free templates joomla

Fighters Arena 4: kontrowersje w walce Chlewicki vs Nobrega! Thriller Czajczyńskiego i Andryszaka! Wyniki!

Fighters Arena 4 Nobrega vs ChlewickiW sobotę 24 października odbyła się gala MMA, Fighters Arena 4, która miała miejsce w Hali Mistrzów we Włocławku. Była to już druga w tym roku impreza organizowana przez promotora Marcina Jesiotra i po raz drugi na zasadach UFC. W walce wieczoru wystąpili pochodzący z Włocławka a reprezentujący Grappling Kraków Łukasz Chlewicki (9-2-1 MMA, 1-0-1 FA) i były mistrz KSW, Vitor Nobrega (12-5-1 MMA, 0-0-1 FA) z Brazylii.


Na ich pojedynek czekało wielu fanów MMA w Polsce z uwagi na dokonania Brazylijczyka, który jest znany w Polsce z triumfu w 2010 roku w turnieju wagi średniej w KSW a także z szeregu pojedynków z czołowymi zawodnikami MMA, jak Antoni Chmielewski czy Krzysztof Kułak. Chlewicki z kolei po powrocie do walk MMA szedł w dobrym stylu od zwycięstwa do zwycięstwa i bez wątpienia w kategorii półśredniej jest to dziś jeden z dwóch lub trzech najsilniejszych zawodników w Polsce.

Tego wieczora jednak marsz Chlewickiego został zatrzymany a w pojedynku między nimi sędziowie zadecydowali o remisie. Walka była bardzo taktyczna z obu stron i zachowawcza w aspekcie obrony. Trudno tu mówić o kontrowersyjnej decyzji, ale niewątpliwie w tym pojedynku nieco wyraźniejsze wizualnie, były akcje Brazylijczyka, który postawił na niskie kopnięcia, przerywane próbami trafienia kopnięciem w głowę. Więcej ochoty do ataku przejawiał za to Polak, który silne i celne kopnięcia niwelował akcjami bokserskimi. Niestety w większości spadały one na bloki i cięły powietrze, bo Nobrega nie podejmował ryzyka wymian ciosów i z rzadka kontrował akcje Polaka trzymając duży dystans.

W naszej ocenie, pierwszą rundę wygrał Chlewicki atakując kilka razy efektownie i spychając Nobregę do obrony. Ten tylko raz pokusił się o próbę obalenia. Nobrego pokazał w tej rundzie, że jest szybki uderzając niskimi kopnięciami. Druga ewidentnie była na korzyść mieszkającego w Portugalii, brazylijskiego fightera. Tu decydujące były właśnie silne i szybkie niskie kopnięcia, których Chlewicki przyjął zbyt dużo i które widać było, że wywierają efekt. Chlewicki próbował także obalenia, ale nieskutecznie. Ostatnie starcie, to próby ataków bokserskich Polaka i celne kopnięcia w uda Polaka z obu stron. Chlewickiemu z tak okopanymi udami trudno było gonić szybko poruszającego się Vitora. Łukasz nie potrafił skrócić pola walki atakując często ze zbyt dużego dystansu. W końcówce rundy zaryzykował próbę obalenia, ale Nobrega był czujny. Obaj zdali się w tym momencie na sędziów oddając im głos a ci zdecydowali o remisie.

Brazylijczyk czuł się rozczarowany werdyktem, ale obiektywnie trzeba też powiedzieć, że nie zrobił wszystkiego, by walka była rozstrzygnięta na jego korzyść bez wątpliwości. Miał wizualną przewagę, ciosy w uda były mocne, ale bardziej kreatywny i przejawiający ochotę do wymian ciosów był Łukasz. Dodatkowo, Vitor nie miał zrobionej idealnie wagi w przeddzień i ważył 79 kg a nie 77 jaki miał być limit, ale Chlewicki machnął na to ręką i przyjął walkę z cięższym Brazylijczykiem. Otwiera to pole do rewanżu jaki zaproponował tuż po pojedynku Łukasz Chlewicki. Nobrega zapewne zechce skorzystać z oferty, bo także ma niedosyt a i walka toczona w stójce nie usatysfakcjonowała do końca fanów, którzy oczekiwali większej kreatywności z obu stron. Wszak walczyli: czarny pas Brazylijskiego Jiu-Jitsu i polski mistrz Judo a to zobowiązuje, cokolwiek by nie mówić o bzdurnym i kolportowanym przez media micie, że: "fani chcą oglądać walki tylko w stójce". Fani chcą oglądać dobre walki w każdej płaszczyźnie a tu tego właśnie zabrakło.

