To było chyba jedno z najweselszych ważeń japońskiej organizacji Rizin FF, która po przez swoje "unikalne" zestawienia wysoko podnosi granice śmieszności w historii współczesnego MMA. Okazją była piątkowa gala Rizin 12, która 29-go grudnia trafi do Saitama Super Arena w Saitamie, niedaleko Tokio.

"Królową" dzisiejszego ważenia była monstrualna Gabrielle "Gabi" Garcia (4-1), której mina po zważeniu była bezcenna i za przeproszeniem przypominała minę "kota srającego w sieczkę". Czytelnicy niestety muszą nam wybaczyć tym razem zaniżanie poziomu, bo Brazylijka z Porto Alegre "zawyżyła" i to dosłownie wagę. W limicie do 95 kg wniosła 107,7 kg! Mina wszystkich i jej była bezcenna. Kamienna twarz "Gabrysi" o męskich rysach była nieprzenikniona i napięta do granic możliwości i śmieszności.
Jej rywalka mimo starań miała tylko 73,7 kg a więc 21,3 kg poniżej wymaganego limitu! Zaiste kuriozum XXI wieku, bo różnica wyniosła sporo ponad 30 kg i to w żeńskiej rywalizacji, gdzie liczy się każdy dekagram a schodzenie jest cięższe niż u mężczyzn. Różnica wiekowa to także kuriozum, bo Garcia ma 32 lata, zaś znana jako Keiryo zapaśniczka 53 lata! bagatela 21 lat różnicy! Sumarycznie to chyba rekord świata w MMA.

Reakcja znanej z występów we wrestlingu Shinobu Kandori (4-1) była gwałtowna i w pełni oddawała ducha samurajów znanych z gwałtowności. Przypominała japoński wulkan i trzęsienie ziemi w jednym. "Co to ma być?! To ma być zabawne? Czy ty jesteś poważną osobą?" "Zasady! Źle się zachowujesz, nie rozumiesz, że to jest niezgodne z regułami, czy życiem, z niewłaściwym zachowaniem!" - wykrzyczała Japonka i szybko ewakuowała się z sali hotelu Tokio a organizatorzy stanęli przed ekstremalnym wyzwaniem czy skreślić walkę czy też nie. Nobuyuki Sakakibara nie podjął decyzji od razu i zapowiedział, że na razie walka jest wstrzymana i musi porozmawiać z zespołem Gabi i Japonki. Jak będzie wyglądała rozmowa nie wiadomo, ale warta jest kamery filmowej, bo Ridley Scott nie nakręciłby i nie wyreżyserowałby tego lepiej. Może to okazać się lepsze niż sama walka.

Wydawało się, że po występach i strojach występach Rin Nakai w Rizin, nikt nie przebije jej "oryginalności", ale na tym polu i Europa ma artystkę scen belgijskich czyli Cindy Dandois (13-3). Ta ubrała się odlotowo i daj Boże, żeby na walkę z Reiną Miurą (7-0) ubrała się w sportowy strój, bo w innym przypadku męska połowa hali w Saitamie dozna orgazmu. Jednak Japonia i przylot tutaj nadal u niektórych zawodników wywołuje nieobliczalne reakcje i wyzwala iście freudowskie skojarzenia. Prawdopodobnie podobne tak ubrane panie opiewał w swych kilku pieśniach niezrównany Jacuqes Brel. Nota bene pochodził z Belgii.
Abstrahując od kostiumowych popisów pań, do zrobienia zadymy poczuli się wezwani weteran UFC Ian McCall (13-5-1) i mieszkający w Portugalii Manel Kape (7-1). Między nimi trzeszczało już od konferencji prasowej - tak wzięli sobie do serca obowiązek robienia zadymy na ważeniu, że jeden naśmiewał się z drugiego. Zabawnie było jednak tylko do czasu. Amerykanin otrzymał za to plaskacza w tył głowy po czym w rewanżu natychmiast strzelił Angolańczyka w zęby i musieli interweniować nadzorujący imprezę gospodarze. I tym wesołym akcentem zakończyły się wesołe ekscesy podczas ważenia. Poniżej pełne wyniki: