KSW 40: Mateusz Gamrot vs Norman Parke - pojedynek pod specjalnym nadzorem
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: środa, 25, październik 2017
Wiele kontrowersji podczas gali KSW 40, która odbyła się w niedzielę 22-go października w Dublinie w Irlandii wywołała walka polskiego mistrza wagi lekkiej Mateusza Gamrota (13-0, 1 NC) z pochodzącym z Irlandii Północnej Normanem Parke'iem (23-6-1-1 NC). Zakończyła się ona jako "nie odbyta" (No Contest - przyp. red.) a dodatkowo doszło do incydentów i awantur po przerwaniu pojedynku przez lekarza.
Jak informuje strona polsatsport.pl, Gamrot został ukarany 30% utratą gaży a dodatkowo jednego z członków zespołu Mateusza Gamrota, Marcina Bilmana obejmie zakaz wstępu do oktagonu na galach KSW. Na ilu - nie wiadomo, ponieważ organizacja nie opublikowała na razie żadnego oświadczenia w tej sprawie. Wcześniej Irlandczyk nie zrobił wagi i walka straciła status pojedynku o pas. Jego pieniądze z grzywny trafiły na konto Gamrota, więc straty się częściowo zbilansowały. Skrócił się też czas walki z pięciu na trzy rundy.
Pojedynek toczony był w niezwykle gorącej atmosferze nakręconej już po pierwszym ich starciu na KSW 39 Colosseum, przez nich samych jak też przez organizację, która aranżowała spotkania przed samą galą. Obaj zawodnicy napuszczani też przez branżową prasę, wyczuwali intencje i "wczuwali" się w role, kontrując każdą wypowiedź oponenta. Ilość przytyków nieomal dorównywała ilości ciosów jakie padły w tej walce, w tym feralnych trzech, które złożyły się na unieważnienie walki.
Niestety wszystkie trzy fatalne akcje w postaci kopnięcia w krocze i dwukrotnie ataki palcami w oczy, były autorstwa Polaka. Doprowadziło to konsultacji z lekarzem a ten bezwzględnie zakazał dalszej walki po trzeciej akcji. W świetle zaleceń wiodących organizacji MMA na świecie, drugi taki atak winien skutkować dyskwalifikacją. Najwidoczniej ten kto podejmował decyzję o No Contest - nie nie myślał o tym, by KSW równało do tych tendencji. Organizacja jest polska, ale przepisy winny być bezstronne dla wszystkich.
To samo dotyczy zachowania w klatce sztabu zawodnika. Uderzenie zawodnika po walce, nawet przy przepychance, winno skutkować ostrymi sankcjami. Zero tolerancji dla takich zachowań. Dawna sytuacja Paula Daleya w UFC powinna być wyznacznikiem. Szczęściem był fakt, że Norman Parke, jest z Irlandii Północnej, która jest znienawidzona przez pozostałych Irlandczyków. Gdyby w wyniku incydentu doszło do dużej awantury, rynek okazałby się zamknięty w przyszłości dla KSW być może. Czy warto tak ryzykować?
Warto zwrócić uwagę na dwie sprawy. Pierwsze to przebieg walki i brak trenera Andrzeja Kościelskiego w narożniku Gamrota a zatem zabrakło i doświadczenia i spokoju. Koledzy w narożniku to nie jest dobre rozwiązanie i przejechało się już na tym wielu zawodników. Sam Parke stwierdził po walce, że Gamrot nie próbował go obalać i było to wynikiem jakiejś niepisanej umowy czy dostosowania się walki w typie "solówka" na pięści. Faktycznie tak było w istocie, bo obaj nie próbowali niczego poza boksowanie i rzadkimi kopnięciami. Gamrot nie jest bokserem więc po co było ryzykować? Skończyło się tak jak się skończyło i warto wziąć to pod uwagę. Trzeci pojedynek pomiędzy nimi wydaje się pewniakiem i chyba jasne jest, że będzie pojedynkiem "pod specjalnym nadzorem".
Jak informuje strona polsatsport.pl, Gamrot został ukarany 30% utratą gaży a dodatkowo jednego z członków zespołu Mateusza Gamrota, Marcina Bilmana obejmie zakaz wstępu do oktagonu na galach KSW. Na ilu - nie wiadomo, ponieważ organizacja nie opublikowała na razie żadnego oświadczenia w tej sprawie. Wcześniej Irlandczyk nie zrobił wagi i walka straciła status pojedynku o pas. Jego pieniądze z grzywny trafiły na konto Gamrota, więc straty się częściowo zbilansowały. Skrócił się też czas walki z pięciu na trzy rundy.
Pojedynek toczony był w niezwykle gorącej atmosferze nakręconej już po pierwszym ich starciu na KSW 39 Colosseum, przez nich samych jak też przez organizację, która aranżowała spotkania przed samą galą. Obaj zawodnicy napuszczani też przez branżową prasę, wyczuwali intencje i "wczuwali" się w role, kontrując każdą wypowiedź oponenta. Ilość przytyków nieomal dorównywała ilości ciosów jakie padły w tej walce, w tym feralnych trzech, które złożyły się na unieważnienie walki.
Niestety wszystkie trzy fatalne akcje w postaci kopnięcia w krocze i dwukrotnie ataki palcami w oczy, były autorstwa Polaka. Doprowadziło to konsultacji z lekarzem a ten bezwzględnie zakazał dalszej walki po trzeciej akcji. W świetle zaleceń wiodących organizacji MMA na świecie, drugi taki atak winien skutkować dyskwalifikacją. Najwidoczniej ten kto podejmował decyzję o No Contest - nie nie myślał o tym, by KSW równało do tych tendencji. Organizacja jest polska, ale przepisy winny być bezstronne dla wszystkich.
To samo dotyczy zachowania w klatce sztabu zawodnika. Uderzenie zawodnika po walce, nawet przy przepychance, winno skutkować ostrymi sankcjami. Zero tolerancji dla takich zachowań. Dawna sytuacja Paula Daleya w UFC powinna być wyznacznikiem. Szczęściem był fakt, że Norman Parke, jest z Irlandii Północnej, która jest znienawidzona przez pozostałych Irlandczyków. Gdyby w wyniku incydentu doszło do dużej awantury, rynek okazałby się zamknięty w przyszłości dla KSW być może. Czy warto tak ryzykować?
Warto zwrócić uwagę na dwie sprawy. Pierwsze to przebieg walki i brak trenera Andrzeja Kościelskiego w narożniku Gamrota a zatem zabrakło i doświadczenia i spokoju. Koledzy w narożniku to nie jest dobre rozwiązanie i przejechało się już na tym wielu zawodników. Sam Parke stwierdził po walce, że Gamrot nie próbował go obalać i było to wynikiem jakiejś niepisanej umowy czy dostosowania się walki w typie "solówka" na pięści. Faktycznie tak było w istocie, bo obaj nie próbowali niczego poza boksowanie i rzadkimi kopnięciami. Gamrot nie jest bokserem więc po co było ryzykować? Skończyło się tak jak się skończyło i warto wziąć to pod uwagę. Trzeci pojedynek pomiędzy nimi wydaje się pewniakiem i chyba jasne jest, że będzie pojedynkiem "pod specjalnym nadzorem".