DSF Kickboxing Challenge 14 Twierdza - Podsumowanie!
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: poniedziałek, 12, marzec 2018
Organizacja DSF Kickboxing Challenge w piątek 9-go marca przeprowadziła swój koleny event DSF Kickboxing Challenge "Twierdza", który trafił do hali Nowodworskiego Ośrodka Sportu w Nowym Dworze Mazowieckim, niedaleko Warszawy. Główne wydarzenia gali to 4-osobowy turniej wagi piórkowej do 65 kg i dwa powroty do walk kickboxerskich: Jana Lodzika i Piotra Strusa.
Poczynając od dwóch ostatnich nazwisk, to obaj zawodnicy mieli różne przyczyny powrotu. Mistrz wagi piórkowej Jan Lodzik (12-2) z Tajfuna Legionowo pauzował blisko 9 miesięcy z powodu kontuzji, zaś Piotr Strus (7-1) po swoim ostatnim występie w październiku 2012 roku, trafił do MMA i tam kontynuuje całkiem udaną karierę.
Powrót Piotra Strusa okazał się trudny, bo w starciu z Kameruńczykiem Bricem Kombou (7-0) widać było wieloletni wpływ treningu tych elementów, które ważne są w MMA a niekoniecznie w czystej formule K-1, która też jednak jest nieco różna od formuły Sanda w jakiej specjalizował się Piotr Strus (7-0) i w jakiej walczył w 2011 i 2012 roku. Tam klincz i obalenie są szeroko wykorzystywane a w Kickboxingu niekoniecznie. Ostatecznie po bardzo wyrównanych i niewidowiskowych trzech rundach, zarządzono dogrywkową extra rundę i w niej zwycięstwo wymęczył Kameruńczyk trenujący w Niemczech pod okiem polskiego trenera Franka Łukanowskiego.
Więcej technicznych fajerwerków i szybkości zaprezentowali Jan Lodzik (12-1) i Murat Azerbiyev (6-6) reprezentujący Białoruś. To jednak zrozumiałe w odniesieniu do wagi mniejszej od uczestników main event. Naładowany emocjami Lodzik minimalnie zdołał zwyciężyć twardego zawodnika z Białorusi, ale "szału nie było", bo prawdopodobnie poza Polską, wszędzie indziej przegrałby ten pojedynek, więc musi to traktować jako handicap. Piszemy to z całą sympatią dla tego zawodnika. Występ był poprawny i Lodzik zgłosił gotowość do obrony pasa z innym zawodnikiem z Białorusi Yourim Zukouskim. Występ w Nowym Dworze powinien dać dużo do myślenia Lodzikowi i jego sztabowi przed walką z Zhukouskim. Pojedynek o pas może być ciekawą walką i Polak będzie miał szansę pokazać się na tle dobrego europejskiego zawodnika, ale w formie z piątku, jego szanse są niewielkie. Potrzebuje czasu a ten bi9egnie nieubłaganie.
Białorusin Zhukouski zdołał wygrać turniej podczas tej gali, w finale męcżąc się z urodzonym w Rosji Niemcem Andrejem Bruhlem, który niegdyś pokonał Lodzika. Zhukouski był chory przed pojedynkiem i do Warszawy przyjechał na ostatnich oparach, by zarobić pieniądze. W obliczu chorobowej słabości wykorzystał szybkość w walce ze okopanym przez Michała Polaka w pierwszej walce Bruhlem i to wystarczyło by wygrać.
Dobrą formę pokazał także Rafał Dudek z Fight House Nowy Sącz, który ubiegły rok poprzez dwie porażki w największej światowej federacji Glory Kickboxing, przegrał dwie walki i rozpaczliwie potrzebował wygranej. Po trzech twardych rundach wypunktował silnego Zhorę Akopiana z Białorusi trenującego w Gridin Gym w Mińsku m.in. z Igorem Bugaenką czy Yurim Bessmertnym pod okiem Andreya Gridina. 20-letni Akopian to kolejna wschodząca gwiazda białoruskiego K-1 i pokonanie go nie było łatwe. Dobrą rzeczą był fakt, że Dudek skorzystał z pomocy trenera Tomasza Mamulskiego, którego uważamy za jednego z najlepszych fachowców w naszym kraju na niwie trenerskiej i jednego z najbardziej niedocenianych. "Człowiek do zadań specjalnych" jakim jest krakowski szkoleniowiec stanął na wyskokości zadania a dowodem było zwycięstwo Dudka.
Nie było to jedyne trudne zadanie Tomasza Mamulskiego tego wieczora, bo pomagał i innym fighterom. I dzięki niemu dobrze poradził sobie także podopieczny Rafała Dudka, Marcin Mazurkiewicz (9-3), który w świetnym stylu i pod dużą presją zrewanżował się za porażkę mistrzowi świata Muaythai (WMF) Wojciechowi Kosowskiemu (9-3-1) z warszawskiej Palestry. Werdykt nie był jednogłośny, ale w zasadzie taki winien być, bo to sądecczanin miał przewagę optyczną i zasypywał gradem ciosów Kosowskiego, który dobrze się bronił, ale nie bardzo miał szansę na wyjście z ostrzału i skontrowanie. Zawodnik Palestry Warszawa dał się stanowczo za dużo zepchnąć do lin i najwyraźniej nie był to jego wieczór. Decyzja sędziów była prawidłowa, mimo jednego przeciwnego głosu. Warto przypomnieć, że Mazurkiewicz w przeszłości pokonał m.in. Dawida Mirkowskiego.
Ten jest jednym z największych młodych talentów tajskiego boksu i formuły K-1, a tocząc wiele pojedynków ma już spore doświadczenie międzynarodowe walcząc regularnie na galach King of Kings czy także choćby warszawskiej Grandzie Pro, gdzie m.in. pokonał Rafała Korczaka. Mirkowski miał kiepski debiut w DSF, gdy niespodziewanie został znokautowany przez Kamila Rutę, ale w piątek 3-go marca po gwałtownym początku, pod koniec wstępnej rundy zdołał znokautować wysokim kopnięciem posadzić na deskach Ukraińca Yanisa Lyashenko. Yanis po przyjęciu prawego "mawashi geri", siedział chwilę i świetny sędzia Janusz Wielgosz wyłapał jego brak chęci przerywając pojedynek na 8 sekund przed końcem rundy, która nie musiała być ostatnią. Na pewno był to "Nokaut Wieczoru" i to nie ze względu na fakt, iż był jedynym tego wieczora, ale ze względu na zaskakujący moment zadania go. Tak czy tak, Dawid Mirkowski ponownie zglosił akces do elitarnego grona DSF Kickboxing Challenge w kategorii 81 kg, która teoretycznie w "nowej modzie" na walki jest przejściową pomiędzy 77 kg a 85 kg.
Gratką gali był występ Yohana Lindona (94-37-1) - wielkiej francuskiej gwiazdy tajskiego boksu i formuły K-1, który miał zmierzyć się w nieco archaicznej formule Full-contact z Łukaszem Wichowskim będącym "Ostatnim Mohikaninem" tej formuły, utrzymywanej przez organizację tylko i wyłącznie dla niego. Niestety Wichowski doznał kontuzji i ostatecznie zorganizowano walkę Francuza z niemieckim zawodnikiem Sergejem Braunem (). Lindon zdominował walkę mając Brauna na liczeniu po frontalnym kopnięciu i w drugiej rundzie walkę przerwano. W rozmowie z nami zadeklarował chęć dalszych walk w DSF, choć ma napięty kalendarz walk a następna czeka go w Czeczenii w kwietniu.
Sumując wydarzenia w Nowym Dworze warto zauważyć, iż gala była błyskawicznie zorganizowana a mimo to poziom sportowy był dość dobry. Zabrakło jednak choćby jednej walki na światowym poziomie, ale na to czekamy na Torwarze w kwietniu. Tu kilka starć mogło się podobać ze względu na zaciętość i to jest dobry prognostyk. Oprawowo gala była bardzo dobrze zrobiona i dopisała publiczność. Duet konferansjerów Andrzej Gliniak - Adrian Walczyk znany choćby z FEN, okazał się jak zawsze rewelacyjny i nadał klimat tej gali. Czekamy na więcej a przede wszystkim na ogień w walkach, którego nieco brakowało w piątek, ale to kwestia czasu. Z naszej strony warto podkreślić, iż organizacja zadbała komfort pracy dziennikarzy i mimo szczupłości miejsca zadbano o prasę, za co podziękowania należą się prezesowi Sławomirowi Dubie, który rozumie, że to klucz do sukcesu w dalszej perspektywie. A ta rysuje się optymistycznie póki co i warto trzymać kciuki za jej rozwój. Zapraszamy też do podsumowania video tuż po gali z komentatorem Pawłem Sawickim i dziennikarzem Kamilem Laskowskim.
