye świetnie radził sobie z wielkimi zawodnikami nadrabiając wiele szybkością a z kolei znacznie gorzej z mniejszymi i szybszymi. Tutaj tym razem było podobnie. Początek walki nie należał do Bellewa i Haye w początkowych dwóch rundach był "na fali". Kapitalne przyspieszenie Bellew i pójście na wojnę okazało się korzystne dla niego. Haye był liczony i tylko gong uratował z ponownej opresji. W czwartej zdołałw rócić do gry, ale kolejna runda to wielki zryw po kombinacji ciosów zakończonych lewym sierpem i Haye ląduje na twarzy. Zdoła wstać, ale Bellew nie wypuszcza szansy i rozbija go serią ciosów a sędzia słusznie przerywa walkę.
Bellew w tym momencie puka do światowej czołówki wagi ciężkiej i po życiowych perypetiach jest gotów walczyć ze wszystkimi. Z kim, pokaże najbliższa przyszłość. Nie powinno się skreślać jednak przedwcześnie Davida Haye, bo mimo 37 lat ma tylko 4 porażki na koncie i jest w stanie dawać jeszcze dobre walki. Ta była świetna, tyle że nie dla niego. Warto oglądać czasem takie pojedynkim, bo odbudowują one wiarę w wielki boks i fakt, że nie umarł on całkowicie i nie tylko walki o pasy mogą być wielkimi.
Pojedynek na the O2 Arena w Londynie wywoływał w Anglii ogromne emocje nie tylko z uwagi na wewnętrzną wojnę dwóch Brytyjczyków, ale przytyki i złośliwości jakich sobie nie szczędzili. Zupełnie inaczej niż po zakończeniu starcia.
Pierwszą dramatyczną walkę przed ponad rokiem wygrał w 11 rundzie Bellew. Miała ona zwroty sytuacji i obaj mogli wyjść zwycięsko wówczas z niej a jednak końcówka należała do Bellew, który w 2015 roku męczył się z naszym Mateuszem Masternakiem w niższej kategorii wagowej. To już jednak przeszłość.
Rewanż jeszcze raz potwierdził fakt, iż Haye świetnie radził sobie z wielkimi zawodnikami nadrabiając wiele szybkością a z kolei znacznie gorzej z mniejszymi i szybszymi. Tutaj tym razem było podobnie. Początek walki nie należał do Bellewa i Haye w początkowych dwóch rundach był "na fali". Kapitalne przyspieszenie Bellew i pójście na wojnę okazało się korzystne dla niego. Haye był liczony i tylko gong uratował z ponownej opresji. W czwartej zdołałw rócić do gry, ale kolejna runda to wielki zryw po kombinacji ciosów zakończonych lewym sierpem i Haye ląduje na twarzy. Zdoła wstać, ale Bellew nie wypuszcza szansy i rozbija go serią ciosów a sędzia słusznie przerywa walkę.
Bellew w tym momencie puka do światowej czołówki wagi ciężkiej i po życiowych perypetiach jest gotów walczyć ze wszystkimi. Z kim, pokaże najbliższa przyszłość. Nie powinno się skreślać jednak przedwcześnie Davida Haye, bo mimo 37 lat ma tylko 4 porażki na koncie i jest w stanie dawać jeszcze dobre walki. Ta była świetna, tyle że nie dla niego. Warto oglądać czasem takie pojedynkim, bo odbudowują one wiarę w wielki boks i fakt, że nie umarł on całkowicie i nie tylko walki o pasy mogą być wielkimi.