free templates joomla

Pieniądze i sponsoring w Muay Thai! Wywiad z trenerem jednej z najstarszych akademii w Tajlandii!

Sum SingpatongSingpatong-Sitnumnoi to mały klub Muay Thai na wyspie Phuket, znanej ze swoich turystycznych walorów. Sama akademia jest znana z tego, że wielu zawodników zaczynających swoje kariery pod okiem jej trenera stało się mistrzami stadionów w Bangkoku. Przedstawiamy wywiad z trenerem tej szkoły Sumem Singpatongiem, który opowiada o treningach w akademii i samej filozofii Muay Thai.

Fightland.vice.com: W Twojej akademii jest zdecydowanie więcej tajskich chłopców, niż w innych, które szkolą ludzi spoza Tajlandii. Skąd się biorą Ci Tajowie?

Num Singpatong: Obecnie mamy 25-ciu zawodników trenujących i mieszkających w akademii. Niektórych wybieramy z innych akademii, innych przysyłają do nas ich rodzice. Wielu z nich pochodzi z pobliskich prowincji jak Hatyai, Trang, Phatthalung i Nakhon Si Thammarat. Róże są powody ich przyjścia do nas. Mamy na przykład chłopca imieniem Mok, którego ciocia jest pobliskim sprzedawcą owoców. Zobaczyła, że tajscy chłopcy biegają wokół akademii przez cały czas, więc zaprowadziła siostrzeńca do akademii pytając, czy on może tutaj zostać. Zgodziliśmy się. Możemy przyjąć wielu ludzi. Chcemy pomagać młodym chłopakom nie ważne, czy mają doświadczenie w Muay Thai czy nie.

FL: Jak wygląda ich życie na co dzień?

NS: Około połowa z nich chodzi do szkoły. Połowa do szkoły uczęszcza w weekendy. Ci, którzy chodzą do szkoły codziennie zaczynają trening wtedy, gdy wrócą do akademii, jest to około 17-tej. Dzieci, które uczą się w weekendy zaczynają treningi o tej samej porze co zawodnicy spoza Tajlandii, czyli o 15-16. Każdy na początek musi biegać, rano 10 km, a wieczorem 7 km pod górę i z góry.

FL: Jak dzielisz zarobki pomiędzy swoich zawodników?

NS: Gdy Tajowie zarabiają pieniądze, to czasami daję je ich rodzinom. Jeśli to są większe kwoty jak 10-30 tysięcy bahtów lub więcej (ok. 300-900 dolarów) to wtedy dzielę te pieniądze na pół. Jeśli są to mniejsze kwoty, to mogą sobie zatrzymać te pieniądze. Moja żona pomaga im oszczędzać pieniądze w banku. Idzie z chłopakami do tajskiego banku, oni składają pieniądze na rachunku i tyle. Pomagamy im gospodarować pieniędzmi. Mieszkają u nas za darmo, więc dajemy im to, czego potrzebują. Zaczynają oszczędzać w młodym wieku.

FL: Czy trenują u was dziewczynki?

NS: Nie. Nie mamy tutaj zwykle młodych Tajek. Dziewczyny zwykle nie podchodzą poważnie do przyszłości związanej z Muay Thai. Ponadto nie mamy możliwości, by nie umieszczać ich w pokojach razem z chłopcami. Mieliśmy dziewczynkę, która miała 14-1 lat i trenowała, dopóki nie zaczęła się spotykać z jednym z naszych zawodników. Było z tym wiele zamieszania i nie chcę ponownie przechodzić tego samego.

FL: Słyszałem, że akceptujesz sponsoring i czasami Twoi zawodnicy wychodzą pod nazwą sponsora. Jak się rozliczacie?

NS: Nie chodzi tylko o dawanie pieniędzy, ale wspieranie wszystkich dzieci z naszej akademii poprzez zapewnianie ubrań i pomocy szkolnej, lub sprzętu treningowego. Nie mamy ustalonej ceny za sponsoring, sponsorzy sami decydują, co chcą nam dać. Większość z nich to przyjaciele naszej akademii. Później wybierają imię dla naszych zawodników, które rejestrujemy w związku i przez rok, do pięciu lat zawodnik występuje pod ich imieniem. Sponsor wspiera całą grupę, nie tylko pojedynczego zawodnika ze specyficznym przydomkiem ringowym. Inne gymy też mają swoich sponsorów, nawet polityków. To co nam dają sponsorzy przeznaczamy dla naszych zawodników. To pomaga akademii jak i również chłopcom w szkole. Wszystkie datki są akceptowane jak buty, pasty i szczoteczki do zębów, pomoce szkolne, nawet ryż – nasi zawodnicy naprawdę dużo jedzą.

FL: Czy zawodnicy mają jakieś problemy, albo różne nazwy?

NS: Moi zawodnicy nie dbają o to, pod jakim nazwiskiem wychodzą, bo traktujemy ich tak samo. Mamy wiele firm, które nas wspierają, więc  mamy tylko sześciu fighterów, którzy wychodzą do walk pod nazwą Singpatong lub Sitnumnoi. Wszyscy zawodnicy spoza Tajlandii mają natomiast przydomki Singpatong.

FL: Skąd się biorą zawodnicy spoza Tajlandii?

NS: Z całego świata. Australia, Francja, Anglia, USA, Szwecja, Hiszpania, Japonia, Singapur, Malezja, Chiny…

FL: Byłeś kiedyś poza granicami Tajlandii?

