PLMMA 72: rozrywkowy debiut na TV Puls! Wyniki
- Kategoria: Wyniki Polska
- Opublikowano: niedziela, 05, marzec 2017
W Łomiankach, pod Warszawą, dnia 4-go lutego 2017 roku odbyła się gala PLMMA 72. Było to otwarcie nowej współpracy PLMMA ze stacją TV Puls i wszyscy byli ciekawi jak huczne to będzie otwarcie. Na początek widzów czekało rozczarowanie, bowiem z trzech walk o pasy, obejrzeli tylko jedno starcie na żywo. Była to walka mistrza organizacji w wadze średniej Marcina Naruszczki (18-6-1) i Holendra Costello van Steenisa (8-1).
Pozostałe najwidoczniej odbyły się w innym wymiarze i czasoprzestrzeni, o czym widzowie nie muszą być poinformowani. Oni mają oglądać, a nie wybierać. Tak więc najczęściej pokazywany w reklamach Marian Ziółkowski - zniknął. O walce o pas wagi muszej Kałudy z Kamińskim nikt się nawet nie zająknął. Zniknęła jak kilogram nadwagi z ważenia, obłożony 50% stratą gaży. Najwidoczniej walka o pas nie była tak ważna jak inne.
Zniknięcie zaowocowało za to występami celebrytów i ich partnerek, które mogły przyjąć i pocztę kwiatową i pobłyszczeć w świetle kamer. No cóż… najwidoczniej taki był plan i scenariusz. Dwie najmocniej promowane przy okazji tego wydarzenia postacie, a więc debiutujący w MMA były mistrz olimpijski w podnoszeniu ciężarów, Szymon Kołecki (1-0), a także Paweł Trybała (3-1), czyli po prostu ''Trybson'', nie zawiedli oczekiwań organizatora i odnieśli bardzo szybkie zwycięstwa.
Nie było to trudne, ponieważ starannie wybrani rywale, spełniali wszelkie standardy „chłopców do bicia”. Z całym szacunkiem dla ich chęci, ale przed przyjęciem propozycji na walkę winni spojrzeć w lustro i sobie głęboko w oczy i odpowiedzieć szczerze – czy wyglądam na zwycięzcę? W ostateczności polecamy film „Pulp fiction” i rozmowę Marcellusa Wallace’a z zawodowym bokserem z bezcennym tekstem: „gdybyś miał coś osiągnąć, to dawno byś to osiągnął a teraz..” – wiadomo. Nie po to byli brani, by nie daj Boże wygrali walki z kreowanymi usilnie na gwiazdy MMA, celebrytami. Tylko na Boga, czy polscy widzowie muszą być karmieni walkami, których wynik jest z góry do przewidzenia?
Szymon Kołecki w nieco ponad pół minuty zastopował uderzeniami w parterze Dariusza Kaźmierczuka (0-6), ale czy mistrza olimpijskiego satysfakcjonuje takie zwycięstwo? Trybała z kolei w zaledwie 29 sekund obił w stójce Pawła Bolanowskiego przy użyciu kolan i uderzeń bokserskich. Rywal chyba tak jak i w poprzednim pojedynku, nie zadał żadnego uderzenia. Mamy nadzieję, że nie zabraniał mu tego kontrakt? Jednak żarty na bok, bo tak żenujących walk wieczoru chyba dawno na polskich galach MMA nie oglądano i uszczypliwość jest tu na miejscu. Szkoda, że stało się to w debiucie na tak poważnej stacji TV. Mamy nadzieję, że cyrk nie będzie przedłużany planowaną walką Kołeckiego z Balejko jaka została zapowiedziana przez organizatora.
Nie wszystkie walki były nudne i rozczarowujące. Zdecydowanie najwięcej emocji ze wszystkich pojedynków dostarczyło starcie Marcina Naruszczki z Costello van Steenisem. Przybysz z Holandii postawił bardzo wysoko poprzeczkę podopiecznemu Mirosława Oknińskiego, co doprowadziło do interesującej batalii z kilkoma zwrotami akcji, gdzie raz jeden, raz drugi był blisko wygranej przed czasem.
