Ciężkim piórem: Mayweather vs McGregor czyli tylko dla idiotów i kasy
- Kategoria: Newsy
- Opublikowano: czwartek, 13, lipiec 2017
Pierwsza konferencja prasowa Floyda Mayweathera (49-0, 26 KO) i Conora McGregora (21-3) związana z ich bokserskim pojedynkiem planowanym na 26 sierpnia w Las Vegas, jest już za nami. Było to prawdziwe show w stylu amerykańskich konwencji wyborczych. Konferencja odbyła się w Los Angeles i zgromadziła ogromną liczbę mediów i widzów w ilości od kilku do kilkunastu tysięcy. Zawodników i konferencję wzieliśmy pod ogień krytyki i ostrzegamy, że tekst jest długi.
Konwencja pierwszej konferencji była nieco dziwna jak na panujące w sportowych wydarzeniach zwyczaje. Być może brak czasu spowodował, iż scenarzysta pisał to na kolanie a pismo było niewyraźne i aktorzy odczytali to co chcieli a nie to co było napisane. Tym lepiej dla autentyczności i gorzej dla widowiska i przesłania.
A przesłanie jest jasne: jest mało miejsca dla sportu i liczy się tylko kasa. Mówiąc językiem Conora: pieprzyć Floyda, pieprzyć przyszłe pokolenia, zarabiajmy kasę i miejmy w d.. frajerów, którzy za to zapłacą. Trzeba ich trochę nakręcić, coś pokrzyczeć, coś popieprzyć i jak barany na rzeź zapłacą za popularność sportów, które budowały prawdziwe gwiazdy boksu: Muhammad Ali, George Foreman czy autentyczne gwiazdy wag od półśredniej do średniej a czasem i wyżej: Ray Sugar Leonard, Thomas Hearns, Marvin Hagler czy Roberto Duran. Floyd to tylko typowy "spijacz śmietanki", z uwagą że kilka walk z "niepokonanego" rekordu można zapisać w rekordzie sędziom a nie jemu. On nawet nie był mistrzem świata w boksie amatorskim, ani nawet mistrzem olimpijskim. Jeden brązowy medal IO to wszystko co zdobył jako amator. Czy można go porównać z Muhammadem Ali lub Rayem Leonardem? Odpowiedź jest prosta. Dokładnie tak jak z dziennikarzami - chcieliby pisać o świetnych zawodnikach, ale ludzie wolą czytać idiotyzmy o idiotach. Statystyki świadczą o tym dobitnie.
Popularność MMA także nie zbudował Conor McGregor. On przyszedł na gotowe. Póki co jednorazowo nie sprzedał więcej PPV niż rekordzista Brock Lesnar, więc trudno mówić, że zbudował ten przemysł. Ten sport budowali wyrobnicy a nie tylko gwiazdy. Nie było kalkulowanych walk, typu - oby faworyt nie przegrał. Dwa pojedynki z Nate Diazem udowodniły jaki był plani i intencje. Okay, można powiedzieć, że to także praca na rzecz innych, ale umówmy się: były w historii ciekawsze walki, które przetrwają próby czasu. Kilka walk Conora niestety nie. Co do gwiazd MMA. Czy Anderson Silva, Chuck Liddell, Randy Couture czy choćby Jon Jones nie byli lub czy nie są lepszymi i ciekawszymi zawodnikami? Czy wozili się jak wiejski woźnica w niedzielę przed pobliską parafią?
Właśnie styl konferencji i zachowanie obu budzi sprzeczne uczucia. Obraz dwóch prymitywów, którzy plują sobie bez mała w twarz z odległości 30 cm niczym przekupki na bazarze, paradoksalnie pasuje większości przeciętnych widzów i ich ciekawi. Nie ma co się dziwić - wszak spora rzesza widzów to idioci. Oni kupią wszystko. Czym bardziej nachalna i wulgarna jest reklama tym więcej kupią. "Nie dla idiotów?" - nie w tym wypadku. Tu organizatorzy krzyczą: "Idioci wszystkich krajów - łączcie się i kupujcie PPV". To dla nich jest ten produkt.
Czy to oznacza, że idiotyzmem jest oglądanie konferencji jak i grzechem będzie obejrzenie walki? Absolutnie nie i mówimy to z całą mocą. Kto z nas nie zatrzymał się na ulicy by oglądać kłótnię lub bójkę obcych nam ludzi? Większość z nas. O ile nie ma strachu czy zagrożenia, każdy jest zaciekawiony. Nawet walkami zapijaczonych kolesi. Każdy podniesiony głos, krzyki i bijatyka powoduje zaciekawienie u człowieka. Tutaj jednak dorzucono profesjonalną reklamę, oprawę i znane nazwiska.
Wracając do przyszłości. Jakie przesłanie z takich konferencji idzie w kierunku młodych zawodników i młodych ludzi chcących trenować, walczyć czy w ogóle zajmować się boksem czy MMA? Szczerze mówiąc - tragiczne. Widzą "Królów Życia", którym udało się osiągnąć sukces. Lecz oni nie mówią: pomogę ci dojść tam gdzie ja jestem lub wskażę ci jak ciężką pracą dojść do tego miejsca. Zamiast tego widzą faceta leżącego na stosie banknotów poklepującego panny wątpliwego autoramentu po zadkach i twierdzącego że to prawdziwe życie i to jest Mekka tego życia. Po prostu mówią: "pieprzymy cię, bo nie masz tyle kasy co my". C'est la vie - jak mówią Francuzi.
Jednak problemem nie jest to co dziś mówi Floyd i Conor ubrany w "popieprzony" garnitur, upstrzony wzorem "pieprzę cię". Problemem będzie to, że kiedyś ktoś może w jeszcze bardziej wulgarny sposób traktować jego niedawno powitą latorośl. Oby nie dosłownie, choć Bóg lub los, bywa przewrotny. A bywa. Co wtedy? Jakie przesłanie niesie postać Floyda czy Conora dla ludzi? Żeby się nachapać? Czy ładny garnitur nie przykrywa postaci zwykłego prymitywa z homoseksualnym podprogowym podtekstem?
Kiedy młodsi i nie tylko czytelnicy zechcą przejrzeć historię przywoływanego tu już raz Cassiusa Claya czyli Muhammada Ali, być może coś zaświta im w głowach patrząc na dwóch bałwanów promujących ten "zdrowy, sportowy tryb życia". Wszak sam Conor w Los Angeles przypominał jego walkę z Antonio Inokim, która była de facto pierwszym starciem MMA a raczej jego próbą. Ali był "Królem Życia" i zapoczątkował ten styl, który trwa do dziś. Czerpią z niego lepsi i gorsi naśladowcy trash talku. Jednak w jego wypadku Bóg i los był bardzo przewrotny. Dał mu talent, motorykę, prezencję i elokwencję jakiej nie ma nikt do dziś. Dał mu "Królestwo". Później jednak uczynił z niego kalekę i budzącego litość starca, wokół majątku, którego trwała kłótnia do ostatnich dni jego życia i o jeden dzień dłużej...Tyle, że Ali miał przesłanie, był wielką postacią, potrafił postawić się wszystkim politykom, społeczeństwu, zaryzykować karierę i niewyobrażalne pieniądze i za to ludzie go uwielbiali. A mimo to los zakpił z Alego, z jego krzyków na konferencjach. Poniżania rywali i trash talku.
To przestroga, by nie promować złych wzorców. Że życie nie znosi buty, arogancji i prędzej czy później wyrówna straty. Można w to wierzyć lub nie, ale warto się nad tym zastanowić, oglądając konferencje i pewnie finalnie walkę na której zarobią zawodnicy, promotorzy, telewizje. Na końcu za to zapłacą za to zwykli ludzie tacy jak my a którym obaj "Królowie Życia" mówią - "pieprzymy was".
Konwencja pierwszej konferencji była nieco dziwna jak na panujące w sportowych wydarzeniach zwyczaje. Być może brak czasu spowodował, iż scenarzysta pisał to na kolanie a pismo było niewyraźne i aktorzy odczytali to co chcieli a nie to co było napisane. Tym lepiej dla autentyczności i gorzej dla widowiska i przesłania.
A przesłanie jest jasne: jest mało miejsca dla sportu i liczy się tylko kasa. Mówiąc językiem Conora: pieprzyć Floyda, pieprzyć przyszłe pokolenia, zarabiajmy kasę i miejmy w d.. frajerów, którzy za to zapłacą. Trzeba ich trochę nakręcić, coś pokrzyczeć, coś popieprzyć i jak barany na rzeź zapłacą za popularność sportów, które budowały prawdziwe gwiazdy boksu: Muhammad Ali, George Foreman czy autentyczne gwiazdy wag od półśredniej do średniej a czasem i wyżej: Ray Sugar Leonard, Thomas Hearns, Marvin Hagler czy Roberto Duran. Floyd to tylko typowy "spijacz śmietanki", z uwagą że kilka walk z "niepokonanego" rekordu można zapisać w rekordzie sędziom a nie jemu. On nawet nie był mistrzem świata w boksie amatorskim, ani nawet mistrzem olimpijskim. Jeden brązowy medal IO to wszystko co zdobył jako amator. Czy można go porównać z Muhammadem Ali lub Rayem Leonardem? Odpowiedź jest prosta. Dokładnie tak jak z dziennikarzami - chcieliby pisać o świetnych zawodnikach, ale ludzie wolą czytać idiotyzmy o idiotach. Statystyki świadczą o tym dobitnie.
