Marat Balaev - historia złodzieja, który został mistrzem MMA
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: sobota, 30, grudzień 2017
Koniec roku zmusza do refleksji nad minionym czasem. Ta zaś często mówi, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem i trzeba wierzyć w powroty, zwycięstwa i to wszystko może się zmienić. O tym, że można "z piekła powrócić z pieśnią na ustach" - przekonuje historia osetyjskiego zapaśnika 41-letniego mistrza ACB, Marata Balaeva (8-0).
Zawodnik, który w grudniu 2016 na ACB 50 zdobył pas wagi piórkowej i w maju 2017 roku udowodnił podczas ACB 63, że nie był to przypadek ma za sobą długą historię. Słowo długa można tu zastąpić zwrotem, pogmatwana, trudna i mająca ciemne i jasne strony, jednak i tak nie oddaje ona dramaturgii jego życia.
Ten przedstawiciel kaukaskiego narodu, któremu bliżej do Słowian niż jakiejkolwiek innej nacji z Kaukazu, opowiedział rosyjskiej prasie część szczegółów z tego co zaprowadziło go ze sportowego bytu do owego wspomnianego piekła.
Cześć fanów MMA słyszała o tym, że był w więzieniu, ale niewielu wie, że spędził tam aż 10 lat. Sporej części owej "pajdy" otrzymał już w więzieniu, gdzie dorobił się pięciu lat za uszkodzenie współwięźnia w sytuacji, gdy musiał odpierać kolejny atak więziennego szwadronu wysłanego po to by nauczyć go pokory. Wcześniej pobito go kilkukrotnie i trafił do izolatki. W rosyjskim wiezieniu jak i w każdym innym, pobicie nie wchodzi w grę bez akceptacji ogółu tzw. blatnych. To oni i zasady ustalają za co, kiedy i jak jest to możliwe. Balaev o tym wiedział, ale nie chciał ulec presji i podporządkowaniu się. Umiejętność walki dodała mu owe 5 lat, czego nie ukrywa.
To jednak część historii zapaśnika urodzonego w 1976 roku w Turkmenistanie, który wspomina z nostalgią. Rozpad ZSRR był dla wielu katastrofą, bo z zesłania wracali po 30 latach do Osetii i znaleźli się w fatalnej sytuacji życiowej. Wcześniej w 1991 roku Balaev był brany pod uwagę jako kandydat do startu na olimpiadzie w Barcelonie. Perturbacje wewnątrz terytorium byłego ZSRR wykluczyły go z zapaśniczej rywalizacji. W Osetii trwała dodatkowo wojna gangów. Dwójka dzieci, które urodziły się a jedno wymagało leczenia, spowodowały że musiał szybko zdobyć pieniądze.
Wdepnął w grupę przestępczą i rozpoczął karierę włamywacza chodzącego na tak zwane włamy do mieszkań. Początkowo wszystko szło dobrze a dodatkowo udawało mu się trenować i uczyć. Wpadka nastąpiła niespodziewanie. Wychodząc z okradzionego apartamentu, napotkał milicjantów. Ci kazali pokazać mu torbę a niej były: łomy i inne "precyzyjne" narzędzia. Balaev wiedział, że jest w kiepskiej sytuacji więc szybko podjął decyzję. Była to ucieczka. Uciekał kilka kilometrów nim, zdołano go osaczyć. To był koniec kariery złodzieja włamywacza.
Jak sam mówi: z wcześniejszych pokoleń, niemal połowa mężczyzn wiedziała czym jest więzienie. Dlatego nikt z rodziny się nie odwrócił od niego. Relacje z żoną wypracowały się właśnie w ogniu więziennych wizyt. To dało mu siłę i szacunek dla jej hartu. Obiecał sobie, że wróci do sportu. Współwięźniowie nie dowierzali mu nie tylko, że był mistrzem Związku Radzieckiego w zapasach, ale że wróci do sportu, bo prowadził mało sportowy tryb życia. Jednak wszystko się zmieniło.
"Kiedy wyszedłem z więzienia, zdałem sobie sprawę: muszę coś zrobić ze swoim życiem. Dałem sobie miesiąc do namysłu. Odpoczywałem, piłem, bawiłem się, czytałem o walkach w internecie. Dokładnie miesiąc później zacząłem nowe życie i poszedłem do sali. Słyszałem o MMA. Zapaśnicy już zaczęli to robić. Po zwolnieniu zaczął oglądać M-1 Global" - powiedział o początkach w zupełnie nowym sporcie, gdzie zapasy to tylko część warsztatu.
"Dzięki temu, że zawsze walczyłem nie w swojej kategorii wagowej, opracowałem dobrą technikę. Po 40 latach nie zawsze się to nie udaje, ale natura dała mi ten talent. Bałam się tylko utraty czucia. Kiedy odbyłem pierwszy pojedynek treningowy, a przeciwnik posadził mnie na wątrobę, pierwsza myśl brzmiała: po co do cholery potrzebuję tego wszystkiego? Początkowo było to bardzo trudne. Jednak dużo pracowałem nad techniką uderzeń i ostatecznie ją opanowałem. W walce rzadko jej używam - prawdopodobnie dlatego, że nie jestem jeszcze pewien własnych sił" - opowiada szczerze o tym jak trudna to była droga by się adaptować do nowej formuły walki w tak późnym wieku i przy tak trudnej konkurencji.
Balaev nie ma złudzeń jeśli chodzi o przyszłość i wie, że jeśli teraz zatrzymałby się to będzie już koniec przygody ze sportem. "Rozumiem, że jeśli teraz odejdę, nigdy nie wrócę do tego sportu. W więzieniu uświadomiłem sobie, że czas jest najważniejszym i niezastąpionym zasobem. Dziś jestem na szczycie popularności, jestem mistrzem ACB i chcę pozostać na tej fali. Rzadko w moim życiu będę miał taki sukces. To jest teraz najciekawsza liga. Tutaj jest wszystko, czego fighter potrzebuje do rozwoju: konkurencja, przyzwoite wypłaty, możliwość walki w różnych krajach. Nie chcę nigdzie iść, wszystko mi pasuje idealnie, mogę pokazać tu moje najlepsze wyniki - zaznacza lojalnie w stosunku do czeczeńskiej organizacji i zaznacza: "Mam dwoje dzieci i chorego brata, zamierzam im pomóc. Kiedy ludzie pytają mnie, dlaczego mam wspierać krewnych, odpowiadam, że w rodzinie musi być osoba, która może zaryzykować dla dobra swoich bliskich".
Zawodnik, który w grudniu 2016 na ACB 50 zdobył pas wagi piórkowej i w maju 2017 roku udowodnił podczas ACB 63, że nie był to przypadek ma za sobą długą historię. Słowo długa można tu zastąpić zwrotem, pogmatwana, trudna i mająca ciemne i jasne strony, jednak i tak nie oddaje ona dramaturgii jego życia.
Ten przedstawiciel kaukaskiego narodu, któremu bliżej do Słowian niż jakiejkolwiek innej nacji z Kaukazu, opowiedział rosyjskiej prasie część szczegółów z tego co zaprowadziło go ze sportowego bytu do owego wspomnianego piekła.
Cześć fanów MMA słyszała o tym, że był w więzieniu, ale niewielu wie, że spędził tam aż 10 lat. Sporej części owej "pajdy" otrzymał już w więzieniu, gdzie dorobił się pięciu lat za uszkodzenie współwięźnia w sytuacji, gdy musiał odpierać kolejny atak więziennego szwadronu wysłanego po to by nauczyć go pokory. Wcześniej pobito go kilkukrotnie i trafił do izolatki. W rosyjskim wiezieniu jak i w każdym innym, pobicie nie wchodzi w grę bez akceptacji ogółu tzw. blatnych. To oni i zasady ustalają za co, kiedy i jak jest to możliwe. Balaev o tym wiedział, ale nie chciał ulec presji i podporządkowaniu się. Umiejętność walki dodała mu owe 5 lat, czego nie ukrywa.