Powrót Piotra Strusa okazał się trudny, bo w starciu z Kameruńczykiem Bricem Kombou (7-0) widać było wieloletni wpływ treningu tych elementów, które ważne są w MMA a niekoniecznie w czystej formule K-1, która też jednak jest nieco różna od formuły Sanda w jakiej specjalizował się Piotr Strus (7-0) i w jakiej walczył w 2011 i 2012 roku. Tam klincz i obalenie są szeroko wykorzystywane a w Kickboxingu niekoniecznie. Ostatecznie po bardzo wyrównanych i niewidowiskowych trzech rundach, zarządzono dogrywkową extra rundę i w niej zwycięstwo wymęczył Kameruńczyk trenujący w Niemczech pod okiem polskiego trenera Franka Łukanowskiego.
Więcej technicznych fajerwerków i szybkości zaprezentowali Jan Lodzik (12-1) i Murat Azerbiyev (6-6) reprezentujący Białoruś. To jednak zrozumiałe w odniesieniu do wagi mniejszej od uczestników main event. Naładowany emocjami Lodzik minimalnie zdołał zwyciężyć twardego zawodnika z Białorusi, ale "szału nie było", bo prawdopodobnie poza Polską, wszędzie indziej przegrałby ten pojedynek, więc musi to traktować jako handicap. Piszemy to z całą sympatią dla tego zawodnika. Występ był poprawny i Lodzik zgłosił gotowość do obrony pasa z innym zawodnikiem z Białorusi Yourim Zukouskim. Występ w Nowym Dworze powinien dać dużo do myślenia Lodzikowi i jego sztabowi przed walką z Zhukouskim. Pojedynek o pas może być ciekawą walką i Polak będzie miał szansę pokazać się na tle dobrego europejskiego zawodnika, ale w formie z piątku, jego szanse są niewielkie. Potrzebuje czasu a ten bi9egnie nieubłaganie.
Białorusin Zhukouski zdołał wygrać turniej podczas tej gali, w finale męcżąc się z urodzonym w Rosji Niemcem Andrejem Bruhlem, który niegdyś pokonał Lodzika. Zhukouski był chory przed pojedynkiem i do Warszawy przyjechał na ostatnich oparach, by zarobić pieniądze. W obliczu chorobowej słabości wykorzystał szybkość w walce ze okopanym przez Michała Polaka w pierwszej walce Bruhlem i to wystarczyło by wygrać.
Dobrą formę pokazał także Rafał Dudek z Fight House Nowy Sącz, który ubiegły rok poprzez dwie porażki w największej światowej federacji Glory Kickboxing, przegrał dwie walki i rozpaczliwie potrzebował wygranej. Po trzech twardych rundach wypunktował silnego Zhorę Akopiana z Białorusi trenującego w Gridin Gym w Mińsku m.in. z Igorem Bugaenką czy Yurim Bessmertnym pod okiem Andreya Gridina. 20-letni Akopian to kolejna wschodząca gwiazda białoruskiego K-1 i pokonanie go nie było łatwe. Dobrą rzeczą był fakt, że Dudek skorzystał z pomocy trenera Tomasza Mamulskiego, którego uważamy za jednego z najlepszych fachowców w naszym kraju na niwie trenerskiej i jednego z najbardziej niedocenianych. "Człowiek do zadań specjalnych" jakim jest krakowski szkoleniowiec stanął na wyskokości zadania a dowodem było zwycięstwo Dudka.