Bez wątpienia "Walką Wieczoru" był pojedynek Michała Andryszaka (5-2 MMA, 0-1 FA) z Fighting Division Bydgoszcz i Jacka Czajczyńskiego (5-5 MMA, 2-FA) z Wydra Gym Częstochowa. Takiej walki dawno na polskiej scenie MMA nie było. Jeśli mowa jest czasem o horrorach w trakcie pojedynków, to ta walka bez wątpienia takie kryteria spełniła. 20 letni "Longer" to wielka nadzieja polskiej wagi ciężkiej. Zawodnik z Bydgoszczy tydzień temu walczył w Anglii, gdzie szybko wygrał przed czasem, ale tu trafił naprawdę na twardego oponenta. Czajczyński nazywany "Godzillą" dokonał rzeczy niemożliwej. Już w pierwszej rundzie był potwornie obijany, krwawił i wydawało się, że zakończenie walki jest już tylko kwestią czasu.

Tylko w pierwszej odsłonie walki Czajczyński był dwukrotnie opatrywany przez świetnego cutmana Vahagna Petrosyana z Gniezna. Interwencje ormiańskiego emigranta okazały się skuteczne i część zwycięstwa Jacek Czajczyński na pewno zawdzięcza jego pracy, bo dał radę mu pomóc, tamując obfite krwawienie. W drugiej rundzie "Godzilla" także bity straszliwie i okładany kopnięciami. Tu także wyglądało na to, że Andryszak panuje niepodzielnie a pojedyncze odpowiedzi bokserskie częstochowianina nie zwiastowały mu przetrwania. Tym nie mniej Czajczyński pokazał serce, nawet kiedy znalazł się w parterze i był masakrowany uderzeniami łokciem - nie zwątpił i trwał na posterunku. W trzeciej odsłonie początkowo "Longer" dominował, ale Czajczyński szedł jak czołg i coraz częściej trafiał. Andryszak stanął niemal w miejscu w pewnym momencie. Bydgoszczanin świetnie i dużo kopał w tej walce, ale chyba to właśnie to pozbawiło go w decydującym momencie sił i gdy dostał się w pozornie niegroźną gilotynę, nie zdołał już się wybronić. Czajczyński sam przyznał, że "nie była dopięta", ale okazała się skuteczna.

Szał radości fanów na trybunach jaki wzbudziło zwycięstwo Czajczyńskiego trudno opisać. W oktagonie szaleli zaś jego fani i corner czyli doświadczony Michał Kita, który momentami darł się okrutnie, instruując i pobudzając do walki "Godzillę" w momencie gdy wszyscy zwątpili. Dla Michała był to zimny prysznic, dodatkowo w tej walce złamał rękę, ale na pewno porażka nie złamała jego ducha. Po walce powiedział, że odpocznie wyleczy się i wraca. Warto czekać na jego powrót, bo nie tylko jest utalentowanym fighterem, ale i bardzo sympatycznym młodym człowiekiem. Na pewno przyszłość należy do niego. Z kolei 31 letni Czajczyński po bardzo nudnej walce na FA 3 w Łodzi, całkowicie zatarł tamten wizerunek i walką we Włocławku pokazał, że jest naprawdę "kozakiem" z charakterem i duchem walki. 9 na 10 fighterów oddałoby ten pojedynek po obrażeniach jakich doznał już w pierwszej rundzie, ale nie on i za to wielkie uznanie należy się Jackowi. Fani to docenili a my przekazujemy w imieniu naszych czytelników.

Kolejne ważne zwycięstwo odniósł weteran gal Fighters Arena czyli Marcin Bandel (7-2 MMA, 3-1 FA) z Drysdale Jiu-Jitsu Łódź. Określenie "weteran" dotyczy czwartego występu, bo Marcin ma zaledwie 23 lata. Szósta wygrana z rzędu i to nie nad byle przeciwnikiem jakim jest Bartosz Fabiński (4-1 MMA, 0-1 FA) z Nastula Team Warszawa potwierdza tylko to co pisaliśmy o tym chłopaku i to co krąży w środowisku o jego talencie. Wszyscy wiedzą co robi Marcin Bandel w walce i wiedział to Bartek Fabiński, ale nie uchroniło go to przed dźwignią na stopę (tzw. skrętówka) z których słynie łodzianin. Dodatkowo Fabiński był tak skupiony na obronie nóg, że nie dostrzegł lecącego ciosu na początku walki i ten wszedł idealnie. Niewiele brakowało by Bandel wygrał przez nokaut, co też pokazuje, iż Marcin się rozwija na innych płaszczyznach. Niedawno Marcin otwierał galę w Łodzi swoją walką z Krzysztofem Morzyszkiem. W sobotę była to druga co do ważności walk tej gali a pewnie wkrótce Marcin będzie gwiazdą wieczoru i nie powinno to nikogo zdziwić. Jest tylko jeden problem, bo Marcin szybko kończy swoje walki i nie można się długo cieszyć oglądaniem, jego i jego przeciwników. Zatem... "spieszmy się ich oglądać, bo tak szybko odchodzą" - z oktagonu oczywiście.