NS: Tak, kilka razy. Raz spędziłem tydzień we Francji dając seminaria. Byłem w Chinach i Malezji, co było bardzo przyjemne. Traktowano mnie tam jak króla, każdy chciał ze mną rozmawiać. Moja córka Prim chciała być moją asystentką, ale nie było na to pieniędzy. Ona chce zwiedzić cały świat. Cały czas jeżdżę do Australii lub Nowej Zelandii. Mam wiele ofert, by trenować ludzi za granicą. Podobnie inni moi trenerzy, ale oni nie chcą wyjeżdżać. Nie wiem dlaczego.

FL: Jak Muay Thai zmieniło Twoje życie?

NS: Stałem się znany dzięki Muay Thai. Mam wielkie nazwisko dzięki temu sportowi. Gdyby nie to, to nikt by mnie nie znał. Mam teraz pieniądze, ponieważ ludzie spoza Tajlandii mi pomagają. Wszyscy moi sponsorzy i zawodnicy spoza Tajlandii pomagają mi utrzymać akademię. Teraz mogę używać tych pieniędzy, by pomóc tajskim zawodnikom. Możemy dzięki temu pomóc dzieciom jak i trenerom. Akademia daje im pracę i pieniądze. Większość trenerów mieszka w akademii, poza kilkoma mieszkającymi ze swoimi rodzinami.

FL: Gdyby nie Muay Thai, to co chciałbyś robić?

NS: Być szefem kuchni.

FL: Powiedz, jak zacząłeś swoją przygodę z Muay Thai i jak otworzyłeś swoją akademię?

NS: Przez większość mojego życia trenuję Muay Thai. Byłem mistrzem regionu południowej Tajlandii i nigdy nie byłem wielkim zawodnikiem. Moją rolą jest trenowanie ludzi, by oni stali się wielkimi nazwiskami. Otworzyłem gym w Phatthalung i nazwałem go Sitnumnoi, później Numnoi Muanghatyai, to mój przydomek ringowy. Biznes jednak nie szedł tak dobrze jak w Phatthalung, więc przeprowadziłem się do Chalong na Phuket jakieś 20 lat temu, więc zacząłem trenować jako trener w akademii Suwit. Jakieś 15 lat temu przybyłem do Singpatong, która ma obecnie blisko 40 lat historii i została założona przez Somsaka, który obecnie ma 60 lat. Somsak ma tutaj ziemie i razem założyliśmy akademię i teraz razem ją prowadzimy.

FL: Jakie rady dałbyś komuś, kto chce otworzyć akademię Muay Thai?

NS: To bardzo trudny biznes. Wielu ludzi chce otworzyć akademię i wychować młodych zawodników, lub chce pomóc akademii mającej młodych zawodników. Wszystko to jest świetne. Trzeba jednak mieć na uwadze, że bardzo trudno jest rozwinąć dobry gym z dobrymi zawodnikami ze znanymi nazwiskami. Osiągnięcie takiego poziomu zajmuje lata. To prawdziwa inwestycja.

FL: Co sprawia, że Twoja akademia wyróżnia się ze wszystkich z Phuket?

NS: Wiele z tych gymów jest przeznaczonych dla turystów. Nasza akademia kształci zawodników, jest dla ludzi, którzy naprawdę kochają Muay Thai. Nawet jak ktoś nie płaci, może do nas przyjść. Warunkiem musi być miłość do Muay Thai. Gdy ktoś przyjdzie i zapłaci za treningi, ale będzie je opuszczał, imprezował cały czas, to nasza akademia nie jest dla nich. Może w innych akademiach jest to zaakceptowane, ale nie w naszych. Chcemy mieć w swojej akademii ludzi, którzy kochają sport i poświęcają wiele, by móc trenować w Tajlandii.

FL: Jak długo obcokrajowcy muszą zostać i trenować?

NS: Niektórzy są u nas od trzech, czterech lat, inni zostają na miesiąc, jeszcze inni na tydzień.

FL: Jaki procent zawodowców w Twojej akademii stanowią obcokrajowcy?

NS: Właściwie to nie mamy obcokrajowców, którzy by zostali tutaj na długo i nie chcieli walczyć. Jeśli ktoś zostaje na dłużej, to my sami namawiamy go do walki. Mamy kilku starszych ludzi i czasami oni nie chcą walczyć, ale częściej chcą walczyć Ci, którzy przyjeżdżają na krótko.

FL: Jak długo Tajowie trenują w Twoim gymie?

NS: To bardzo nieprzewidywalne, jak długo zawodnicy z Tajlandii zostają u nas. To, jak daleko zajdą w sporcie zależy tylko od ich talentu i pracy. Nie oczekuję, że każdy chłopak z Tajlandii będzie doskonały w Muay Thai. Z obecnych zawodników tylko dwóch, może trzech zawodników przejawia aspiracje, do zostania mistrzem stadionu narodowego. Jeśli większość z nich odniesie sukces w Muay Thai, to będzie można mówić o szczęściu. Powodem, dla którego wielu zawodników z Tajlandii przyjmujemy, to miłość do sportu i chęć pomocy tym dzieciakom. Niektórzy pochodzą z trudnych środowisk. To nie jest łatwe utrzymać w ryzach 20 dzieciaków pochodzących z różnych miejsc. Kluczem do sukcesu, jest zbudować atmosferę, która przypomina rodzinną.