Niestety, bój zakończył się przedwcześnie wobec dwóch fauli Naruszczki, który najpierw wyprowadził nielegalne kolano, a następnie kopnął w głowę rywala, gdy obaj znajdowali się w parterze. Polak ratował się także dwukrotnie z opresji, gdy szedł na deski po ciosach. Van Steenis w taki sposób odebrał Naruszczce tytuł mistrza PLMMA w kategorii średniej, ale patrząc na postawę Holendra w klatce, będzie trudnym oponentem do pokonania nawet w rewanżu o ile na takowy się zdecyduje. Z taktycznego punktu widzenia byłaby to głupota z jego strony. Po co ryzykować rewanż na gali organizatora, który jest trenerem rywala i któremu żywotnie zależy na jego przegranej? Praca polskich sędziów pozostawia wiele do życzenia na wielu galach – nie tylko w PLMMA.
Bardzo mało widowiskowo wypadły walki innych flagowych zawodników promotora Mirosława Oknińskiego. Karol Linowski (4-1) pokonał Mikhaila Bureshkina (5-6) z Białorusi, ale nie był w stanie skończyć walki przed czasem z dużo słabszym rywalem. Mateusz Piskorz (11-3) z kolei miał ogromne problemy z leworęcznym Brazylijczykiem Leandro Bispo (5-3). Polak nie podjął ryzyka frontalnego ataku, wymieniając ciosy bokserskie w stójce. Sędziowie dali mu wygraną głównie za większą agresywność.
Wojciech Orłowski z kolei obalał Wojciecha Balejko (4-7) i w nielicznych momentach kontrolował go w parterze. Balejko z kolei był już myślami, przy następnej walce z Szymonem Kołeckim, o czym obwieścił tuż po zakończeniu pojedynku. Kamery zdawały się czekać na ten wiekopomny moment. Przecież nic tak nie motywuje do następnego pojedynku jak przegrana. Całe szczęście, że Balejko nie zapomniał swojej kwestii, która widocznie ustalona była już wcześniej, bo Mirosław Okniński potwierdził ją w zaimprowizowanym polowym studio na końcu gali. Jak typowy polski promotor wystąpił w stroju sportowym i obowiązkowych krótkich spodenkach. Nawet w KSW właściciele nie potrafią tak gustownie dobrać sobie stroju.
Sumując widowisko, nie trudno oprzeć się wrażeniu, że była to trochę radosna twórczość ze scenariuszem napisanym pod prosto myślącego widza. Wygrali ci, którzy mieli wygrać, ale dzisiaj nie wszyscy to już kupują. To wariant sprzed 10-ciu lat, ale widzowie oczekują teraz już czegoś innego. Nawet w stacji serwującej „odgrzewane kotlety”, widowisko nie zachwyciło. Kiepskie prowadzenie gali przez Ireneusza Bieleninika i jego pomocnika, rzucało się w oczy. Występ blond włosego czupiradła, jako „lotnej reporterki” wśród pseudocelebrytek w rodzaju „Ewelajny” z Warsaw Shore, trzeba pominąć głębokim milczeniem. Internauci i branżowe komentarze niestety dla gali były bezlitosne a nasze podsumowanie i tak mocno wygładzone, ale drodzy panowie, jeśli chcecie tak promować MMA, to chyba bliżej wam do disco polo niż do muzyki poważnej. Chyba, że chcecie oscylować w segmencie niewyszukanej rozrywki.
Komplet wyników:
Walka wieczoru
93 kg: Szymon Kołecki pokonał Dariusza Kaźmierczuka przez TKO (uderzenia) w 1 rundzie (0:33 min)
Walka o mistrzostwo PLMMA w wadze średniej
84 kg: Costello van Steenis (Holandia) pokonał Marcina Naruszczkę (Polska) przez dyskwalifikację (niedozwolone kopnięcie w parterze) w 2 rundzie
Walka o mistrzostwo PLMMA w wadze lekkiej
70 kg: Marian Ziółkowski (Polska) pokonał Dragana Pesica (Wielka Brytania) przez poddanie (duszenie zza pleców) w 1 rundzie
Główna karta
84 kg: Paweł ''Trybson'' Trybała pokonał Pawła Bolanowskiego przez KO (uderzenia) w 1 rundzie (0:29 min)
84 kg: Mateusz Piskorz pokonał Leandro Bispo (Brazylia) przez decyzję 3-0
93 kg: Wojciech Orłowski pokonał Wojciecha Balejko przez decyzję 3-0
84 kg: Karol Linowski pokonał Mikhaila Bureshkina (Białoruś) przez decyzję 3-0
57 kg: Piotr Kamiński pokonał Mikołaja Kałudę przez poddanie (dźwignia na nogę) w 1 rundzie
80 kg: Michał Tarabańka pokonał Łukasza Ulińskiego przez poddanie (duszenie zza pleców) w 1 rundzie
84 kg: Matt Horwich pokonał Davida Ramiresa przez poddanie (dźwignia na ramię) w 2 rundzie
Karta wstępna
57 kg: Igor Wojtas pokonał Adriana Binieckiego przez decyzję 3-0
Pozostałe najwidoczniej odbyły się w innym wymiarze i czasoprzestrzeni, o czym widzowie nie muszą być poinformowani. Oni mają oglądać, a nie wybierać. Tak więc najczęściej pokazywany w reklamach Marian Ziółkowski - zniknął. O walce o pas wagi muszej Kałudy z Kamińskim nikt się nawet nie zająknął. Zniknęła jak kilogram nadwagi z ważenia, obłożony 50% stratą gaży. Najwidoczniej walka o pas nie była tak ważna jak inne.