Walką bez historii było starcie Arkadiusza Jędraczki (4-7 MMA, 0-1 FA) z Nastula Team i Tomasza Kondraciuka (8-4 MMA, 1-0 FA) z Gamenessa Poznań. Po kilku próbach i przymiarkach bokserskich, pierwszy trafił poznaniak i Jędraczka poszedł na deski. "Tomaj" wykorzystał okazję i tak jego debiut w FA i wadze półciężkiej okazał się bardzo udany i zaskakująco szybki. Klub Pawła Nastuli tego wieczora poniósł dwie porażki we Włocławku, ale cóż to tylko sport i nie zawsze się wygrywa.

W kategorii lekkiej Ireneusz Mila (6-10 MMA, 0-1 FA) ze Strefy Walki Konin nie sprostał na punkty w taktycznym pojedynku Radosławowi Demczurowi (3-1 MMA, 1-0 FA). Obaj zawodnicy próbowali unikać swoich silnych stron i płaszczyzn. Demczur pokazał serce w pierwszej rundzie, gdy Mila zaszedł mu za plecy i miał pozycję do duszenia. Nie spanikował tylko bronił się do końca i ostatecznie przetrwał najtrudniejszy dla siebie moment tego pojedynku. Mila w pierwszą rundę włożył mnóstwo sił i później ich zabrakło by unikać silnych kopnięć na nogi. Warunki fizyczne także były po stronie Radka, który w stójce jest równie utalentowanym fighterem jak Mila w parterze. Demczur odrobił dwie rzeczy: bilans i smak porażki po walce z Abzaiłowem na własnym ringu, oraz zadanie domowe z parteru. Na pewno jego przygoda z MMA idzie w dobrym kierunku. Pojedynek nie zachwycił widzów, ale założenia taktyczne były w nim najważniejsze i to było decydujące.

Galę otworzył pojedynek Patryka Kani (0-3 MMA, 0-1 FA) z klubu Husaria Włocławek i Seweryna "Siergieja" Kirschhiebela (1-1 MMA, 1-0 FA) z Fighting Division Bydgoszcz. Generalnie była to wymiana ciosów i od początku dość nerwowa. Pierwszy uporządkował nerwy zawodnik z Bydgoszczy i wykorzystał to trafiając rywala prawym sierpem, po którym dobicie w parterze było formalnością. W porę interweniował dobrze prowadzący zawody jako sędzia Łukasz Bosacki z Gniezna. Zatem gala zaczęła się od mocnego uderzenia, ale nikomu nic poważnego się nie stało poza standardowymi obrażeniami jakich w walkach jest wiele.

Włocławska publiczność pojawiła się na gali w liczbie ok. 1,5 tysiąca widzów, co nie jest może rekordem frekwencji, ale hala nie wiała pustkami a ci co przyszli dostali widowisko na europejskim poziomie. W dużej mierze kprzyczynił się do tego świetnie prowadzący galę konferansjer Krzysztof Skrzypek z Poznania, ale także świetna oprawa gali. Organizator gali Marcin Jesiotr był zadowolony z obecności włocławian i przyjezdnych gości. Na pewno na jego głowie obecnie pozostanie rewanż Łukasza Chlewickiego z Vitorem Nobregą, ale ogromnym atutem następnej gali w Częstochowie w marciu 2013, będzie Jacek Czajczyński, który pokazał, że warto na niego stawiać. Gośćmi gali byli m.in. Paweł Nastula i Jan Błachowicz a także wielu zaproszonych ludzi, którzy wsparli event z własnej inicjatywy. Kulturalny doping podkreślił tylko dobrą atmosferę i świetny poziom sportowy gali.

Komplet wyników:

Superfight
84 kg: Seweryn Kirschhiebel (Fighting Division Bydgoszcz) pokonał Patryka Kanię (Husaria Włocławek) przez KO (prawy sierp) w 1 rundzie (1:47 min)
70 kg: Radosław Demczur (Samolewski Gym Poznań) pokonał Ireneusza Milę (Strefa Walki Konin) przez decyzję 3:0 (29:28, 29:28, 29:28)
120 kg: Jacek Czajczyński pokonał Michała Andryszaka przez poddanie (duszenie gilotynowe) w 3 rundzie (3:20 min)
93 kg: Tomasz Kondraciuk (Gameness Poznań) pokonał Arkadiusza Jędraczkę (Nastula Team Warszawa) przez TKO (uderzenia w parterze) w 1 rundzie (1:23 min)
84 kg: Marcin Bandel (Drysdale Jiu-Jitsu Łódź) pokonał Bartosza Fabińskiego (Nastula Team Warszawa) przez poddanie (skrętówka) w 1 rundzie (1:10 min)

Main event
77 kg: Łukasz Chlewicki (Polska/Grappling Kraków) vs Vitor Nobrega (Brazylia/Nobrega Team) - Remis