Nastula & Okniński Team kończy działalność
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: poniedziałek, 10, lipiec 2017
Dobiegła końca współpraca spółki mistrza olimpijskiego w judo Pawła Nastuli i jednej z najbarwniejszych postaci polskiego MMA jakim jest Mirosław Okniński. Informacja została oficjalnie podana na jednym z propagandowych portali Profesjonalnej Ligi MMA jaką zarządza Mirosław Okniński. Koniec powstałego w październiku 2015 roku Nastula & Okniński Team stał się faktem. Problem jest głębszy, ale to nie czas i miejsce, by czytelnikom objaśniać niuanse "polskiego MMA".
Informacja nie jest zaskakująca w polskim piekiełku MMA a w zasadzie bagienku, które od dawna żyje plotami i aferami. Dla większości zorientowanych w temacie, była ona oczekiwana niemal od początku działalności tego dość dziwnego tworu. Podmiotu medialnego stworzonego w obliczu wojenek jakie trwały (i trwają) na warszawskim rynku MMA.
Niemal natychmiast po informacji o zakończeniu współpracy pojawiły się kolejne o tym, że większość zawodników trenujących pod okiem M.O. kończy współpracę z nim. Jako pierwszy pojawił się Marcin Naruszczka, który miał dość "słomki ptysiowej" i wrócił do FEN, które zostawił w dość poważnym kłopocie po ogłoszeniu jego walki w Warszawie na początku roku. Marcin rozstawał się już niegdyś z trenerem Oknińskim i jest to warte dobrego eseju.
Dodatkowo na jednym z branżowych portali skrytykował Mirosława Oknińskiego, który jeszcze tydzień wstecz po ACB 63 w Gdańsku twierdził, że "dał zgodę" zawodnikowi na walkę w FEN, bo PLMMA w wakacje nie robi gal. Okazało się, że nie chodzi o zgody a zaległości. Z drugiej strony jeszcze kilka miesięcy temu zawodnik twierdził, że "trener steruje nim jak na play station" a on tylko wykonuje pokornie jego zalecenia. Okazało się, że to Play Station działa tylko na monety. Może lojalność ma swoją cenę a może były inne ustalenia. Nie nasza sprawa.
Za przykładem Naruszczki podążyli inni zawodnicy, z których największą gwiazdą jest Amerykanin Matt Horwich. Temu Polska i słomka ptysiowa tak przypadła do gustu, że nie myśli wyjeżdżać z kraju na Wisłą. Jednak za coś musi się utrzymać, bo z kwita na słomkę ptysiową się nie da. To samo rzekomo twierdzą inni. Dodatkowo nie wsszystkim zawodnikom podobały się zaaranżowane na wiejską nutę awantury na konferencjach i promocja mało lubianych postaci.
O zaległościach PLMMA krążą branżowe legendy, ale każdy kto tworzy ten biznes wie, że takie są realia tego rynku. Trzeba mieć sponsorów, albo pieniądze z niewiadomych - wiadomych źródeł jak co rusz pojawiające się twory. Takie z jedną lub kilkoma galami ma krzyż, zanim właściciel nie zniknie lub go nie zamkną. Oknińskiemu nie można odmówić pasji przy tworzeniu gal, ale niestety lekcje managerowania winien brać od KSW, które prawie zawsze krytykował często stosując hipokryzję i podwójne standardy.
Być może medialna wrzawa jaka przetoczy się w związku z tymi informacjami, da do myślenia każdej ze stron. Pawłowi Nastuli, że nie powinien się wikłać we współpracę opartą na jego nazwisku, bo ma ono swoją wartość a Mirosławowi Oknińskiemu da czas na przemyślenie i rozpoczęcie od nowa swojej działalności.
Informacja nie jest zaskakująca w polskim piekiełku MMA a w zasadzie bagienku, które od dawna żyje plotami i aferami. Dla większości zorientowanych w temacie, była ona oczekiwana niemal od początku działalności tego dość dziwnego tworu. Podmiotu medialnego stworzonego w obliczu wojenek jakie trwały (i trwają) na warszawskim rynku MMA.
Niemal natychmiast po informacji o zakończeniu współpracy pojawiły się kolejne o tym, że większość zawodników trenujących pod okiem M.O. kończy współpracę z nim. Jako pierwszy pojawił się Marcin Naruszczka, który miał dość "słomki ptysiowej" i wrócił do FEN, które zostawił w dość poważnym kłopocie po ogłoszeniu jego walki w Warszawie na początku roku. Marcin rozstawał się już niegdyś z trenerem Oknińskim i jest to warte dobrego eseju.
Dodatkowo na jednym z branżowych portali skrytykował Mirosława Oknińskiego, który jeszcze tydzień wstecz po ACB 63 w Gdańsku twierdził, że "dał zgodę" zawodnikowi na walkę w FEN, bo PLMMA w wakacje nie robi gal. Okazało się, że nie chodzi o zgody a zaległości. Z drugiej strony jeszcze kilka miesięcy temu zawodnik twierdził, że "trener steruje nim jak na play station" a on tylko wykonuje pokornie jego zalecenia. Okazało się, że to Play Station działa tylko na monety. Może lojalność ma swoją cenę a może były inne ustalenia. Nie nasza sprawa.
Za przykładem Naruszczki podążyli inni zawodnicy, z których największą gwiazdą jest Amerykanin Matt Horwich. Temu Polska i słomka ptysiowa tak przypadła do gustu, że nie myśli wyjeżdżać z kraju na Wisłą. Jednak za coś musi się utrzymać, bo z kwita na słomkę ptysiową się nie da. To samo rzekomo twierdzą inni. Dodatkowo nie wsszystkim zawodnikom podobały się zaaranżowane na wiejską nutę awantury na konferencjach i promocja mało lubianych postaci.
O zaległościach PLMMA krążą branżowe legendy, ale każdy kto tworzy ten biznes wie, że takie są realia tego rynku. Trzeba mieć sponsorów, albo pieniądze z niewiadomych - wiadomych źródeł jak co rusz pojawiające się twory. Takie z jedną lub kilkoma galami ma krzyż, zanim właściciel nie zniknie lub go nie zamkną. Oknińskiemu nie można odmówić pasji przy tworzeniu gal, ale niestety lekcje managerowania winien brać od KSW, które prawie zawsze krytykował często stosując hipokryzję i podwójne standardy.
Być może medialna wrzawa jaka przetoczy się w związku z tymi informacjami, da do myślenia każdej ze stron. Pawłowi Nastuli, że nie powinien się wikłać we współpracę opartą na jego nazwisku, bo ma ono swoją wartość a Mirosławowi Oknińskiemu da czas na przemyślenie i rozpoczęcie od nowa swojej działalności.