Zniknięcie zaowocowało za to występami celebrytów i ich partnerek, które mogły przyjąć i pocztę kwiatową i pobłyszczeć w świetle kamer. No cóż… najwidoczniej taki był plan i scenariusz. Dwie najmocniej promowane przy okazji tego wydarzenia postacie, a więc debiutujący w MMA były mistrz olimpijski w podnoszeniu ciężarów, Szymon Kołecki (1-0), a także Paweł Trybała (3-1), czyli po prostu ''Trybson'', nie zawiedli oczekiwań organizatora i odnieśli bardzo szybkie zwycięstwa.
Nie było to trudne, ponieważ starannie wybrani rywale, spełniali wszelkie standardy „chłopców do bicia”. Z całym szacunkiem dla ich chęci, ale przed przyjęciem propozycji na walkę winni spojrzeć w lustro i sobie głęboko w oczy i odpowiedzieć szczerze – czy wyglądam na zwycięzcę? W ostateczności polecamy film „Pulp fiction” i rozmowę Marcellusa Wallace’a z zawodowym bokserem z bezcennym tekstem: „gdybyś miał coś osiągnąć, to dawno byś to osiągnął a teraz..” – wiadomo. Nie po to byli brani, by nie daj Boże wygrali walki z kreowanymi usilnie na gwiazdy MMA, celebrytami. Tylko na Boga, czy polscy widzowie muszą być karmieni walkami, których wynik jest z góry do przewidzenia?
Szymon Kołecki w nieco ponad pół minuty zastopował uderzeniami w parterze Dariusza Kaźmierczuka (0-6), ale czy mistrza olimpijskiego satysfakcjonuje takie zwycięstwo? Trybała z kolei w zaledwie 29 sekund obił w stójce Pawła Bolanowskiego przy użyciu kolan i uderzeń bokserskich. Rywal chyba tak jak i w poprzednim pojedynku, nie zadał żadnego uderzenia. Mamy nadzieję, że nie zabraniał mu tego kontrakt? Jednak żarty na bok, bo tak żenujących walk wieczoru chyba dawno na polskich galach MMA nie oglądano i uszczypliwość jest tu na miejscu. Szkoda, że stało się to w debiucie na tak poważnej stacji TV. Mamy nadzieję, że cyrk nie będzie przedłużany planowaną walką Kołeckiego z Balejko jaka została zapowiedziana przez organizatora.
Nie wszystkie walki były nudne i rozczarowujące. Zdecydowanie najwięcej emocji ze wszystkich pojedynków dostarczyło starcie Marcina Naruszczki z Costello van Steenisem. Przybysz z Holandii postawił bardzo wysoko poprzeczkę podopiecznemu Mirosława Oknińskiego, co doprowadziło do interesującej batalii z kilkoma zwrotami akcji, gdzie raz jeden, raz drugi był blisko wygranej przed czasem.
Niestety, bój zakończył się przedwcześnie wobec dwóch fauli Naruszczki, który najpierw wyprowadził nielegalne kolano, a następnie kopnął w głowę rywala, gdy obaj znajdowali się w parterze. Polak ratował się także dwukrotnie z opresji, gdy szedł na deski po ciosach. Van Steenis w taki sposób odebrał Naruszczce tytuł mistrza PLMMA w kategorii średniej, ale patrząc na postawę Holendra w klatce, będzie trudnym oponentem do pokonania nawet w rewanżu o ile na takowy się zdecyduje. Z taktycznego punktu widzenia byłaby to głupota z jego strony. Po co ryzykować rewanż na gali organizatora, który jest trenerem rywala i któremu żywotnie zależy na jego przegranej? Praca polskich sędziów pozostawia wiele do życzenia na wielu galach – nie tylko w PLMMA.
Bardzo mało widowiskowo wypadły walki innych flagowych zawodników promotora Mirosława Oknińskiego. Karol Linowski (4-1) pokonał Mikhaila Bureshkina (5-6) z Białorusi, ale nie był w stanie skończyć walki przed czasem z dużo słabszym rywalem. Mateusz Piskorz (11-3) z kolei miał ogromne problemy z leworęcznym Brazylijczykiem Leandro Bispo (5-3). Polak nie podjął ryzyka frontalnego ataku, wymieniając ciosy bokserskie w stójce. Sędziowie dali mu wygraną głównie za większą agresywność.
Wojciech Orłowski z kolei obalał Wojciecha Balejko (4-7) i w nielicznych momentach kontrolował go w parterze. Balejko z kolei był już myślami, przy następnej walce z Szymonem Kołeckim, o czym obwieścił tuż po zakończeniu pojedynku. Kamery zdawały się czekać na ten wiekopomny moment. Przecież nic tak nie motywuje do następnego pojedynku jak przegrana. Całe szczęście, że Balejko nie zapomniał swojej kwestii, która widocznie ustalona była już wcześniej, bo Mirosław Okniński potwierdził ją w zaimprowizowanym polowym studio na końcu gali. Jak typowy polski promotor wystąpił w stroju sportowym i obowiązkowych krótkich spodenkach. Nawet w KSW właściciele nie potrafią tak gustownie dobrać sobie stroju.
Sumując widowisko, nie trudno oprzeć się wrażeniu, że była to trochę radosna twórczość ze scenariuszem napisanym pod prosto myślącego widza. Wygrali ci, którzy mieli wygrać, ale dzisiaj nie wszyscy to już kupują. To wariant sprzed 10-ciu lat, ale widzowie oczekują teraz już czegoś innego. Nawet w stacji serwującej „odgrzewane kotlety”, widowisko nie zachwyciło. Kiepskie prowadzenie gali przez Ireneusza Bieleninika i jego pomocnika, rzucało się w oczy. Występ blond włosego czupiradła, jako „lotnej reporterki” wśród pseudocelebrytek w rodzaju „Ewelajny” z Warsaw Shore, trzeba pominąć głębokim milczeniem. Internauci i branżowe komentarze niestety dla gali były bezlitosne a nasze podsumowanie i tak mocno wygładzone, ale drodzy panowie, jeśli chcecie tak promować MMA, to chyba bliżej wam do disco polo niż do muzyki poważnej. Chyba, że chcecie oscylować w segmencie niewyszukanej rozrywki.
Komplet wyników:
Walka wieczoru
93 kg: Szymon Kołecki pokonał Dariusza Kaźmierczuka przez TKO (uderzenia) w 1 rundzie (0:33 min)
Walka o mistrzostwo PLMMA w wadze średniej
84 kg: Costello van Steenis (Holandia) pokonał Marcina Naruszczkę (Polska) przez dyskwalifikację (niedozwolone kopnięcie w parterze) w 2 rundzie
Walka o mistrzostwo PLMMA w wadze lekkiej
70 kg: Marian Ziółkowski (Polska) pokonał Dragana Pesica (Wielka Brytania) przez poddanie (duszenie zza pleców) w 1 rundzie
Główna karta
84 kg: Paweł ''Trybson'' Trybała pokonał Pawła Bolanowskiego przez KO (uderzenia) w 1 rundzie (0:29 min)
84 kg: Mateusz Piskorz pokonał Leandro Bispo (Brazylia) przez decyzję 3-0
93 kg: Wojciech Orłowski pokonał Wojciecha Balejko przez decyzję 3-0
84 kg: Karol Linowski pokonał Mikhaila Bureshkina (Białoruś) przez decyzję 3-0
57 kg: Piotr Kamiński pokonał Mikołaja Kałudę przez poddanie (dźwignia na nogę) w 1 rundzie
80 kg: Michał Tarabańka pokonał Łukasza Ulińskiego przez poddanie (duszenie zza pleców) w 1 rundzie
84 kg: Matt Horwich pokonał Davida Ramiresa przez poddanie (dźwignia na ramię) w 2 rundzie
Karta wstępna
57 kg: Igor Wojtas pokonał Adriana Binieckiego przez decyzję 3-0