To jednak część historii zapaśnika urodzonego w 1976 roku w Turkmenistanie, który wspomina z nostalgią. Rozpad ZSRR był dla wielu katastrofą, bo z zesłania wracali po 30 latach do Osetii i znaleźli się w fatalnej sytuacji życiowej. Wcześniej w 1991 roku Balaev był brany pod uwagę jako kandydat do startu na olimpiadzie w Barcelonie. Perturbacje wewnątrz terytorium byłego ZSRR wykluczyły go z zapaśniczej rywalizacji. W Osetii trwała dodatkowo wojna gangów. Dwójka dzieci, które urodziły się a jedno wymagało leczenia, spowodowały że musiał szybko zdobyć pieniądze.
Wdepnął w grupę przestępczą i rozpoczął karierę włamywacza chodzącego na tak zwane włamy do mieszkań. Początkowo wszystko szło dobrze a dodatkowo udawało mu się trenować i uczyć. Wpadka nastąpiła niespodziewanie. Wychodząc z okradzionego apartamentu, napotkał milicjantów. Ci kazali pokazać mu torbę a niej były: łomy i inne "precyzyjne" narzędzia. Balaev wiedział, że jest w kiepskiej sytuacji więc szybko podjął decyzję. Była to ucieczka. Uciekał kilka kilometrów nim, zdołano go osaczyć. To był koniec kariery złodzieja włamywacza.
Jak sam mówi: z wcześniejszych pokoleń, niemal połowa mężczyzn wiedziała czym jest więzienie. Dlatego nikt z rodziny się nie odwrócił od niego. Relacje z żoną wypracowały się właśnie w ogniu więziennych wizyt. To dało mu siłę i szacunek dla jej hartu. Obiecał sobie, że wróci do sportu. Współwięźniowie nie dowierzali mu nie tylko, że był mistrzem Związku Radzieckiego w zapasach, ale że wróci do sportu, bo prowadził mało sportowy tryb życia. Jednak wszystko się zmieniło.
"Kiedy wyszedłem z więzienia, zdałem sobie sprawę: muszę coś zrobić ze swoim życiem. Dałem sobie miesiąc do namysłu. Odpoczywałem, piłem, bawiłem się, czytałem o walkach w internecie. Dokładnie miesiąc później zacząłem nowe życie i poszedłem do sali. Słyszałem o MMA. Zapaśnicy już zaczęli to robić. Po zwolnieniu zaczął oglądać M-1 Global" - powiedział o początkach w zupełnie nowym sporcie, gdzie zapasy to tylko część warsztatu.
"Dzięki temu, że zawsze walczyłem nie w swojej kategorii wagowej, opracowałem dobrą technikę. Po 40 latach nie zawsze się to nie udaje, ale natura dała mi ten talent. Bałam się tylko utraty czucia. Kiedy odbyłem pierwszy pojedynek treningowy, a przeciwnik posadził mnie na wątrobę, pierwsza myśl brzmiała: po co do cholery potrzebuję tego wszystkiego? Początkowo było to bardzo trudne. Jednak dużo pracowałem nad techniką uderzeń i ostatecznie ją opanowałem. W walce rzadko jej używam - prawdopodobnie dlatego, że nie jestem jeszcze pewien własnych sił" - opowiada szczerze o tym jak trudna to była droga by się adaptować do nowej formuły walki w tak późnym wieku i przy tak trudnej konkurencji.
Balaev nie ma złudzeń jeśli chodzi o przyszłość i wie, że jeśli teraz zatrzymałby się to będzie już koniec przygody ze sportem. "Rozumiem, że jeśli teraz odejdę, nigdy nie wrócę do tego sportu. W więzieniu uświadomiłem sobie, że czas jest najważniejszym i niezastąpionym zasobem. Dziś jestem na szczycie popularności, jestem mistrzem ACB i chcę pozostać na tej fali. Rzadko w moim życiu będę miał taki sukces. To jest teraz najciekawsza liga. Tutaj jest wszystko, czego fighter potrzebuje do rozwoju: konkurencja, przyzwoite wypłaty, możliwość walki w różnych krajach. Nie chcę nigdzie iść, wszystko mi pasuje idealnie, mogę pokazać tu moje najlepsze wyniki - zaznacza lojalnie w stosunku do czeczeńskiej organizacji i zaznacza: "Mam dwoje dzieci i chorego brata, zamierzam im pomóc. Kiedy ludzie pytają mnie, dlaczego mam wspierać krewnych, odpowiadam, że w rodzinie musi być osoba, która może zaryzykować dla dobra swoich bliskich".