Popularność MMA także nie zbudował Conor McGregor. On przyszedł na gotowe. Póki co jednorazowo nie sprzedał więcej PPV niż rekordzista Brock Lesnar, więc trudno mówić, że zbudował ten przemysł. Ten sport budowali wyrobnicy a nie tylko gwiazdy. Nie było kalkulowanych walk, typu - oby faworyt nie przegrał. Dwa pojedynki z Nate Diazem udowodniły jaki był plani i intencje. Okay, można powiedzieć, że to także praca na rzecz innych, ale umówmy się: były w historii ciekawsze walki, które przetrwają próby czasu. Kilka walk Conora niestety nie. Co do gwiazd MMA. Czy Anderson Silva, Chuck Liddell, Randy Couture czy choćby Jon Jones nie byli lub czy nie są lepszymi i ciekawszymi zawodnikami? Czy wozili się jak wiejski woźnica w niedzielę przed pobliską parafią?
Właśnie styl konferencji i zachowanie obu budzi sprzeczne uczucia. Obraz dwóch prymitywów, którzy plują sobie bez mała w twarz z odległości 30 cm niczym przekupki na bazarze, paradoksalnie pasuje większości przeciętnych widzów i ich ciekawi. Nie ma co się dziwić - wszak spora rzesza widzów to idioci. Oni kupią wszystko. Czym bardziej nachalna i wulgarna jest reklama tym więcej kupią. "Nie dla idiotów?" - nie w tym wypadku. Tu organizatorzy krzyczą: "Idioci wszystkich krajów - łączcie się i kupujcie PPV". To dla nich jest ten produkt.
Czy to oznacza, że idiotyzmem jest oglądanie konferencji jak i grzechem będzie obejrzenie walki? Absolutnie nie i mówimy to z całą mocą. Kto z nas nie zatrzymał się na ulicy by oglądać kłótnię lub bójkę obcych nam ludzi? Większość z nas. O ile nie ma strachu czy zagrożenia, każdy jest zaciekawiony. Nawet walkami zapijaczonych kolesi. Każdy podniesiony głos, krzyki i bijatyka powoduje zaciekawienie u człowieka. Tutaj jednak dorzucono profesjonalną reklamę, oprawę i znane nazwiska.
Wracając do przyszłości. Jakie przesłanie z takich konferencji idzie w kierunku młodych zawodników i młodych ludzi chcących trenować, walczyć czy w ogóle zajmować się boksem czy MMA? Szczerze mówiąc - tragiczne. Widzą "Królów Życia", którym udało się osiągnąć sukces. Lecz oni nie mówią: pomogę ci dojść tam gdzie ja jestem lub wskażę ci jak ciężką pracą dojść do tego miejsca. Zamiast tego widzą faceta leżącego na stosie banknotów poklepującego panny wątpliwego autoramentu po zadkach i twierdzącego że to prawdziwe życie i to jest Mekka tego życia. Po prostu mówią: "pieprzymy cię, bo nie masz tyle kasy co my". C'est la vie - jak mówią Francuzi.
Jednak problemem nie jest to co dziś mówi Floyd i Conor ubrany w "popieprzony" garnitur, upstrzony wzorem "pieprzę cię". Problemem będzie to, że kiedyś ktoś może w jeszcze bardziej wulgarny sposób traktować jego niedawno powitą latorośl. Oby nie dosłownie, choć Bóg lub los, bywa przewrotny. A bywa. Co wtedy? Jakie przesłanie niesie postać Floyda czy Conora dla ludzi? Żeby się nachapać? Czy ładny garnitur nie przykrywa postaci zwykłego prymitywa z homoseksualnym podprogowym podtekstem?
Kiedy młodsi i nie tylko czytelnicy zechcą przejrzeć historię przywoływanego tu już raz Cassiusa Claya czyli Muhammada Ali, być może coś zaświta im w głowach patrząc na dwóch bałwanów promujących ten "zdrowy, sportowy tryb życia". Wszak sam Conor w Los Angeles przypominał jego walkę z Antonio Inokim, która była de facto pierwszym starciem MMA a raczej jego próbą. Ali był "Królem Życia" i zapoczątkował ten styl, który trwa do dziś. Czerpią z niego lepsi i gorsi naśladowcy trash talku. Jednak w jego wypadku Bóg i los był bardzo przewrotny. Dał mu talent, motorykę, prezencję i elokwencję jakiej nie ma nikt do dziś. Dał mu "Królestwo". Później jednak uczynił z niego kalekę i budzącego litość starca, wokół majątku, którego trwała kłótnia do ostatnich dni jego życia i o jeden dzień dłużej...Tyle, że Ali miał przesłanie, był wielką postacią, potrafił postawić się wszystkim politykom, społeczeństwu, zaryzykować karierę i niewyobrażalne pieniądze i za to ludzie go uwielbiali. A mimo to los zakpił z Alego, z jego krzyków na konferencjach. Poniżania rywali i trash talku.
To przestroga, by nie promować złych wzorców. Że życie nie znosi buty, arogancji i prędzej czy później wyrówna straty. Można w to wierzyć lub nie, ale warto się nad tym zastanowić, oglądając konferencje i pewnie finalnie walkę na której zarobią zawodnicy, promotorzy, telewizje. Na końcu za to zapłacą za to zwykli ludzie tacy jak my a którym obaj "Królowie Życia" mówią - "pieprzymy was".