Nie było to jedyne trudne zadanie Tomasza Mamulskiego tego wieczora, bo pomagał i innym fighterom. I dzięki niemu dobrze poradził sobie także podopieczny Rafała Dudka, Marcin Mazurkiewicz (9-3), który w świetnym stylu i pod dużą presją zrewanżował się za porażkę mistrzowi świata Muaythai (WMF) Wojciechowi Kosowskiemu (9-3-1) z warszawskiej Palestry. Werdykt nie był jednogłośny, ale w zasadzie taki winien być, bo to sądecczanin miał przewagę optyczną i zasypywał gradem ciosów Kosowskiego, który dobrze się bronił, ale nie bardzo miał szansę na wyjście z ostrzału i skontrowanie. Zawodnik Palestry Warszawa dał się stanowczo za dużo zepchnąć do lin i najwyraźniej nie był to jego wieczór. Decyzja sędziów była prawidłowa, mimo jednego przeciwnego głosu. Warto przypomnieć, że Mazurkiewicz w przeszłości pokonał m.in. Dawida Mirkowskiego.
Ten jest jednym z największych młodych talentów tajskiego boksu i formuły K-1, a tocząc wiele pojedynków ma już spore doświadczenie międzynarodowe walcząc regularnie na galach King of Kings czy także choćby warszawskiej Grandzie Pro, gdzie m.in. pokonał Rafała Korczaka. Mirkowski miał kiepski debiut w DSF, gdy niespodziewanie został znokautowany przez Kamila Rutę, ale w piątek 3-go marca po gwałtownym początku, pod koniec wstępnej rundy zdołał znokautować wysokim kopnięciem posadzić na deskach Ukraińca Yanisa Lyashenko. Yanis po przyjęciu prawego "mawashi geri", siedział chwilę i świetny sędzia Janusz Wielgosz wyłapał jego brak chęci przerywając pojedynek na 8 sekund przed końcem rundy, która nie musiała być ostatnią. Na pewno był to "Nokaut Wieczoru" i to nie ze względu na fakt, iż był jedynym tego wieczora, ale ze względu na zaskakujący moment zadania go. Tak czy tak, Dawid Mirkowski ponownie zglosił akces do elitarnego grona DSF Kickboxing Challenge w kategorii 81 kg, która teoretycznie w "nowej modzie" na walki jest przejściową pomiędzy 77 kg a 85 kg.
Gratką gali był występ Yohana Lindona (94-37-1) - wielkiej francuskiej gwiazdy tajskiego boksu i formuły K-1, który miał zmierzyć się w nieco archaicznej formule Full-contact z Łukaszem Wichowskim będącym "Ostatnim Mohikaninem" tej formuły, utrzymywanej przez organizację tylko i wyłącznie dla niego. Niestety Wichowski doznał kontuzji i ostatecznie zorganizowano walkę Francuza z niemieckim zawodnikiem Sergejem Braunem (). Lindon zdominował walkę mając Brauna na liczeniu po frontalnym kopnięciu i w drugiej rundzie walkę przerwano. W rozmowie z nami zadeklarował chęć dalszych walk w DSF, choć ma napięty kalendarz walk a następna czeka go w Czeczenii w kwietniu.
Sumując wydarzenia w Nowym Dworze warto zauważyć, iż gala była błyskawicznie zorganizowana a mimo to poziom sportowy był dość dobry. Zabrakło jednak choćby jednej walki na światowym poziomie, ale na to czekamy na Torwarze w kwietniu. Tu kilka starć mogło się podobać ze względu na zaciętość i to jest dobry prognostyk. Oprawowo gala była bardzo dobrze zrobiona i dopisała publiczność. Duet konferansjerów Andrzej Gliniak - Adrian Walczyk znany choćby z FEN, okazał się jak zawsze rewelacyjny i nadał klimat tej gali. Czekamy na więcej a przede wszystkim na ogień w walkach, którego nieco brakowało w piątek, ale to kwestia czasu. Z naszej strony warto podkreślić, iż organizacja zadbała komfort pracy dziennikarzy i mimo szczupłości miejsca zadbano o prasę, za co podziękowania należą się prezesowi Sławomirowi Dubie, który rozumie, że to klucz do sukcesu w dalszej perspektywie. A ta rysuje się optymistycznie póki co i warto trzymać kciuki za jej rozwój. Zapraszamy też do podsumowania video tuż po gali z komentatorem Pawłem Sawickim i dziennikarzem Kamilem Laskowskim.